Niepoważna sztuka wysokich lotów
- Operetka to specyficzny styl wykonawczy tak, jak styl Mozartowski, Rossiniowski czy Wagnerowski. Nie maniera, a styl! Jeśli myli się te dwa pojęcia, to wychodzi coś potwornego na bardzo niskim poziomie. Można powiedzieć, że to tak niepoważna sztuka, że trzeba ją traktować niezwykle poważnie - mówi Włodzimierz Izban, dyrektor Mazowieckiego Teatru Muzycznego, w rozmowie z Katarzyną K. Gardziną z Życia Warszawy.
Katarzyna K. Gardzina: Jak to się stało, że mamy wreszcie w Warszawie operetkę?
Włodzimierz Izban: Pomysł przyszedł mi do głowy już dawno. Przez rok chodziłem z nim po różnych instytucjach, przekonywałem. I udało się. Jesteśmy pierwszym od wielu lat teatrem powołanym przez Samorząd Województwa Mazowieckiego. Dzięki temu udała się m.in. rzecz wyjątkowa - nagraliśmy płytę z "Zemstą nietoperza". To pierwszy w polskiej fonografii krążek z całą operetką. Mamy plany, żeby wszystkie nasze spektakle utrwalać w ten sposób.
Niełatwo chyba działać bez własnej sceny i niemal bez zaplecza?
Współpracujemy z orkiestrą, chórem i solistami z różnych scen muzycznych oraz młodymi wokalistami, natomiast stały zespół tworzy pięć osób, które zajmują się organizacją i promocją. Pięć osób pracuje na to, żeby 90 osób wyszło na scenę. To ludzie zarażeni pasją. Nasza sekretarka przejechała prawie całe Wybrzeże na rowerze, reklamując "Księżniczkę Czardasza" [na zdjęciu] i rozdając ulotki. Marta Meszaros, która wyreżyserowała ten spektakl, zawsze i bez żadnego wahania przyjeżdżała na próby odbywające się w różnych miejscach i o różnych porach. Nie było dla niej problemem przyjść do teatru na godz. 22 i wyjść w środku nocy.
Jak się Panu udaje zapraszać do współpracy takie gwiazdy jak Marta Meszaros czy Bogdan Łazuka?
Wielu wielkich reżyserów, jak np. Kazimierz Dejmek chciało kiedyś reżyserować operetki. Podobnie i wielcy aktorzy chcą w nich grać. Marta Meszaros zrealizowała u nas "Księżniczkę Czardasza" i już zgodziła się reżyserować kolejny tytuł. Dzięki kontaktowi z panią Martą zdobyliśmy dla operetki Jana Nowickiego - to był jego debiut w tym gatunku. Mamy zresztą taką zasadę, że do ról aktorskich w operetkach bierzemy jak najlepszych aktorów, a nie, jak to często niestety bywało, emerytowanych śpiewaków. W "Zemście nietoperza" na zmianę występują u nas: Jan Machulski i Krzysztof Kowalewski, a w "Księżniczce Czardasza" na jednej scenie stają obok siebie Grażyna Szapołowska, Jan Nowicki i Bogdan Łazuka.
Nie wzdragają się przed kontaktem z "podkasaną muzą"?
Operetka to specyficzny styl wykonawczy tak, jak styl Mozartowski, Rossiniowski czy Wagnerowski. Nie maniera, a styl! Jeśli myli się te dwa pojęcia, to wychodzi coś potwornego na bardzo niskim poziomie. Można powiedzieć, że to tak niepoważna sztuka, że trzeba ją traktować niezwykle poważnie. Pewna dziennikarka zapytała Magdę Meszaros czy nie wstydzi się robić operetkę. Efekt był taki, że pani Meszaros przestała z nią rozmawiać i nie udzieliła jej wywiadu, bo uznała, że nie ma o czym rozmawiać z kimś, kto deprecjonuje artystyczną wartość operetki. Na świecie, czy to będzie Wiedeń, Budapeszt, czy Nowy Jork operetka jest żywa, piękna, występują w niej najlepsi artyści. Natomiast w Warszawie ktoś zadecydował, że ten rodzaj sztuki jest niepotrzebny i na całe lata operetka znikła z kulturalnej mapy stolicy.
Gracie teraz nie tylko w Warszawie, ale i na Wybrzeżu.
Tak. Chcemy zaprezentować się tym, którzy przyjechali nad morze na letni wypoczynek. Chcemy, aby operetka kojarzyła się szerokiej publiczności ze sztuką najwyższych lotów, dlatego cieszymy się, że występujemy w Operze Leśnej w Sopocie, ważnym i historycznym miejscu dla prezentacji sztuki muzycznej.