Polski Hamlet w kostiumie greckim
Z dość dziwnym uczuciem patrzy się na to dzieło. Wyspiański, po współczesnym Konradzie z Wyzwolenia nawołującym do czynu, zwrócił się tu do Iliady, żeby ukazać postać z przeciwnego bieguna — tak tragiczną w swej determinacji, a będącą uosobieniem bezczynu, zwątpienia, rezygnacji. A z dziwnym uczuciem dlatego, że ten Achilleis Wyspiańskiego nie wzbudza chyba wśród dzisiejszych widzów żywszego zainteresowania. A jeżeli w niektórych scenach budzi nawet sympatię i prowokuje swą refleksyjnością, to w innych obraz jego znowu się zaciera w tej gmatwaninie myśli, w tym natłoku wątków, postaci Pewne fragmenty dramatu są nawet bardzo piękne, wiersz płynie potoczystym rymem, oko zatrzymuje plastyczna wizja poety. Ale bez komentarza historyczno-literackiego nie sposób zgłębić nurtujących Wyspiańskiego niepokojów, problemów.
Jak wiadomo, autor Wesela nieraz sięgał po wątki antyczne. Tutaj zafascynował go Achilles z Iliady w momencie, kiedy ten stawny bohater zrezygnował z dalszej walki pod murami Troi. Skąd ta nagła decyzja greckiego wojownika? Dlaczego dotąd nieustraszony, popędliwy Achilles zaprzestał czynu? Wyspiański podejmuje własną interpretację, próbuje — w przeciwieństwie do Homerowego bohatera, brutalnego osiłka uczynić z Achillesa człowieka myślącego, współczesnego. Chce ukształtować jego psychikę, nieledwie na podobieństwo jakiegoś polskiego Hamleta, z epoki Młodej Polski, zwracającego się do „rycerzy miecza i mężów czynu”, do władców narodu, zęby w nich „obudzić myśl i potrząść ducha”.
Świat, w którym się obraca Achilles jest podły i zły, ludzie którzy go otaczają są wstrętni; przejrzał ich i zrozumiał, że był w ich ręku tylko bezwolnym narzędziem mordu. Cóż mu tedy pozostało? Zwątpienie w sens słowa i czynu. Jeszcze się waha, jeszcze myśli, żeby ponowić działanie i w sojuszu z dotychczasowym wrogiem, a przecież prawym człowiekiem. Hektorem, zemścić się nad Atrydami, wytępić zło, ale wypadki przejmują Inny obrót. Ukochany Patrokl ginie z ręki Hektora, więc i Achilles kierują się odruchem zwyczajnie ludzkiej zemsty i w nierównym pojedynku zabiła Hektora, szlachetnego bohatera Troi. Teraz dopełniła się miara tragizmu.
Wątek dramatyczny Achilleis posłużył Wyspiańskiemu jedynie do zilustrowania swej tezy o wyobcowaniu bohatera z pogardzanego przezeń świata, z którym nie może się pogodzić. A to, co się naokoło niego dzieje potęguje tylko świadomość własnej klęski i prowadzić musi w konsekwencji do tragicznego finału. Ale śmierć, która i tak jest nieuniknioną koniecznością, przyniesie jednocześnie wyzwolenie. Uwolni bohatera z przygniatających go rozterek wewnętrznych, będzie progiem do duchowej reinkarnacji i nowego wzlotu czyli nowego sprawdzianu wartości, tym razem o wiele większych aniżeli doczesne ludzkie czyny. I nie trzeba tu podkreślać jak bardzo wikła Wyspiański to swoje hamletyzowanie na temat narodu, jego losów, i tych, którzy tym narodem kierują. Stąd i analogie współczesne, niełatwe zresztą do odczytania, tak jak niełatwy i skomplikowany jest w swej strukturze scenicznej sam utwór przez to bardzo trudny do realizacji.
