Artykuły

Strach przed kuponem

Każdy chciałby wygrać w totolotka i każdy wie, co zrobiłby z wygraną. Bohater sztuki Györgya Spiró też chciał i wiedział, tyle że — w przeciwieństwie do większości ludzi — wygrał. I tu zaczęły się schody

Przez godzinę i kwadrans oglądamy właśnie te schody, po których jak do piekielnej czeluści zstępują bezimienny bohater Prah i jego bezimienna żona. Ludzie zwykli, prości, nie za mądrzy, nie za piękni, nie za młodzi. Mieszkający w przechodzonym domku po dziadku kobiety, gdzieś na nieatrakcyjnej bezimiennej prowincji. Mają długi, dzieci (też – jak wynika z ich rozmów – nie za mądre). On ma mizerną pracę, ona siedzi w domu i stara się prowadzić ten dom oszczędnie. Scenografia oddaje wiernie ową ubogą zwyczajność – werandowe sterane latami okno, stół z ceratą, stary telewizor, stary paskudny fotel, półeczka z przetworami i półeczka z zasłonką.

Bohaterowie są zwyczajni, co nie znaczy, że pozbawieni charakteru. Ona (Małgorzata Kochan), z pozoru kura domowa, lubi okazać poczucie wyższości (to jej dom, jej rodzina jest idealna). Jest przy tym pozbawiona poczucia humoru, wszystko traktuje dosłownie i ze śmiertelną powagą. On (Kajetan Wolniewicz) jest zgnębiony biedą i brakiem perspektyw, ale delikatność kazała mu ukrywać przed żoną to, co mogło ją dotknąć (czyi i nieładne zachowanie jej rodziny poproszonej o pożyczkę). On wykazuje też inicjatywę, starając się jakoś utrzymać rodzinę na powierzchni. To on zaczął grać w totolotka w tajemnicy przed żoną, no i wygrał.

Spiró pokazuje, co świadomość wygranej – i świadomość, że ta wygrana może wszystko zmienić – robi z ludźmi przyzwyczajonymi do swojego szarego, ale oswojonego i bezpiecznego życia. Najpierw są kłopoty z kuponem, który trzeba schować w bezpieczne miejsce. Potem plany – co kupić (najlepiej wyspę w Jugosławii, tę, którą mieli Liz Taylor i Richard Burton, choć i firanki przydałoby się wymienić). Potem – co zmienić. Wychodzi na to, że zmiany (tego przynajmniej dowodzi pesymistyczna kobieta) sprowadzą tylko nieszczęścia Świat, który nagle się przed nimi otworzył, wydaje się straszny i groźny. Ta walka czarnowidztwa kobiety i nieśmiałego optymizmu mężczyzny jest prowadzona przez autora, reżysera i aktorów precyzyjnie i z wyczuciem komizmu (z ponurym odcieniem).

Gdzieś w drugiej połowie spektakl staje się jednak przewidywalny i mniej ciekawy – choć niby autor wchodzi głębiej w dusze bohaterów i doprowadza ich do rodzinnej psychodramy. Tak jakby wszystko zmierzało szybko, gładko i na skróty do finału, który być może miał być zaskakujący, ale w gruncie rzeczy łatwo daje się przewidzieć. Co nie zmienia faktu, że przedstawienie ogląda się dobrze – to sprawnie zrobiony i dobrze zagrany kawałek cudzego życia. Aż strach po nim zagrać w totolotka.


Teatr Ludowy. György Spiró Prah. Reżyseria — Paweł Szumieć, scenografia — Marek Braun, kostiumy — Jolanta Łagowska. Premiera na Scenie pod Ratuszem 23 lutego

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji