Artykuły

Mam coś z kocicy

Była już rozbrykanym kotem z warszawskich dachów i wybranką wampirów. Na tym jednak nie chce poprzestać. Pracuje nad płytą, myśli o rolach w kolejnych musicalach, nie wyklucza też flirtu z filmem. Kariera MALWINY KUSIOR to - jak twierdzi - spełnienie jej największych marzeń.

Ma dziewiętnaście lat i trudno jej usiedzieć w jednym miejscu. Spotkaliśmy się w stołecznym Teatrze Roma, w którym na co dzień pracuje. Malwina niemal bez przerwy się uśmiecha, a gdy mówi, patrzy prosto w oczy. Chociaż to, co robi, nadal traktuje trochę jak przygodę, nie wyobraża sobie powrotu do życia w rodzinnych Piekarach.

Mówisz o sobie, że jesteś rozbrykanym diabłem mierzącym 172 cm wzrostu, a ja tu widzę anioła.

Malwina Kusior: Diabłem jestem sporadycznie. Owszem, bywam postrzelona, ale nie ma ze mną większych kłopotów. W każdym drzemie coś z diabełka. Nie jestem wyjątkiem.

Czasem ten diabełek pozwala sobie na niekontrolowane szaleństwo?

- Czy ja wiem? Staram się raczej myśleć nad konsekwencjami swojego zachowania, chociaż bywa, że najnormalniej w świecie troszkę się pogubię.

A o czym myślałaś, gdy trzy lata temu porzuciłaś rodzinne

Piekary, nawiązując flirt z Warszawą?

- Bałam się, ale byłam podekscytowana. Wszystko mnie zaskakiwało. Pojechałam na warsztaty muzyczne do Bielska-Białej, tam spotkałam kierownika muzycznego Teatru Roma, Maćka Jankowskiego. Gdy usłyszał mój głos, zapytał tylko: "I co ja mam teraz z tobą zrobić?". Bałam się, że zaśpiewałam koszmarnie i będę musiała wrócić do domu. Po obradach jury zaproponował mi naukę w teatrze. Nie miałam pojęcia, że zrobiłam wrażenie i że ktoś za wszelką cenę będzie mnie chciał uczyć w stolicy. Zresztą, niewiele brakowało, a w ogóle bym się na te warsztaty nie wybrała... To przede wszystkim zasługa taty, który mnie na nie namówił. Panikowałaś przed wyjazdem?

- Ogromnie. Dwa dni jęczałam. Ale uległam. (...) Jak coś wbiję sobie do głowy, to nie daję łatwo za wygraną. (...) Wiem, że rodzice chcieli i chcą dla mnie jak najlepiej. Gdybym wtedy nie wyjechała, moje życie wyglądałoby inaczej. Chciałam być policjantką. Później planowałam zostać stomatologiem, ale w wyniku wielu wydarzeń, które nastąpiły w moim życiu, plany się zmieniły. Nigdy nie jest przecież za późno na studia medyczne.

Nie żałujesz, że zamiast zostać stomatologiem, występujesz na deskach Teatru Roma?

- W żadnym wypadku! Wiąże się to z mnóstwem pracy i nauki, ale nie

chcę zmarnować szansy, którą otrzymałam.

W zeszłym roku przeniosłaś się do Warszawy na stałe.

- Nie było innego wyjścia. Tęsknię za rodziną, na początku był to dla

mnie duży problem. Ale to tu się wszystko kręci. (...)

Jak na wyprowadzenie się z domu zareagowali rodzice?

- Z jednej strony byli bardzo szczęśliwi, a z drugiej ubolewali nad tym, że ich najmłodsze dziecko wyfruwa z domu w tak młodym wieku. Występowałaś w musicalach "Miss Saigon" i "Koty". Przełomem w karierze okazało się spotkanie z Romanem Polańskim.

- Nigdy tego nie zapomnę... Półtora roku temu Roman Polański organizował casting do musicalu "Taniec wampirów". Do dziś się zastanawiam, co mu tak we mnie się spodobało. Chyba moja naturalność i świeżość - nie byłam po szkole muzycznej, nie było widać u mnie opracowanych przez kogoś ruchów tanecznych. Biegałam po scenie jak szalona. I byłam dokładnie w wieku Sary, pasowałam fizycznie i głosowo.

