Uczesani
Warszawski STS przywykł do wsadzania kija w mrowisko, szybkiego przenoszenia na swą scenę spraw, o których głośno na forum publicznym. W swej najnowszej prapremierze obrał jako głównego bohatera edukację narodową. Odwołał się do spostrzeżeń socjologów, psychologów, pedagogów kryminologów. Sam autor Nieuczesanych Czesław Czapów jest naukowcem. W rolach promotorów akcji ustanowiono adiunkta docenta.
W dostrzeganiu walorów scenicznych literatury faktu STS był ongiś prekursorem. Tematy prosto z życia zaczerpnięte przyniosły mu niejeden sukces. Odkrył też dla nich swoistą formę składankowej rewii, ubarwionej zawsze piosenkami.
Do tego wypróbowanego wzoru wrócił w Nieuczesanych, rzucając reflektory na złożoność procesu wychowawczego homo sapiens — od kołyski i rodzinnego domu poprzez szkołę, życie towarzyskie.
Są w tym przedstawieniu sceny ujmujące z trafną skrótowością powszechne wypaczenia w stosunkach dorosłych i nowych generacji (np. kokietowanie młodych, klasztorne warunki panujące w akademikach, o czym ostatnio rozgorzała dyskusja na łamach prasy). Dostało się też samym młodym za niekonsekwencje w ich postawach, rozmijanie się teorii z praktyką.
Jak wynika z deklaracji programowej twórcom przedstawieni: zależało na diagnozie stanowiące „przygotowanie do potrzebnego działania organizacyjnego, konstrukcyjnego, naprawiającego czy leczniczego. Jeśli działanie ma być sprawne i celowe, musi opierać się na możliwie wszechstronny poznaniu wyjściowego stanu rzeczy”.
Myśl szlachetna. Teatr Satyryków za bardzo dał się jednak zwieść w niektórych miejscach powadze stwierdzeń naukowych. Nie zdołał się uwolnić od mentorskiego tonu, który nie ma poklasku w życiu (zwłaszcza u młodych) i na żadnej scenie. Trudno o też zaakceptować u satyryków, którzy przyzwyczaili nas do wyostrzonego spojrzenia na każdą sprawę, śmiałości w obnażaniu zjawisk. W tym ich siła! W Nieuczesanych diagnostycy, dbający o wierność fotografii rzeczywistości, pokonali satyryków.
Nie wszystkim aktorom (STS jest, jak wiadomo, panem na dwóch scenach, ta druga to „Rozmaitości” — aktorzy grają i tam i tu) jest bliski specyficzny charakter rewii — szopki, jaki nadano Nieuczesanym. Starszemu pokoleniu aktorskiemu wyraźnie nie odpowiadała te ramy. Góruje młodzież, zwłaszcza w scenach, w których jest pozostawiona sama sobie. Nie ma jednak wielu chwil bez wtrącania się dorosłych. Wbrew obiecującemu tytułowi przedstawienie jest za bardzo uczesane.
Jeśli można mówić o konkurencji pomiędzy dwoma scenami należącymi do tego samego organizmu teatralnego, trzeba powiedzieć, że ostatnia prapremiera — też współczesna — w teatrze „Rozmaitości” Jest bardziej udana. Wersja sceniczna uznanej już powszechnie powieści Awans Edwarda Redlińskiego tropi celnie — i w atrakcyjnej formie — niebezpieczeństwa pogoni za powierzchowną cywilizacją na wiejskiej glebie.
Na konto zasług STS trzeba zapisać, że oba te przedstawienia dotyczą współczesnej rodzimej rzeczywistości, która jest zawsze witana przez widownie teatralne z dużym zaciekawieniem