Artykuły

„Wszystko to jak sen, zniknąć musi…”

Szekspir był przekonany, że pisząc Burzę, daje światu swój ostatni utwór i żegna się na tym łez padole jako dramato- i komediopisarz. Sztuka ta jest według wszelkiego prawdopodobieństwa ostatnią, która wyszła spod jego pióra. Zdawał sobie też sprawę z wagi własnej twórczości. Dlatego też epilog Burzy wydaje się być ostatnimi słowy poety do tych, których pozostawia, również do wyspy (wszak akcja Burzy toczy się na wyspie i Anglia to też wyspa), na której tworzył i z której (wyspy i sceny) jak okręt pożegluje w daleki świat…

Szekspirolodzy różnie traktują Burzę. Znajdują w tej komedii (?) wiele płaszczyzn i znaczeń. Mówią o elementach autobiograficznych, o tak znanym od zarania świata problemie żądzy panowania, o odwiecznym dążeniu człowieka do społecznej utopii. Ten ostatni sposób odczytania utworu jako przedłużenie Utopii Tomasza Morusa opublikowanej 1915 r. (w Anglii dopiero w 1511) przemawia do mnie najbardziej. Dążenie do idealnego społeczeństwa dla wszystkich, bez wyzysku i terroru obserwujemy w każdym społeczeństwie bez względu na to w jakiej żyło i żyje epoce. Inne interpretacje, m. in. wyraz kolonizatorskich idei Anglii, odczytywanie sztuk poprzez role Kalibana i Ariela mniej do mnie przemawiają.

Skąd ten przydługi wstęp? Otóż stąd chyba, że na Burzę wystawioną przez Jerzego Galińskiego na scenie (tak, na scenie) Teatru Juliusza Słowackiego w Krakowie spojrzeć należy nie tylko okiem szekspirologa, krytyka teatralnego ale może również… budowlańca. Wydaje się, że nastąpiła gminna w kolejności i logice tego świata. Ze to nie remont Teatru Słowackiego zmusił dyrektora-reżysera do takiej właśnie koncepcji wystawienia szekspirowskiej komedii, ale że to on sam właśnie sprokurował tenże, aby tak zaprezentować świat poprzez utwór mistrza ze Stratfordu. No, bo niby skąd te gruzy wokół teatru i ta naga, skalista, pozbawiona roślinności wyspa, którą widzimy na scenie… Skąd ten rozbebeszony teatr, który nie gra swoją adamaszkową elegancją secesji, kinkietami w lożach i kapciowato ciepłymi fotelami. Skąd widz, który jest w samym środku akcji, siedzący na twardym krześle na samym środku sceny? Czy tylko z konieczności?

Po latach, kiedy Kraków nie oglądał wielkiego Szekspira (nie licząc Hamleta w Starym, którego aby zobaczyć trzeba wcześniej odbyć podróż do Izraela albo do Japonii) — Goliński zdecydował się na odtworzenie dzieła Szekspira… wokół siebie. Jest więc Dyrektor tłumaczem Burzy, Prosperem w Burzy i niejako Szekspirem, który oprowadza nas po swojej wyspie — twórczości. Rzecz, w sobie, wcale nie taka w zamyśle zła ale czy nie prowadzi zbytnio do teatru jednego Kreatora? W tak widzianych przesłankach Burza Golińskiego broni się wyobraźnią widza będącego w centrum wydarzeń. Scena w sztuce jest prawie naga, z niewielki ilością rekwizytów i tylko u kilku epizodach reżyser wprowadza rozpasanie barw i bogactwo kostiumu. Może ta zamierzona oszczędność w kombinezonie i zachowaniu Prospera i Ariela (tego ostatniego w kombinezonie hydraulika) to świadome nawiązanie do szarej i niewesołej rzeczywistości?

Bodaj najlepszymi fragmentami spektaklu jest dynamiczna, świetna gra aktorska trójki wykonawców: Andrzeja Grabowskiego, Tadeusza Kwinty i Krzysztofa Jędryska, ze wskazaniem na tego ostatniego. Kreacja Jędryska w roli Kalibana, wykoncypowana, precyzyjna, jednocześnie dynamiczna, na pewno przyciąga uwagę. Wyróżnić należy również Urszulę Popiel w roli Ariela.

Na scenie, scenie Słowackiego spotykamy się w realizacji Burzy Golińskiego z różnymi typami teatru. Od tego jarmarcznego, średniowiecznego lub jego pastiszu, poprzez renesansowa dworski do oświeceniowo sielankowego. Szekspir w przekładzie Jerzego Galińskiego nie brzmi już tak archaicznie jak może czasem w znakomitych przekładach Paszkowskiego. Zaś chyba największą zasługą reżysera jest prowadzenie nas do starego, dobrego teatru gdzie to „wszystko jak sen, zniknąć musi”. A więc w Słowackim Burza, a dookoła… burzenie.


William Shakespeare — Burza, Teatr Słowackiego — Premiera 27 października 1990. Przekład i reżyseria — Jerzy Goliński, scenografia — Paweł Dobrzycki muzyka — Marek Wilczyński, choreografia — Marian Glinka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji