Artykuły

Nie trzeba być jak Marlon Brando

"Tramwaj zwany pożądaniem" André Previna w reż. Macieja Prusa z Teatru Wielkiego w Łodzi na XXVI Bydgoskim Festiwalu Operowym. Pisze Ewa Czarnowska-Woźniak w Expressie Bydgoskim.

XXVI Bydgoski Festiwal Operowy sięgnął półmetka - w sobotę oklaskiwaliśmy "Tramwaj zwany pożądaniem" Teatru Wielkiego z Łodzi.

BFO z oryginalnym wystawieniem współczesnego, trudnego dramatu operowego - kolejny sukces programowy jego organizatorów.

Redaktor Aleksander Laskowski swe tradycyjne festiwalowe wprowadzenie zaczął w sobotni wieczór od znamiennego stwierdzenia. Gdy bowiem mowa o wystawieniach "Tramwaju zwanego pożądaniem", dziś nie pyta się zwykle o to, kto gra rolę Stanley'a Kowalskiego, a... Marlona Brando. Tak bardzo bowiem główny bohater sztuki Tennessee Williamsa zrósł się w powszechnym odbiorze z najsłynniejszym jego (teatralnym i filmowym) odtwórcą, że nie sposób myśleć inaczej.

A przecież to dopiero początek inscenizacyjnych trudności. Jak przełożyć ten zmysłowy, sensualny dramat do operowych ram? Jak wznieść się na wyżyny aktorstwa dramatycznego, gdy trzeba sprostać jednocześnie niezwykłym wymaganiom wokalnym?

Zacznijmy od podstaw. Mamy Nowy Orlean, koniec lat 40. ubiegłego wieku. Stella i jej mąż, "Polaczek", Stanley Kowalski mieszkają przy ulicy, po której jeździ tramwaj linii "Pożądanie"- bo środki komunikacji określano tam wtedy nazwami, nie numerami. Niespodziewanie przyjeżdża nim kiedyś Blanche, starsza siostra Stelli. Gdy mówi, że kazano jej przesiąść się na przystanku "Cmentarz", by dojechać do "Pól Elizejskich", nie wie, że to metafora jej losu. Stanley jest brutalny, prostacki, a mimo to Stella jest w nim bardzo zakochana. Pojawienie się w ich ciasnym mieszkaniu Blanche musi prowadzić do konfliktu przede wszystkim dlatego, że starsza siostra jest mitomanką, próbującą podtrzymać iluzję dawnej fortuny i pozycji społecznej. Tak naprawdę jednak choroba umysłowa i bankructwo popchnęły ją do upodlenia - Stanley odkryje wszystkie jej tajemnice, gdy będzie sprawdzał, czy Blanche nie oszukała Stelli finansowo. Zrujnuje tym samym nikłą nadzieję na odwrócenie losu Blanche poprzez jej małżeństwo z kolegą Kowalskiego, Mitchem. Nieuchronnie skieruje w stronę Pól Elizejskich...

Niebywale trudnego zadania stworzenia muzyki do słynnego dzieła dramatopisarskiego podjął się dopiero w 1995 zmarły w tym roku Andre Previn, laureat czterech Oscarów za muzykę filmową, dyrygent największych amerykańskich orkiestr. Bardzo wymagająca, wykraczająca poza standardy operowe partytura, zawierająca elementy nowoorleańskiego jazzu, a nawet musicalu z Broadwayu, jest też ogromnym wyzwaniem dla solistów.

Goście z Teatru Wielkiego w Łodzi, którzy w Bydgoszczy prezentowali "Tramwaj", wywiązali się z zadania znakomicie. Przejmująca, dojrzała Joanna Woś (sopran koloraturowy) w roli Blanche, świetnie jej partnerująca, młoda Aleksandra Wiwała (sopran) jako Stella i dobrze znany bydgoskiej publiczności Szymon Komasa (baryton) w roli Stanleya zdobyli zasłużone owacje na koniec (długiego!) spektaklu.

Kluczowe pytanie - czy można przenieść tak wymagającą sztukę na deski operowe - daje pozytywną odpowiedź. I wtedy, gdy autorzy pozostawiają wyłączne pole dla muzyki (przejmujący fragment gwałtu - realnego? wyimaginowanego przez Stellę?...), i wtedy, gdy pozwalają wokalistom grać. Łódzki zespół (także za sprawą reżyserii Macieja Prusa) nie musi się obawiać porównań. Gdy publiczność TAK milczy, w dojmującym skupieniu po partiach solowych, może to oznaczać tylko hołd dla emocji wywołanych przez artystów.

Dziś i jutro na scenie XXVI BFO przedstawienie "Tang Yin" chińskiego Suzhou Ballet Theatre.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji