Artykuły

Dulszczyzna - swojszczyzna

Kogo i dlaczego miałaby dzisiaj obchodzić "Moralność pani Dulskiej"? - pytano przed premierą sztuki Gabrieli Zapolskiej w Teatrze "Wybrzeże". Sięganie do Zapolskiej było dla jednych kolejnym dowodem repertuarowego kryzysu, dla drugich zaś -ucieczką w "bezpieczną", dostatecznie już oswojoną i wdzięczną w odbiorze klasykę i Inscenizacja, której na gdańskiej scenie dokonali Adam Orzechowski (reżyser) i Sławomir Jan Lewandowski (scenograf), przekonała, że tak naprawdę nikt nie ma racji. Bo klasyczna i "po bożemu" wystawiona Zapolska może brzmieć zdumiewająco współcześnie.

Oto znani nam dobrze bohaterowie i "królestwo", którym trzęsie jejmość Dulska. W tej roli oglądamy Wandę Neumann. Pierwsze sceny rozgrywają się według uświęconego tradycją obyczaju - Dulska miota się, krzyczy, zrzędzi i musztruje domowników. Wkrótce pojawiają się i oni: córki - pensjonarki -Hesia (Joanna Kreft-Baka) i Mela (Anna Bielańska), milczący Felicjan (Jerzy Łapiński) i zmordowany nocnymi uciechami birbant Zbyszko (Krzysztof Matuszewski). Fabułę też znamy: Zbyszko za cichym przyzwoleniem mamusi romansuje ze służącą Hanką (Sławomira Kozienice), co pewnie trwałoby jeszcze długo, gdyby nie ciąża dziewczyny i perspektywa "skandalu", który zgrabnie zażegnuje niezawodna ciocia Juliasiewiczowa (Elżbieta Goetel). Wysnuć wnioski z tej historii uczono nas w szkole, gdzie przy okazji analizy dzieła Zapolskiej przyswajaliśmy pojęcia: "dulszczyzna" i "kołtuństwo" oraz interpretację utworu wymierzonego w mieszczańską obyczajowość.

Od napisania "Moralności pani Dulskiej" dzieli nas prawie stulecie i dziw, że nie bez satysfakcji i prawdziwej przyjemności patrzymy na kolejne przedstawienie tej popularnej sztuki. W spektaklu nie ma właściwie niczego, co stanowiłoby próbę "poprawiania" Zapolskiej, jakiejś aktualizacji. Kostiumy (wyjątkowo zresztą piękne) są stylowe, wnętrze saloniku akurat takie, jak trzeba, wszystkie postaci - znakomite. Tekst brzmi świetnie, dobrze napisana sztuka po raz kolejny sprawdza się w teatrze.

To jednak nie wszystko. Siłą tego przedstawienia jest pulsujący pod warstwą zdarzeń i pysznie odmalowanych sytuacji komizm połączony z dojmującym tragizmem. Wanda Neumann jako Dulska kapitalnie balansuje na granicy między realizmem i groźną powagą, a komizmem przejawiającym się w spojrzeniu, intonacji głosu, geście. Czasami tę śmieszność bohaterki podkreśla jeszcze strój. Są chwile, w których do groteskowego przerysowania wydaje się być blisko, ale aktorka ani na moment nie traci kontroli nad postacią. Efekt jest wyborny. Śmiejemy się, bo do tego nas Dulska-Neumann wprost prowokuje. Ale ten śmiech, proszę państwa, jest zwykłą pułapką. Patrzymy bowiem na ludzi przeżywających prawdziwy dramat. Najtrudniej jest Zbyszkowi, który szamocze się między poczuciem sprawiedliwości, świadomością absurdalności swego bytowania, a konformizmem. Jeszcze się szarpie, jeszcze próbuje zdusić w sobie "kołtuna", ale łatwo daje za wygraną. To rozdarcie, maskowane błazenadą, Krzysztof Matuszewski oddaje dojmująco. Juliasiewiczowa i ojciec a nawet Hanka są tymi, którzy na różne sposoby idą z rzeczywistością na kompromis. Spokój czy honor każde z nich czymś okupuje, bo kompromis zawsze ma wysoką cenę. Do tego kompromisu zdolna będzie też wkrótce sprytna Hesia. Melę - naiwną i romantyczną świat pewnie zniszczy. Ale tego w tekście już nie ma. To pozostaje w domyśle. Tak jak i odpowiedź na pytanie: kogo to wszystko dziś obchodzi? Może powinno obejść tych, którzy sądzą, że żyją przykładnie i "po bożemu?"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji