Wstyd w sferach wyższych, wstyd w sferach niższych [recenzja spektaklu "Wstyd"]
"Wstyd" Marka Modzelewskiego w reż. Wojciecha Malajkata w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Kamil Stępniak na stronie Warszawska Kulturalna.
Stary jak świat problem mieszania się warstw społecznych oraz współżycia i współfunkcjonowania grup robotniczych, chłopskich i inteligenckich stał się przedmiotem spektaklu "Wstyd" wystawianym w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Autorem niniejszej sztuki jest Marek Modzelewski, reżyserem zaś sam Wojciech Malajkat.
Farsa podszyta poważnym problemem społecznym to zdecydowany przepis na udane przedstawienie teatralne. Z jednej strony możemy bezsprzecznie zmierzyć się z problematyką niełatwą, jaką jest pewnego rodzaju unowocześniony mezalians. Z drugiej zaś perypetie bohaterów mogą naprawdę bawić. Tak jest właśnie w przypadku "Wstydu".
Wydaje się, że sama koncepcja tego, iż ciągle może istnieć pewien dysonans spowodowany ślubem młodych ludzi (on z wysokich sfer, ona z prostego domu - lub odwrotnie) jest już nieco przebrzmiały. W końcu nie mamy już do czynienia z czasami szlacheckimi, z populacją kastową. Nie sposób jednak nie zauważyć, że w nowoczesnym - kapitalistycznym społeczeństwie istnieją nowe, niekiedy sztucznie wykreowane elity, które poważnie i niesłychanie negatywnie przeżywają możliwość asymilacji z innymi grupami.
Oprócz tego, że w naszym kraju nastąpiła całkowita polaryzacja - intelektualna i kulturalna, to właściwie nie ma zbyt dużej konieczności homogenizacji publicznej. Każdy człowiek może przecież przebywać wyłącznie w środowisku dla niego odpowiednim. Pewnym wyjątkiem jest ślub..., a tym bardziej ślub dziecka. Wojciech Malajkat biorąc na warsztat tekst Marka Modzelewskiego z pewnością zdawał sobie sprawę z aktualności problemu. Co się bowiem stanie, gdy elita inteligencka, czy finansowa spotka się z prostotą, czy niezamożnością? Jeśli okaże się, że "ta druga strona" (w domyśle gorsza) ma być teściami mojego dziecka, to intryga jest gotowa!
Tę sytuację bardzo dobrze wykorzystano we "Wstydzie". Mentalne wędrówki bohaterów oraz ukazanie wielowymiarowości postaci to mocny punkt tego spektaklu. Spotkanie rodziców przyszłych, a zarazem niedoszłych państwa młodych w obliczu kryzysu - odwołania ślubu - to idealna okazja do ukazania sinusoidy zachowań cechujących ludzi niezależnie od klasy społecznej. Czy wysublimowany bohater, nadal pozostanie sobą w kontekście ekstremalnie stresującej sytuacji?
Sportretowanie różnych światów poprzez kontrastowanie postaci to impuls do powstania wielu dialogów komediowych. Te zaś we "Wstydzie" nie zawodzą. Widz kilkukrotnie ma okazję do uśmiechnięcia się pod nosem, a być może nawet odniesienia akcji scenicznej do własnych doświadczeń. Przekazywana prawda na temat stereotypów bowiem wydaje się uniwersalna, a poniektóre wymiany zdań zapadają w pamięć.
Na scenie Współczesnego widzowie mogą zobaczyć naprawdę doborową obsadę. Izabela Kuna, Agnieszka Suchora, Jacek Braciak, Mariusz Jakus - to aktorzy, którzy właściwie zawsze zapewniają wysoki poziom rozrywki. Niemniej we "Wstydzie" nie można liczyć raczej na pokaz skomplikowanego warsztatu aktorskiego. Fabuła sprawia, że aktorzy nie mają zbytnio miejsca do użycia wszystkich swoich umiejętności. Niewątpliwie szkoda, gdyż przy tak dobrych aktorach wydaje się, że potencjał ludzki nie został do końca wykorzystany. Chciałoby się więcej. Zauważalnym minusem może być także tempo akcji, a ta niekiedy się dłuży.
Niemniej spektakl z pewnością powinien przyciągnąć widzów. Jest to po prostu miły komedio-dramat, który może bawić masy. Dzieje się tak dzięki dobrej reżyserii i grze aktorskiej, ale także poprzez niesione scenariuszem przesłanie, które jest ogólnoludzkie. Żyjąc w XXI w. wciąż urzeczywistniamy stereotypy i tak bardzo lubimy się dzielić między sobą.
"Wstyd" ma szanse długo nie schodzić z afisza, gdyż to po prostu dobre rzemiosło teatralne. Nie jest to spektakl o znamionach wybitności, ale przedstawienie, które z pewnością warto zobaczyć.