Wystarczy powiedzieć, że wystawiono go dotychczas tylko dwa razy. Prapremiera odbyła się w 1925 roku w Warszawie w inscenizacji Leona Schillera. Potem grano jeszcze w Krakowie, ale bez powodzenia. Od czterdziestu lat nikt nie miał odwagi sięgnąć po Achilleis. Z tym większym wiec podziwem przyglądamy się robocie Jerzego Zegalskiego, który nie uląkł się trudności, opracował tekst i wyreżyserował na scenie Teatru Polskiego.
Trzeba tu z góry zaznaczyć, że przedstawienie zasługuje na uwagę starannością opracowania. Konfrontacja wersji scenicznej Achilleis z tekstem oryginału przemawia raczej za układem scen zaproponowanym przez Zegalskiego, mimo że przecież wizja Wyspiańskiego zakreśla o wiele bogatszą skalę scenicznego żywiołu: ruchu, barwy, dźwięku… Jest to w zamierzeniu widowisko monumentalne, gdzie konstrukcja formalna mocno wspiera intelektualną warstwę dramatu. Nic też dziwnego, że zamysł ten realizował Schiller, zgodnie ze swoją koncepcją teatru ogromnego. Oczywiście, poznańskie przedstawienie już w założeniu odbiega od tendencji widowiskowych i rozgrywa się w wymiarach bardziej kameralnych. Stąd jego dyskursywność; jest więc jakimś ustawicznym zmaganiem się Achillesa z sobą samym, z otoczeniem kładzie nacisk na walkę wewnętrzną człowieka o sens istnienia i czynu w układzie sił, w którym toczy się niesprawiedliwa walka napadniętych z napadniętymi. I może zbytnie wyeksponowanie tej dyskursywności, intelektualnego nurtu dzieła sprawiło, że przedstawienie emocjonalnie nie angażuje widza. W dodatku i aktorzy nie zawsze w sposób dostatecznie przekonywujący zdołali podnieść temperaturę przedstawienia. Toteż poszczególne sylwetki szybko zacierają w pamięci widza swój indywidualny wyraz. Jedynie Achilles (Henryk Machalica), Agamemnon (Wirgiliusz Gryń) Tersytes (Tadeusz Wojtych), Bryzeis (Danuta Balicka), Patroklos (Andrzej Rychter) Hektor (Andrzej Juszczyk) jako postacie — w intencji autora — z pierwszego planu nieco bardziej koncentrują uwagę widowni.
Natomiast oprócz reżyserii walorów tego przedstawienia należy scenografia, a przede wszystkim bardzo dobre dekoracje. Jan Kosiński, dla usprawnienia szybkich zmian miejsca akcji, wykorzystał stary pomysł z periaktami, co dało ciekawe efekty gdy chodzi o kompozycję przestrzeni scenicznej, a tym samym przydało przedstawieniu rytmicznej płynności. Warto tu jeszcze podkreślić sugestywną ilustrację muzyczną Ryszarda Gardy.
Jest tedy Achilleis poznański przy wszystkich — niełatwych zresztą do uniknięcia — potknięciach przedsięwzięciem niewątpliwie ambitnym, oryginalnym, co też ma swoje znaczenie. Należy tu bowiem przypomnieć, że wybór tego dzieła wiąże się z zaplanowanym na początku sezonu cyklem sztuk młodopolskich i jest ostatnim, (trzecim po Bazylissie Teofanu Micińskiego, Szalonej Julce Kisielewskiego) ogniwem tego cyklu. Nie jest może dziełem najbardziej reprezentatywnym dla Wyspiańskiego, ale z pewnością prezentuje w sposób dość charakterystyczny typ jego teatru i tendencji artystycznych epoki.
Teatr Polski. S. Wyspiański — Achilleis. Opracowanie tekstu i reżyseria — Jerzy Zegalski. Dekoracje — Jan Kosiński. Kostiumy Barbara Jankowska. Muzyka — Ryszard Gardo. Premiera — 27 IV 1968.