Ten tramwaj jeździ inaczej
Ten spektakl może się bardzo podobać i podobać całkiem tak sobie. Ma dużo zalet i brak mu rytmu. Teatr Polski w Bydgoszczy pokazał właśnie najnowszy swój spektakl: "Tramwaj zwany pożądaniem" na podstawie Tenessee'ego Williamsa.
Tych zalet naprawdę jest wiele. Sztuka Williamsa została nieco przerobiona i nabrała charakteru komediowego, co może zaskoczyć tych, którzy przyzwyczajeni są do klasycznej wersji. Wiele tu bardzo ładnych, plastycznych scen, dużo interesujących pomysłów reżyserskich, a także cytatów z naszej popkultury. Aktorsko rewelacyjny. Mam wrażenie, że pod tym względem to jedno z najlepszych przedstawień bydgoskich. Tu po prostu nie ma słabej roli. Wszystkie są spójne i naturalne. Aż trudno wyobrazić sobie te postaci jakoś inaczej. Do tego przedstawienie jest bogate muzycznie - choć prawdę powiedziawszy więcej tu cytatów z piosenek niż typowej muzyki teatralnej i to jednak jest zdecydowany minus. Aktorzy mają trudniej (już pierwsza scena, gdy wychodzi Dagmara Mrowiec jako Eunice i zaczyna mówić na tle absolutnej ciszy, odbijającej się od ścian, jest po prostu zgrzytem).
Kłopotem tego przedstawienia jest rytm, a właściwie jego brak. Nie było tu osoby, która zajęłaby się porządnym opracowaniem muzycznym. Są co prawda reżyserzy, którzy porządkują przedstawienia jakoś inaczej. A tu nie ma także tego .inaczej". Przy czym nie można powiedzieć, że cała reżyseria jest do niczego, bo nie jest! Scena z czymś na kształt teatru cieni utopionego w morzu baniek mydlanych jest naprawdę niezła. Podobnie jak pomysł z gitarą i Krystianem Wieczorkiem (Mitchem) śpiewającym .Opadły mgły i miasto ze snu się budzi...". Scena, gdy Grzegorz Falkowski (Stanley) i Barbara Kałużna (Blanche) zostają sam na sam pod koniec spektaklu - rewelacyjna, bo bardzo teatralna; dzieje się tak dużo i tak niewiele zostaje pokazane. I tak dalej. A jednocześnie znajdziemy tu sceny koszmarne. Zbyt długie, zbyt ckliwe - nawet, jeśli to było zamierzone. Spektaklowi brakuje wspólnego mianownika, czegoś, co porządkowałoby styl, co byłoby jego spoiwem i wizytówką tej inscenizacji zarazem. Krótko mówiąc to przedstawienie .rozłazi się" i już.
Teraz pytanie - kto co lubi? Niektórym ten brak spoiwa bardzo przeszkadza, innym wcale. Inni doskonale bawią się tym, że mamy przed sobą taki właśnie kolaż. W tej sytuacji to, co należy zrobić, to po prostu wybrać się osobiście i sprawdzić, do której grupy widzów się zaliczamy.