Pietkiewicz nie zatwierdził talentu Trelińskiemu
Legitymacją Mariusza Trelińskiego do kierowania Operą Narodową nie jest zaświadczenie o odbyciu studiów, ale jego talent, który potwierdziła seria wybitnych przedstawień operowych docenionych w kraju i za granicą - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.
W miniony poniedziałek [14 sierpnia] w wywiadzie dla Radia TOK FM nowy dyrektor naczelny Opery Narodowej Janusz Pietkiewicz ujawnił, dlaczego dotychczasowy dyrektor artystyczny teatru Mariusz Treliński [na zdjęciu] nie może dalej pełnić swojej funkcji. Otóż nowy statut Opery przygotowany przez Pietkiewicza przewiduje, że osoba na tym stanowisku powinna legitymować się wykształceniem muzycznym, a Treliński takiego nie ma. Ma jedynie dyplom Wydziału Reżyserii Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Sytuacja, w której były urzędnik magistratu odmawia wybitnemu reżyserowi prawa do kierowania instytucją artystyczną z powodu braków w wykształceniu, jest żenująca. Przypomina dialog wielkiego poety Josifa Brodskiego z sowiecką sędzią: - Kto zatwierdził, że jesteście poetą? - Nikt. A kto mnie zaliczył do rodzaju ludzkiego? - A uczyliście się tego? - Czego? - Żeby być poetą? - Nie sądziłem, że to się bierze z wykształcenia. - A z czego? - Myślę, że to... od Boga...
Legitymacją Mariusza Trelińskiego do kierowania Operą Narodową nie jest zaświadczenie o odbyciu studiów, ale jego talent, który potwierdziła seria wybitnych przedstawień operowych docenionych w kraju i za granicą, m.in. w berlińskiej Staatsoper i operze w Los Angeles. Placido Domingo, zachwycony warszawską realizacją "Madame Butterfly", zaprosił Trelińskiego do współpracy z Operą Waszyngtońską. Zaowocowało to aż trzema premierami. Treliński jest dzisiaj artystą światowego formatu i odbieranie mu dyrekcji pod pretekstem braku wykształcenia jest kompromitujące nie tylko dla dyr. Pietkiewicza, ale dla resortu kultury, któremu Opera podlega.