Prawdziwa twarz Kate K.
Paradoks polega na tym, że KATARZYNA KWIATKOWSKA właściwie osiągnęła tak zwany sukces zawodowy, nie pokazując swojej twarzy. Czasami przyznaje, że ludzie jej się przyglądają (Skąd ja ją znam? Ona ma coś z Jandy. A może ze Szczuki?), ale i tak nie bardzo wiedzą, kim jest.
Jej historia przypomina trochę hollywoodzki sen: chude lata w trudnym i niepewnym zawodzie aktorskim, a potem wielki boom w "Szymon Majewski Show". I nagle wszyscy się pytają: skąd się wzięła ta dziewczyna?
Wyobraźcie sobie taką sytuację: spotykacie na studiach cholernie zdolną osobę. Jesteście przekonani, że ma talent, energię i zapał, więc musi jej się udać. Tymczasem mijają lata i inni koledzy świetnie sobie radzą w zawodzie, a właśnie ona nie ma szczęścia. Jest o krok od załamania, ale ciągle w siebie wierzy. Pewnego dnia idzie na casting do telewizji, a jej życie zmienia się o 180 stopni... Być może brzmi to jak zarys ckliwego scenariusza, ale w przypadku Kate K. tak właśnie było.
Kate K. i ja
Poznałyśmy się w Akademii Teatralnej. Był rok 1997, może 1998. Teraz zupełnie nie mogę sobie przypomnieć, jak to się stało, że Kwiatkowska zagrała w moim pierwszym samodzielnym egzaminie w szkole. Ale zagrała i została. Potem były następne egzaminy, moje przedstawienie warsztatowe "Mistyfikacje". Plakat z niego wciąż wisi w mieszkaniu Kate (na Kasię Kwiatkowską od zawsze mówi się "Kate"). To moja jedyna (czytaj: najwierniejsza) kumpela ze szkoły. Zawsze zarażała mnie swoim optymizmem, a ja zawsze w nią wierzyłam i nie mogłam zrozumieć, jak to się dzieje, że ta dziewczyna nie ma jeszcze etatu w teatrze, ze bez przerwy biega na castingi, podkłada głosy i tak upływa jej czas. Popłakałam się w teatrze tylko raz: kiedy zobaczyłam Kate w scenie ze "Szklanej menażerii", dawno temu, na cudzym egzaminie. Trafiło mnie. Poszłam jej podziękować i formalnie się rozkleiłam. Przez całe lata wiedziałam, ze kiedyś się jej uda. Dlatego nigdy o tym nie rozmawiałyśmy. Kurwa, to jest okropne udzielać tobie wywiadu - mówi Kate. I od razu zaczynamy się śmiać.
Zrób to sobą
Paradoks polega na tym, że Kate właściwie osiągnęła tak zwany sukces zawodowy, nie pokazując swojej twarzy. Czasami przyznaje, że ludzie jej się przyglądają (Skąd ja ją znam? Ona ma coś z Jandy. A może ze Szczuki?), ale i tak nie bardzo wiedzą, kim jest. W szkole teatralnej każdy przechodził przez etap parodiowania profesorów i innych kolegów. O ile Maję Komorowską świetnie "robili" wszyscy, o tyle w Jandzie Kate zawsze była najlepsza. Można powiedzieć, ze Kate naprawdę długo trenowała, zanim kilkanaście lat później przez zupełny przypadek wzięła udział w castingu do programu "Szymon Majewski Show".
W środowisku ludzie i tak wiedzą, że to jestem ja. Mam nadzieję, że juz niedługo będę mogła zapracować na swoją własną twarz, że posypią się jakieś propozycje. Oczywiście, bałam się przez moment, że każdy, kto będzie mi proponował nowe role, będzie od razu sugerował: zrób to tą i tą, a nie sobą. Trochę tak było na początku. Na przykład raz ustyszałam taki tekst: niech pani zagra prostytutkę, ale niech pani ją zagra Szczuką, to będzie niezła zbitka. Mogłam tylko powiedzieć: uuuuuu. I zrezygnować.
