Beniowski też była kobietą
Juliusz Słowacki wielkim poetą był. Reżyserka Małgorzata Warsicka przypomni wam, że miał też poczucie humoru.
Beniowski jest najdowcipniejszym utworem polskiego romantyzmu. Pisany oktawą, pełna zwrotów akcji i przeskoków w czasie i przestrzeni poemat dygresyjny traktuje o tytułowym szlacheckim awanturniku, pyszałku i birbancie. Ucieczka przed długami, wojenne perypetie i nuda prowadzą antybohatera przez step i Krym, aż na Madagaskar.
W Beniowskim. Balladzie bez bohatera z poznańskiego Teatru Nowego Warsicka z kompozytorem Karolem Nepelskim „pieśni" składające się na utwór Słowackiego każą faktycznie śpiewać.
Ten duet wraz z dramaturgiem Michałem Pabianem robi z Beniowskiego coś na kształt rock opery. Aktorki z werwą i komicznym nerwem śpiewają do muzyki na żywo, wymieniają się postaciami, zwracają się wprost do widzów. Autotematyczne wstawki na temat jakości własnych rymów i przytyki pod adresem innych poetów (z Mickiewiczem na czele), przypominają jako żywo… hip-hop.
Scena, w której sarmacki poseł „upala się" haszyszem u krymskiego chana, mogłaby się znaleźć nie w XIX-wiecznym poemacie, lecz w filmie braci Coen.
Tyle że narkotykowy transi słowiańskie pijaństwo sąsiadują w spektaklu z mistyczną wizją księdza Marka. Makabryczne obrazy rzezi z czasów chłopskiej rebelii są zaś echem Snu srebrnego Salomei.
Dwa lata temu za Beniowskiego wziął się Paweł Świątek. W warszawskim Teatrze IMKA wystawił go właśnie w rapowanej konwencji, z aktorami w kostiumach lemurów — bo w końcu Beniowski miał zostać władcą Madagaskaru. Łączenie tekstu Słowackiego z lżejszą formą ma długą tradycję. Przed prawie półwieczem Beniowskiego zrobił w Narodowym mistrz teatralnych efektów specjalnych Adam Hanuszkiewicz, który obsadził w tytułowej roli Daniela Olbrychskiego.
Tamtego spektaklu nie mogłem widzieć, ale Olbrychski wtedy był ikoną PRL-owskiego maczyzmu — chwilę wcześniej wcielił się w Azję, syna Tuhaj-beja.
W dzisiejszym Beniowskim rządzą kobiety. Warsicka z ekipą aktorek wydobywa na pierwszy plan płeć — tam, gdzie się da. Prowadzą przerysowaną grę z manifestacjami samczego, kabotyńskiego bohaterstwa męskich postaci Słowackiego, a opis nimfetkowatej urody szlachcianki Anieli w rewelacyjny sposób ogrywa Anna Mierzwa.
Dla Warsickiej to nie pierwsze starcie ze Słowackim. W 2015 r. w Tarnowie z Króla-Ducha zrobiła muzyczny monodram. Poszukiwania młodej reżyserki kojarzą się z działanimi Michała Zadary. Przypomina on — jak sam mówi — romantyczną klasykę dla niej samej bądź dla efektownego teatralnego konceptu, a nie pod reżyserską tezę. Zrealizował Sen srebrny Salomei w warszawskim Studio, a wcześniej Fantazego i Lillę Wenedę w Powszechnym.
W ostatnich sezonach Słowacki wraca do centrum polskiego teatru przede wszystkim jako autor na wskroś polityczny, ale też jako ironista i po prostu świetny pisarz, niesłusznie upupiony przez szkołę.