Dyrektor opery grozi pozwem
Dyrektor Opery Wrocławskiej poczuł się poniżony postem członka zarządu województwa na Facebooku o niegospodarności i nadużyciach. I zagroził procesem karnym.
Marcin Nałęcz-Niesiołowski kontra Michał Bobowiec. Pierwszy jest dyrektorem Opery Wrocławskiej, drugi - członkiem zarządu województwa odpowiedzialnym za kulturę.
Niecałe dwa tygodnie temu władze regionu odwołały dyrektora opery ze stanowiska. Decyzja była pokłosiem dwóch miażdżących kontroli w tej instytucji; NIK-u i urzędu marszałkowskiego. Obie ustaliły, że Nałęcz-Niesiołowski drastycznie naruszał przepisy o finansach i dorabiał sobie krocie do swej pensji.
Odwołanie wstrzymał jednak PiS-owski wojewoda Paweł Hreniak, uzasadniając to negatywną opinią ministra kultury Piotra Glińskiego.
Bobowiec skomentował ruch Hreniaka na Facebooku: "Nie zgadzam się na to, by osoby niegospodarne i dokonujące nadużyć piastowały kierownicze stanowiska w podległych mi instytucjach kultury, niezależnie od politycznych koneksji!".
Nałęcz-Niesiołowski zareagował na ten post po 10 dniach, wysyłając do Bobowca "wezwanie do przeprosin", w których ma on ogłosić, że "bezprawnie naruszył dobra osobiste i cześć pana Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego", a sformułowania, których użył, są "nieprawdziwe i krzywdzące" dla szefa opery.
To nie koniec. Bobowiec ma usunąć swój post z Facebooka do 11 kwietnia. Jeżeli tego nie zrobi, Nałęcz-Niesiołowski skieruje sprawę na drogę postępowania sądowego w trybie karnym.
"Żadne z prowadzonych postępowań sprawdzających i kontrolnych w Operze Wrocławskiej (...) nie dało podstaw do uznania, że pana sformułowania są zgodne z prawdą" - napisał szef opery w piśmie do Bobowca.
Co zrobi Bobowiec? Nic. Powiedział w Radiu Wrocław, że podtrzymuje swoje zdanie.
"Dyrektor Opery Wrocławskiej wielokrotnie naruszył ustawę o finansach publicznych" - uznali kontrolerzy marszałka w raporcie pokontrolnym, do którego pod koniec grudnia dotarła "Wyborcza".
Według nich Nałęcz-Niesiołowski dorabiał dzięki umowom, jakie podpisywał z zewnętrznymi podmiotami, którymi kierowali jego podwładni z opery. W lipcu ubiegłego roku swój raport opublikowała NIK, stwierdzając, że Marcin Nałęcz-Niesiołowski za pracę na stanowisku dyrektora Opery Wrocławskiej dostał w 2017 r. 158 tys. zł brutto, a na autorskich umowach o dzieło za dyrygowanie spektaklami dorobił 439 tys. zł.
W czterech z nich "dyrektor podpisał się po stronie przewidzianej dla wykonawcy przy użyciu pieczęci dyrektora" - zauważyła NIK, która wzięła pod lupę operę, sprawdzając wykorzystanie przez nią dotacji z budżetu państwa w 2017 r.
Centralne Biuro Antykorupcyjne po opublikowanym raporcie NIK-u złożyło zawiadomienie o przestępstwie do prokuratury w sprawie nadużycia uprawnień i niegospodarności w wydawaniu dotacji Ministerstwa Kultury przez Operę Wrocławską. Chodzi o kwotę nie mniejszą niż 36 tys. zł na projekt "Rok Polski".