Moda na sukces
Kate zawsze była niepoprawną optymistką. I zawsze była aktorką, chociaż tak długo czekała na ten jeden właściwy moment. Zawsze obsesyjnie
przywiązana do Warszawy, przyjaciół ze szkoły, zawodu. Nigdy nie chciała się poddać.
Ja w ogóle nie mam poczucia, że robię coś gorszego czy złego. To jest tak, jakby postawiono mi zarzut, ze zaistniałam najpierw w farsie, a nie w dramacie reżyserowanym przez Krystiana Lupę. Tego typu rzeczy strasznie głupio i trudno porównywać - odpowiada Kate, kiedy próbuję ją docisnąć, czy nie ma żalu, że zaczęta jednak od komerchy.
To, co teraz robię, mieści się gdzieś pomiędzy kabaretem politycznym, farsą a teatrem. Nie mogę mieć pretensji do świata, że nie zadebiutowałam na deskach Teatru Rozmaitości. Zresztą w programie nie ma żadnej fuszerki. Z reguły przed każdym nagraniem są dwie próby, podczas których pracujemy ze scenarzystką Olą Wolf i reżyserem Rafałem Piekoszewskim. Ustalamy, gdzie jest miejsce na improwizację, gdzie muszą paść konkretne dialogi, a potem jest nagranie z publicznością. Musimy być bardzo skoncentrowani i czujni. Poza tym mamy dziewięć stron tekstu do nauczenia z dnia na dzień. To jest rewelacyjny trening aktorski.
Kazia, Doda, Krycha
Jako osoba, która już od dziewięciu lat nie ma telewizora, przez długi czas byłam nieświadoma skali sukcesu Kate. Za to wspólni znajomi na imprezach gratulowali jej za każdym razem i mówili mi, ze ona naprawdę jest świetna. Kate coś tam mruczała i dziękowała. W końcu nadrobiłam zaległości i obejrzałam wcześniejsze programy. Nie wiem, kto mnie bardziej bierze: Krystyna, Doda czy Kazia.
Ze Szczuką jest śmiesznie, bo my jesteśmy do siebie bardzo podobne. Zimą okazało się, ze złapałam jej jedną minę, potem założyłam czapkę i kurtkę (prywatnie mamy takie same kurtki, rzadki model na rynku, a w dodatku takie same buty - też rzadki model) i Kazia była gotowa. Zresztą prywatnie mamy podobny światopogląd: takie same rzeczy mnie wnerwiają, takie same mi się podobają.
Ostatnio spotkałyśmy się przypadkowo na Manifie i Szczuka mi powiedziała, że wyglądam jak jej siostra. Byłyśmy tak samo ubrane i kiedy stałyśmy obok siebie, przypominałyśmy babskie wojsko. Parodiowanie Szczuki jest dla mnie parodią pozytywną. Kazimiera bywa po prostu śmieszna, ale poza tym promuje takie wartości, pod którymi ja sama się podpisuję - wyznaje Kate. Za to, zanim sama obejrzałam odcinki z Dodą, wiedziałam od Kate, ze między nią a naszą ulubioną gwiazdą piosenki coś iskrzy: Doda się obraziła na mnie, kiedy powiedziałam w ja kimś wywiadzie, ze jest Lepperem świata muzycznego, co podtrzymuję (na potrzeby tego wywiadu też). To jest takie wejście chamstwa na salony muzyczne. Jej piosenki są bardzo melodyjne (Kate nuci). Mój pies je uwielbia. Ostatnio miałam osobiste spotkanie z Dodą. Miałyśmy wystąpić
w tym samym programie, ale nikt nas o tym nie poinformował i spotkałyśmy się w jednej garderobie. Na szczęście dzieliło nas cienkie przepierzenie. Doda przez kwadrans nic nie powiedziała, tak się zestresowała. Myślała, że jestem tam tylko po to, żeby ją sparodiować. Mam wrażenie, że Doda chciała ze mnie zrobić swojego giermka. Były do mnie jakieś telefony, żebym występowała razem z nią: to znaczy ona będzie występować z Radkiem i to będzie przetykane moimi wejściami. Ja będą ją "robiła", a potem Doda stanie koło mnie i powie (tu Kasia naśladuje Dodę): Super! Świetnie to robisz, naprawdę! Świetna reklama! Jesteś fajną laską. Czuję, że się rozumiemy.
