Artykuły

Szampańska groza

Repertuar muzyczno-teatralny nabrał rumieńców, gdy Operetka Wrocławska przywiozła do Warszawy klasykę powojennych musicali — Skrzypka na dachu i Cabaret. Oba utwory zbliża temat — narastający obłęd fanatyzmu, pogromy Żydów w carskiej Rosji i w hitlerowskich Niemczech, dramat małych ludzi w podmuchu wielkiego huraganu, ludzi, którzy śpiewają i tańczą, piją szampana i wódkę, kochają się i rozstają nie przeczuwając i nie rozumiejąc ani tragedii, ani jej rozmiarów.

Reżyser i choreograf spektakli Jan Szurmiej, dyrektor artystyczny sceny operetkowej we Wrocławiu a od niedawna też w Warszawie, tak pokierował przedstawieniem Skrzypka na dachu, że ten bestseller po prawie 20 latach głośnych inscenizacji i kreacji nie stracił świeżości. Muzyka Jerry’ego Bocka, teksty piosenek Sheldona Karnicka (libretto Josepha Steina wg opowiadań Szolema Alejchema) pulsują życiem. Jest komedia, nastrój, rodzajowe obrazki bliższe prawdy niż operetkowych i rewiowych nawyków. Jest żydowskie wesele, majufes, są pejsy, brody, mycki i żydowskie frędzle (kostiumy — Marta Hubka). Zamerykanizowane melodie żydowskie brzmią z blaskiem i nostalgiczną łezką.

Widowisko nie ma jednak nic z muzeum folkloru. Janusz Zakrzeński, mistrz prostoty i ekonomii środków aktorskich, nie przebarwił postaci Tewjego. Wiejski mleczarz w jego ujęciu nie jest postacią operetkową, tylko prawdziwym Żydem z Anatewki, zagubionej na peryferiach carskiego imperium w pierwszych latach naszego wieku. W jego słynnych rozmowach z Bogiem jest więcej prawdy niż efektu, jest serce i rozum, naiwny i oryginalny realizm prostego i biednego Żyda.

Nikt z licznego zespołu nie naśladuje szeleszczących spółgłosek i melodii żydowskiej mowy, ale dzięki temu akcent pada na sposób myślenia a nie mówienia. Nie ma tu atrakcyjnych głosów ani popisowego śpiewu, ale może dlatego wydaje się, że jest to gmina zwykłych ludzi a nie zespół zawodowych piosenkarzy z musicalowej konwencji. Chagallowski skrzypek, błąkający się po scenie — nie wiadomo czy należy w nim podziwiać bardziej instrumentalistę czy mima — po prostu gra w sposób bardzo żydowski.

Fundamentem i atutem zespołu jest orkiestra, impulsywna i kolorowa w brzmieniu. Czuje świetnie sekrety tempa i jego najlżejsze wahania pod unerwioną ręka Marii Oraczewskiej-Skorek i Bogusławy. Orzechowskiej.

Teksty przełożyli znakomici specjaliści: Skrzypka — Antoni Marianowicz, Cabaret — Wojciech Młynarski i Kazimierz Piotrowski. Ruchoma scenografia jest funkcjonalna (Wojciech Jankowiak).

Cabaret Johna Kandera, Joe Masteroffa i Freda Ebba dozuje posmak satyry i parodii. Są tu efektowne sceny imponujące sprawnością muzyczną i aktorską, są świetne girlsy, które tańczą, śpiewają, przebierają się, maszerują, popisują się akrobacjami. Wcielają się w sztywne walkirie narodowego socjalizmu i miękkie kokoty z epoki triumfów berlińskiego kabaretu. W rolach Sally i Konferansjera Agnieszka Matysiak z wulkanicznym temperamentem i Wiesław Gawełek giętki jak wąż przypominają echa niedoścignionych wzorów filmowych. Chrypka w niektórych głosach nie wywołuje takiego dreszczu jak krtań Armstronga, ale przedstawienie wyrasta ponad przeciętność, rozbawi, poruszy i skłoni do myślenia najbardziej opornego widza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji