Dyrektor Opery Wrocławskiej ostatecznie odwołany ze stanowiska. PiS był przeciw
Władze Dolnego Śląska w poniedziałek zdecydowały, że dyrektor Opery Wrocławskiej Marcin Nałęcz-Niesiołowski żegna się ze swoim stanowiskiem. Został ostatecznie odwołany.
O ostatecznym odwołaniu dyrektor opery zdecydowali Bezpartyjni Samorządowcy. Trzech z nich: marszałek Cezary Przybylski i członkowie zarządu: Michał Bobowiec, Tymoteusz Myrda byli za, przeciwko głosował wicemarszałek Marcin Krzyżanowski z PiS. Na poniedziałkowym zarządzie nie był obecny drugi przedstawiciel tej partii, wicemarszałek Marcin Gwóźdź.
Stanowisko PiS-u było do przewidzenia, bo odwołanie Nałęcza-Niesiołowskiego minister kultury Piotr Gliński zaopiniował negatywnie. Gliński uważa, że samorząd województwa "w ocenie pracy dyrektora instytucji kultury powinien zważyć ciężar ewentualnych uchybień na tle osiągniętego poziomu i rozmachu działalności artystycznej realizowanej przez dyrektora".
Zdaniem Glińskiego rozmach jest spory, bo - jak wyjaśnił - "licznie napływają do MKiDN listy poparcia dla - zaakceptowanego przez organizatora i wdrażanego przez dyrektora - kierunku rozwoju tej placówki".
Pierwszą uchwałę intencyjną o odwołaniu dyrektora Opery Wrocławskiej władze Dolnego Śląska podjęły w połowie stycznia. Decyzja była pokłosiem dwóch miażdżących kontroli w tej instytucji: NIK- u i urzędu marszałkowskiego. Obie ustaliły, że Marcin Nałęcz-Niesiołowski dorabiał do pensji krocie.
Michał Bobowiec odpowiedzialny za kulturę tłumaczył wówczas: - Zostały naruszone dwie ustawy o finansach publicznych i prowadzeniu instytucji kultury.
W lipcu ubiegłego roku NIK poinformował, że dyrektor opery w 2017 r. zarobił niemal 600 tys. zł, głównie na autorskich umowach o dzieło za dyrygowanie spektaklami. W czterech z nich, jak ujawnili kontrolerzy, "dyrektor podpisał się po stronie przewidzianej dla wykonawcy przy użyciu pieczęci dyrektora".
Te zarzuty pod koniec grudnia potwierdzili kontrolerzy marszałka, ujawniając jednocześnie, w jaki sposób Nałęcz-Niesiołowski dorabiał do dyrektorskiej pensji. Okazało się, że podpisywał umowy z zewnętrznymi podmiotami, którymi kierował podwładny Nałęcza-Niesiołowskiego, zatrudniony w operze na stanowisku casting managera Paweł Orski.
Jego Stowarzyszenie Muzyki Polskiej zatrudniło Nałęcza-Niesiołowskiego jako szefa wrocławskiej opery do dyrygowania na 55. Międzynarodowym Festiwalu Moniuszkowskim w Kudowie-Zdroju i podczas koncertu "Myśląc Ojczyzna" w Teatrze Wielkim w Operze Narodowej w Warszawie w sierpniu i we wrześniu ubiegłego roku.
To niejedyne nieprawidłowości.
Centralne Biuro Antykorupcyjne po opublikowanym raporcie NIK złożyło zawiadomienie o przestępstwie do prokuratury w sprawie nadużycia uprawnień i niegospodarności w wydawaniu dotacji Ministerstwa Kultury przez Operę Wrocławską. Chodzi o kwotę nie mniejszą niż 36 tys. zł na projekt "Rok Polski".
O zamiar odwołania Nałęcza-Niesiołowskiego zarząd wystąpił nie tylko do ministra Glińskiego. Także do związków zawodowych. Solidarność swojej nie wysłała marszałkowi, tylko po ustalonym terminie przekazała ją PiS-owskiemu wojewodzie.
Dowiedział się z niej, że byli przeciwko.
Dlaczego decyzja o ostatecznym rozstaniu się z szefem Opery Wrocławskiej trwała tyle czasu?
Michał Nowakowski, rzecznik marszałka: - Wszystkie działania podjęte w kwestii odwołania dyrektora, powołania pełniącego jego obowiązki następcy oraz przeprowadzenia procedury konkursowej wymagają zgodności z przepisami prawa i w związku z tym wymagają czasu.
Nowy dyrektor Opery Wrocławskiej zostanie wyłoniony w konkursie, a swoją pracę rozpocznie w nowym sezonie artystycznym, czyli od września.