Gwiezdne podróże, dworskie intrygi i zyzusie tłuściochy. Co dziś oglądamy, czytamy, czego słuchamy?
Dlaczego wesele miałoby być bezpieczniejsze od "Wesela"? Nie mam pojęcia. Wiem za to, co może nam pomóc przetrwać długie, samotne pandemiczne wieczory - pisze Emilia Dłużewska w Gazecie Wyborczej.
Wygląda na to, że polska jesień w tym roku będzie nie tyle złota, co żółta - od soboty cały kraj znalazł się w tzw. żółtej strefie. A to oznacza nowe pandemiczne obostrzenia.
Nie ma się co łudzić - znów uderzą one w branżę kultury. Teatry, kina i filharmonie będą mogły zapełniać tylko 25 proc. widowni. Część scen już poodwoływała spektakle, inne zapowiadają, że będą grać dalej. Waży się los planowanych na jesień tras koncertowych. Nie poddają się kina - w piątek zgodnie z planem rozpoczął się Warszawski Festiwal Filmowy, działać mają też multipleksy.
Obostrzenia są potrzebne - zakażenia szybują, a służba zdrowia leci na oparach. Nie dziwię się jednak frustracji ludzi kultury, którzy zauważają, że podobne restrykcje nie są wymagane w przypadku kościołów czy rodzinnych imprez. Dlaczego wesele miałoby być bezpieczniejsze od "Wesela"? To wie chyba tylko rząd.
Zyzusie tłuściochy i dzikie brzoskwinie
Bez ograniczeń można na szczęście sięgać po książki. Przynajmniej w teorii. Jeśli podobnie jak ja chcieliby państwo sięgnąć akurat po "Baśń o wężowym sercu" Radka Raka, będą państwo musieli uzbroić się w cierpliwość. Pierwszą od pięciu lat powieść nagrodzoną Nike w ciągu doby wymiotło z księgarni. Czekając na dodruk, pocieszam się, że przynajmniej nie powinno być mi głupio - wygląda na to, że nie tylko ja nie zdążyłam jej jeszcze przeczytać.
W tym, że jest na co czekać, upewnia mnie nie tylko werdykt kapituły Nike i pełne entuzjazmu zapewnienia kolegi Słodkowskiego, ale przede wszystkim rozmowy z samym autorem. W ostatniej, opublikowanej w weekendowej "Wolnej Sobocie" laureat opowiada Dorocie Wodeckiej o potrzebie mitu, ucieczce od historycznych paraleli, ludziach i innych zwierzętach. W tym o mieszkaniu z zyzusiami tłuściochami*:
Kiedyś uznałem, że koniec, za dużo ich jest, i pierwszego, który mi się nawinął, wyrzuciłem, gdy wychodziłem do pracy, na klatkę schodową. Wracam, a ten biedak siedzi na framudze i czeka. Otworzyłem mu drzwi i powiedziałem, że ma pół minuty, żeby wejść. I wszedł.
Skoro nie zdobywca Nike, to może tegoroczna noblistka? Niestety, znowu pudło. Przynajmniej jeśli chciałoby się przeczytać ją po polsku. Twórczość nagrodzonej przez Akademię Szwedzką amerykańskiej poetki Louise Glück jest nad Wisłą niemal nieznana. Trzy jej wiersze w przekładzie Julii Hartwig ukazały się 17 lat temu w antologii "Dzikie brzoskwinie", fragmenty dwóch innych przełożyła dla "Wyborczej" Agnieszka Pokojska, swoje tłumaczenia Glück przygotowała Natalia Malek. Do tej pory żadne wydawnictwo nie pokusiło się o przełożenie całego tomu. Czy Nobel to zmieni? Być może, choć o pewność trudno.
*cierpiących na arachnofobię uprasza się o niewyszukiwanie
Do gwiazd i po nowy tłumik
Na szczęście wiem, że czytelniczego rytmu nie warto uzależniać od nagród i nowości. Co jakiś czas wracam do książek i autorów, którymi zachwyciłam się lata wcześniej. Ostatnio na nowo odkrywam Lema, dzięki koledze, który pożyczył mi "Niezwyciężonego" i "Kongres futurologiczny".
To powieści kompletnie różne - pierwsza jest powolna, wypełniona pustką i emanuje z niej groza; druga toczy się w szalonym tempie i wielokrotnie parsknęłam nad nią śmiechem. Łączy je niezwykła wyobraźnia Lema, językowa siła i umiejętność stawiania głębokich pytań w sposób celny i pozbawiony nadęcia.
Jeśli jakimś cudem nie czytali państwo dotąd Lema, proszę w to iść bez wahania - zawsze warto, a w jesiennym lockdownie tym łatwiej będzie się wczuć w klimat kosmicznego osamotnienia. A potem sięgnąć po "Życie nie z tej ziemi", biografię Lema autorstwa Wojciecha Orlińskiego. Nie jestem fanką biografii, ale to akurat życiorys wybitnie fascynujący. Paradoksalnie częściowo ze względu na swoją normalność. - To uderzające, jak zwyczajne i przeciętne były marzenia Lema - mówił po premierze Orliński.
W jego książce ta zwyczajność i przeciętność przeplatają się z absolutną wyjątkowością, by nie powiedzieć - geniuszem. Gwiezdne podróże i planetarne podboje przerywają problemy z biurokracją; starcia ze złowrogą kosmiczną siłą mieszają się z walkami o części do wiecznie psującego się samochodu. A nad marzeniami o świetlanej przyszłości wisi cień niedawnej przeszłości, przeżytej w pierwszej połowie XX w.
Żyć i przeżyć na dworze cara
Jeśli od przyszłości bardziej interesuje państwa przeszłość, polecam cofnąć się o niecałe trzy stulecia - w HBO GO można obejrzeć serial "Wielka", którego główną bohaterką jest caryca Katarzyna II. W pierwszym sezonie Katarzyna nie przystaje do obrazu bezlitosnej, okrutnej władczyni, jaki mają w głowie wszyscy absolwenci polskich podstawówek - jest nieco zagubioną dziewczyną, równie ambitną, co naiwną, która metodą prób i błędów uczy się życia (i przeżycia) na rosyjskim dworze.
W serialu Tony'ego McNamary wyraźnie słychać echa "Marii Antoniny" Sophii Coppoli i "Faworyty" Jorgosa Lanthimosa - historyczny kostium jest tu podobnie umowny, bohaterowie wydają się równie bliscy współczesnemu widzowi. Nie ma tu jednak Coppolowskiej melancholii czy zimnego okrucieństwa greckiego reżysera. "Wielka" jest od nich lżejsza, to serial rozrywkowy, niegłupi i świetnie zagrany (w carycę wciela się Elle Fannig, w jej małżonka-kretyna Nicholas Hoult, znany m.in. z "Faworyty"). W sam raz na szarugę za oknem.
Dziś i jutro również:
W Kinotece trwa 36. Warszawski Festiwal Filmowy - w programie m.in. filmy z festiwali w Sundance i Wenecji
„Wrzenie. Francja na krawędzi” - o napięciach we współczesnej Francji porozmawiają reporterka Anna Pamuła i redaktor Dariusz Rosiak
BYĆ BLIŻEJ. (Nie)dostępność migrantów i migrantek do kultury - debata online w Muzeum Sztuki Nowoczesnej, wtorek godz. 18
Reportaż wcieleniowy. Jak testować społeczeństwo? - spotkanie z dziennikarzem śledczym Tomaszem Patorą poprowadzi Paulina Małochleb, transmisja online we wtorek o godz. 18.30