Kate bezbłędnie łapie styl i cudowny, ciepły, prostacki ton głosu Dody. Przez chwilę czuję się, jakby Doda przez przypadek wstąpiła do mnie na kawę. Kate też jest wyraźnie zachwycona jej osobowością: - Szczerze mówiąc, nie zetknęłam się dotąd z postacią tak barwną i chamską jednocześnie, tak pełną czaru i wdzięku. To jest po prostu świetny materiał do grania. Spoko! Dlatego nie mam dyskomfortu "robiąc" Dodę. Nie przejmuję się tym, co ona sobie myśli - twierdzi Kate. I słusznie.
Jestem aktorką
Aktorzy zawsze są trudni. Dlatego staram się z nimi nie przyjaźnić. Nie dlatego, że są nieciekawi. Oni po prostu wiecznie mówią tylko o sobie. Kate, oczywiście, jest i nie jest wyjątkiem w tym zawodzie. Mam swoją ulubioną anegdotę z Kate w roli głównej: Kate przedstawia się mojemu przyjacielowi. Zaczyna od zdania: jestem aktorką, podaje rękę. Imię nie pada. Przyjaciel nie złapał żartu i przez długi czas się oswajał, a raczej omijał. Kiedyś Kate mnie zapytała: - Czy ja jestem aż taka egzaltowana? Tak odpowiedziałam. Ale mnie to już nie drażni. Zdążyłam przywyknąć. Zresztą Kate ma do siebie wiele dystansu i to ją ratuje. Lata posuchy i zawodowego niefartu jakoś ją zaimpregnowały na sukces i jego negatywne konsekwencje.
Ile my znamy kolegów, którzy "po" nikogo nie poznają! Dlatego cieszę się, że Kate nie grozi przepoczwarzenie się w medialną gwiazdę z zadartym nosem. A sama Kate też wie, że na to jest trochę za późno.
- Zawsze myślałam, że to mnie nigdy nie spotka (śmiech). Pogrzebałam te nadzieje juz dawno. Raczej przewidywałam, że będę komuś prasowata t-shirty albo zostanę mistrzynią w praniu i gotowaniu. A tu nagle taka akcja! Ktoś chce z tobą wywiad zrobić, ktoś ci mówi nagle "dzień dobry", ludzie są tacy mili, koledzy gratulują... Dwa miesiące po rozpoczęciu pracy zaliczyłam niezłą deprechę. Zaczęty się telefony od różnych znajomych: bliższych, dalszych i zupełnie dalekich. Tego było naprawdę dużo! - opowiada Kate. Potem weszłam na forum internetowe i znalazłam takie wpisy: "Czy ktoś może wie, gdzie mieszka Kasia Kwiatkowska? Jak myślicie, w jakiej dzielnicy Warszawy?".
A potem odpowiedź: "Widziałem ją na Mokotowie, ale wcale nie jest powiedziane, że tam mieszka. Tak, tak, nieźle jest czasem mieszkać w Warszawie i otrzeć się o takie osoby". Poczułam się strasznie obciążona. Dopadło mnie poczucie jakiejś megaodpowiedzialności. Cały czas mówiłam sobie: głupia, ciesz się!