Sara to dziewczyna, która z córki właściciela gospody zmienia się w muzę wampirów - w bardzo młodym wieku przechodzi poważną zmianę. Wyczuwasz podobieństwo?

- Po części. Zresztą, każdy aktor oddaje coś z siebie granej postaci. Jesteś z tej roli zadowolona?

- Pewnie. Chociaż ocena należy do krytyków i - a może przede wszystkim - do publiczności.

Sara jest bardzo odważna. Ty też?

- Staram się. Podejmuję wyzwania, bez nich trudno w życiu o sukces. Mogłam przecież zostać w domu.

Ale wyjechałaś. Życie uczy, że taka rozłąka z bliskimi może sprawić, iż człowiek się gubi i popełnia błędy. Ty nie popełnisz?

- Nie boję się o to. Z domu wyniosłam wartości, których się trzymam. Wiem, czego chcę, ciągle się uczę, zdałam na studia dziennikarskie, chodzę na lekcje tańca. Nie mam czasu na nudę! A z rodziną mam częsty kontakt. Zawsze chętnie wracam do domu, nie tylko na święta. Warszawa to wspaniałe miasto, z wieloma możliwościami. Ale życie ucieka w niej szybciej. Ledwo dzień się zaczyna, a już dochodzi godzina 19.00 i muszę być na scenie.

Nie masz czasu na zabawę?

- Na szczęście mam trochę wolnego. A co najbardziej lubisz wtedy robić?

- Spotykam się z przyjaciółmi i znajomymi. Poznałam tu fantastycznych ludzi, mam z nimi świetny kontakt. Uwielbiam też tańczyć i robić zakupy.

Co ostatnio kupiłaś?

- Jak na kobietę przystało - kosmetyki. Ale nie tylko. W wolnym czasie lubię zahaczyć o dobrą księgarnię i wtedy, nie mogąc się powstrzymać, wybieram na przykład kontrowersyjny bestseller.

I zapewne chadzasz na randki?

- Postanowiłam, że nigdy nie będę w mediach mówić o życiu prywatnym. Wydaje mi się, że to, co robię, jest bardziej fascynujące od tego, czy mam chłopaka albo z kim chadzam na randki.

O czym marzysz?

- Jestem młoda, więc jeszcze nie o rodzinie. Kiedyś - pewnie - chciałabym mieć dzieci, trójkę, w zbliżonym wieku - by się razem chowały. Chciałabym być kochana... Najlepiej nie planować niczego tak do końca, bo wtedy unika się rozczarowań. Marzę, by płyta, nad którą pracuję, była jak najlepsza.

Co się na niej znajdzie?

- Będzie odzwierciedlać moje szerokie zainteresowania muzyczne. Mam nadzieję, że ludzie docenią to, co robię, i spodoba się im moja muzyka. Nie chcę jeszcze mówić o konkretach i podawać daty premiery.

Czy udział w "Twojej drodze do gwiazd" pomógł ci?

- Nie sądzę. Takie programy są świetnym show, pomagają w promocji. Na przykład mojej rówieśnicy, Monice Brodce. Ale to wszystko tak pięknie wygląda na szklanym ekranie. W rzeczywistości uczestnicy ostro ze sobą rywalizują, a wygrana niczego nie gwarantuje. Można mieć głos jak Mariah Carey, ale bez dobrego menedżera niewiele się zdziała.

Czy to prawda, że nigdy nie pobierałaś lekcji śpiewu?

- W dzieciństwie moją nauczycielką, jeśli mogę tak powiedzieć, była o trzy lata starsza siostra Edyta. Naśladowałam ją we wszystkim. Później rodzice zapisali mnie na lekcje śpiewu u pana Roberta Budzynia - świetnego nauczyciela i wirtuoza fortepianu. Nie tylko lekcje rozwijały moją wrażliwość i talent wokalny, lecz także nieustanne słuchanie - zwłaszcza Mariah Carey i Whitney Houston.

A Edyty Górniak? Nazywają cię już jej następczynią?

- To przesada. Takie porównania biorą się z tego, że obie mamy wysokie głosy. To wystarczy, by wrzucić kogoś do tej samej szufladki. Edyta śpiewa wspaniale, bardzo ją cenię, ale moim zdaniem jesteśmy inne.

Do filmu cię nie ciągnie?

- Jasne, że ciągnie. Lubię nowości w moim życiu, więc dlaczego nie...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji