Artykuły

Kasa i Tomek

Dramat ten nie znalazł się w szlagiero­wym tomie "Pokolenie Porno" Ro­mana Pawłowskiego pewnie tylko dlatego, że autorka jest pracownikiem na­ukowym UJ, a nie "wojownikiem", "rebe­liantem", "wieloboistą" i "pielgrzymem" jak większość z lansowanych ostatnio au­torów dramatycznych. Ma jednak inne za­lety. Nie wiem, na ile to było zamierzone, ale ta skromna obyczajowa sztuka urasta do rangi teatralnego odpowiednika "Kasi i Tomka". Ukazuje drugą, mroczniej­szą stronę partnerskiego związku dwojga 30-latków. To, co w serialu Bogayewicza jest dobroduszne i sympatyczne, tu przy­biera formy karykaturalne, obrzydliwe i dziwaczne. Burzyńska stawia w świa­tłach rampy nowego bohatera współcze­sności. DINKS-a mianowicie.

Samotność we dwoje

Zawsze podejrzewałem, że DINKS-y są znacznie bardziej interesującym materia­łem dla teatru od przeróżnych maklerów, copywriterów i innych dealerów. DINKS-y - przynajmniej z założenia - chodzą para­mi. Rozszyfrujmy angielski skrót: DINKS to "Double Income No Kids" (podwójny dochód, żadnych dzieci), czyli para singli żyjących razem. Romeo i Julia ery wolnej konkurencji. Praca jest dla DINKS-a waż­niejsza niż niepodległość miłości. Gotów jest pójść do łóżka z własną firmą i to jej jest wierny na śmierć i życie.

Oglądając warszawski spektakl, widzi­my, w jakim stopniu bohaterowie sztuki Burzyńskiej są uzależnieni od aktywności, działania, kreatywności. Jak żyją w świecie iluzji. W jaki sposób budują sobie mały, domowy matrix. Nic nie jest tym, czym się wydaje: żyjesz z kimś parę lat, a w łóżku leży ktoś obcy. Co DINKS-y mają wspólne­go? Minutowe stosunki seksualne, rozmo­wy przez drzwi łazienki, międzypłciowe gierki, skamlenie o sekundę uwagi, permanentne udawanie kogoś innego. Afro­dyzjakiem DINKS-a, zarówno męskiego, jak i żeńskiego, jest poczta głosowa. "Ko­cham cię. Tęsknię. Będę na pewno". Po­woli sam zaczyna się zachowywać jak au­tomat. Jak coś idzie nie tak - trzeba zrese­tować sytuację. Zamiast dokonania dra­matycznego wyboru można po prostu wyczyścić sobie twardy dysk w głowie.

Im bliżej końca sztuki, tym bezlito­śniej pryska mit supersamców i superme­nek. Budzą się rano pewnej niedzieli i oka­zuje się, że nie mają już nic. Ona (Anna Gajewska) przez sześć miesięcy jeździła do nieistniejącej pracy. On (Sławomir Grzym­kowski) od trzech tygodni udawał, że pod­pisuje lukratywne kontrakty za granicą. Właśnie wyczyścili ostatnie konto. Są, o zgrozo i hańbo, bezrobotni. A dla loose­rów, czyli przegranych, nie ma miejsca w dzisiejszym społeczeństwie. "Dinks­-dinks"... nie wiem jak Państwu, ale mnie kojarzy się to z odgłosem spadania.

Jak żyć bez kopa

Ciekawe, że nawet ogłuszeni prawdą bohaterowie nie potrafią zatrzymać się, spróbować coś zmienić. Nie potrafią zna­leźć innego schematu szczęścia od tego, w który uwierzyli. Żyć inaczej, wolniej, skromniej? A skąd. Nie można przecież zejść poniżej poziomu. Jak wakacje - to Kenia, jeśli garnitur - to od Armaniego. Bohaterowie czują, że w ich próżnię emo­cjonalną może wejść tylko śmierć. Czło­wiek uzależnia się od adrenaliny, praco­holicznego kopa. Jeśli zwolni - może być tylko gorzej. A jednak w finale Burzyńska zawiesza odpowiedź. Daje nieudanym ko­chankom malutką nadzieję. Nie wiemy, co zrobią następnego dnia, w poniedzia­łek. Może odkręcą gaz. Może dadzą na mszę. Może zmajstrują sobie potomka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji