Męskie opowieści
Rozległ się pierwszy klaps na planie "Testosteronu" Andrzeja Saramonowicza [na zdjęciu] i Tomasza Koneckiego. W rolach głównych sami mężczyźni, ale wybrano najlepsze nazwiska.
Opowieść o weselu po ślubie, z którego uciekła panna młoda, Andrzej Saramonowicz napisał dla teatru. Premierę sceniczną miał "Testosteron" w 2002 roku w warszawskiej Montowni. W stolicy obejrzało go prawie 100 tys. widzów. Potem przeszedł przez sceny Krakowa, Łodzi, Jeleniej Góry, Bielska-Białej i Nitry na Słowacji.
- Akcja sztuki dzieje się w jednym pomieszczeniu w ciągu kilkudziesięciu godzin - mówi Saramonowicz. - Na potrzeby filmu musieliśmy ją zdynamizować. Wprowadziliśmy nowe miejsca i nowe postacie. Mężczyźni dzielą się z innymi swoimi opowieściami, ale nie chciałem wykorzystywać zwyczajnych retrospekcji. Dlatego zdecydowałem, by historie z przeszłości pojawiały się w wyobraźni osób obecnych na weselu.
W rolach głównych wystąpi doborowa stawka aktorów: Piotr Adamczyk, Borys Szyc, Maciej Stuhr, Tomasz Kot, Cezary Kosiński, Krzysztof Stelmaszyk i Tomasz Karolak.
- Wszyscy aktorzy, z którymi się skontaktowaliśmy, przyjęli naszą propozycję - twierdzi Saramonowicz. - Może dlatego, że rzadko się zdarza, by w filmie znalazły się równorzędne role dla tylu wykonawców o interesujących, silnych osobowościach.
Saramonowicz i Konecki nakręcili już razem dwa obrazy: "Pół serio" i "Ciało".
- Świetnie się znamy, potrafimy ze sobą rozmawiać - mówi Tomasz Konecki.- Dzięki temu dysponujemy na planie czymś w rodzaju "podwójnej spostrzegawczości".
Tę "podwójną spostrzegawczość" uzupełnia stały współpracownik obu reżyserów - operator Tomasz Madejski, który ma wpływ na artystyczny kształt filmu. Scenografię projektuje Przemysław Kowalski, kostiumy - Jan Kozikowski. Muzykę ma napisać kompozytor Stanisław Syrewicz.
Film powstaje w firmie Van Worden i finansowany jest całkowicie ze źródeł prywatnych.
- Nie występowaliśmy o publiczne pieniądze. Wydaje mi się, że świat polskiego kina powinien znormalnieć do tego stopnia, by filmy komercyjne nie sięgały do państwowej kasy - mówi Saramonowicz. - Zwrócimy się do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, jak będziemy robić trudne kino artystyczne.