Za młoda na sen
Wiem, że to zabrzmi jak kolejny banał, ale sukces jest potrzebny każdemu. A dla aktora, który pracuje swoim ciałem i żeruje na własnym wizerunku, jest nawet nieodzowny. I nie chodzi tu wcale o pychę. Raczej o potwierdzenie własnej wartości, o zastrzyk energii i siły, która w tym zawodzie pozwala przetrwać. Widzę, jak Kate promienieje i, chociaż tego nie okazuje, wiem, ze idą za tym zmiany na lepsze.
Pamiętam takie momenty, że miałam zero kasy, nic się nie działo, kompletna dolina. Tuz przed castingiem miałam poczucie, że coś w końcu musi się zmienić, że mam już tyle lat i muszę w końcu zacząć zarabiać na siebie, ze nie mogę cały wisieć na mojej mamie. I tak się zastanawiałam cały czas: O co chodzi? Czy ja wyglądam za młodo? Za staro? Czy moja psychika nie koresponduje z tym, co wyraża moja twarz? Kilka razy przecież już tak było, ze byłam blisko dostania jakiejś fajnej roli w filmie, czułam nawet, ze zdjęcia próbne nieźle mi poszły, ale potem się okazywało, że rolę zagra bardziej doświadczona koleżanka. Myślałam, ze może tak naprawdę nikt nie jest na tyle odważny, żeby mi otwarcie powiedzieć: wiesz co, Kaśka, daj sobie spokój z tym aktorstwem, bo naprawdę jesteś niezdolna. Ale z drugiej strony czułam: przecież ja jestem świetna - wspomina Kate.
- A teraz wiem, ze to wszystko było mi potrzebne. Bo gdybym zaczęła od razu po szkole dużo grać, to wtedy los by mnie nie oszczędził i nieźle by mi odbiło. Bo praktycznie do końca szkoły teatralnej moje życie było super: wszystko mi się udawało. A potem półroczne okresy bezrobocia. Chyba po prostu trzeba w siebie wierzyć! - dodaje ze śmiechem.
Szczękościsk po godzinach
Niestety, musimy rozczarować wszystkich fanów Kate. O życiu prywatnym pisać tu nie będziemy. Prywatnie Kate rzeczywiście mieszka w Warszawie (chociaż nigdy nie mieszkała na Mokotowie). Lubi szybkie włoskie potrawy, inteligentnych facetów, czarne samochody, pielenie ogrodów, "Lalkę" Prusa, swoich przyjaciół (od lat ci sami). Kiedy się upije, dostaje "szczękościsku". Nie może wtedy rozmawiać. Z tego była znana od zawsze. Więc jeśli spotkacie kiedyś zabawną dziewczynę z błyskiem w oku, która bardzo stara się coś z siebie wycisnąć i nie może, to właśnie będzie Kate.
- Ostatnio czuję się szczęśliwa i poukładana. Udało mi się wrócić do stanu jakiejś harmonii. Złapałam równowagę po tym, jak zaliczyłam skrajne doły, a moje doły są naprawdę skondensowane. Wszystko fajnie się zapowiada, ale nie mogę nic powiedzieć, bo to jest taki cholerny zabobon aktorski, żeby niczego nie zapeszyć - mówi Kate.
No, dobra. Wiem, że i tak nic nie zdradzi, że się nie wygada na łamach. Ale z drugiej strony wiem, że w jej życiu zaroiło się od "poważnych propozycji". Kate biega na castingi, zdjęcia próbne i wiem też, że dobrze na nich wypada, że za chwilę zobaczymy ją na małym i dużym ekranie. I że jeszcze w tym roku poznamy jej prawdziwą twarz. Właściwe drzwi się już otworzyły, a Kate jest juz za progiem. Teraz sama pukam w niemalowane, żeby nie zapeszyć. A na koniec Kate rzuca, z właściwym sobie poczuciem humoru: I napisz koniecznie, ze jestem intelektualistką (śmiech).