West End pod czerwoną flagą
Monika Strzępka i Paweł Demirski przenieśli na scenę powieść Król Szczepana Twardocha. W dodatku zrobili to w ramach pisowskiego programu „Niepodległa".
Żydowscy gangsterzy, socjaliści i faszyści, silne prostytutki i nieudolni sanacyjni politycy. Strzępka i Demirski inscenizują bestseller Szczepana Twardocha jako atrakcyjne widowisko z Andrzejem Sewerynem w jednej z głównych ról.
I to w Teatrze Polskim w Warszawie! Ta scena długo kojarzyła się z nieco przykurzoną klasyką, a w ostatnich latach wiceminister kultury Wanda Zwinogrodzka podawała Polski jako przykład wzorcowego teatralnego konserwatyzmu. Żeby było śmieszniej, premiera odbyła się w ramach zadekretowanego przez pisowskie Ministerstwo Kultury programu „Niepodległa".
Gala czerwonego boksu
Król to opowieść o Jakubie Szapiro (Adam Cywka) — bokserze, socjaliście i gangsterze, który w przerwach między romansami, bójkami z ONR i wymuszeniami wplątuje się w intrygę na szczytach elit władzy schyłkowej II RP, wśród narastających nastrojów faszystowskich.
Na scenie zetrą się uliczne demonstracje, usłyszymy pieśni PPS: Warszawiankę 1905 i Czerwony sztandar. Będzie mowa o wojnie polsko-bolszewickiej oraz obozie w Berezie Kartuskiej. Nie bez rozkoszy inscenizować się tu będzie bicie faszystów przez socjalistów — w czasach, gdy to faszyści biją ludzi na ulicach.
Szapiro bierze na wychowanie chłopaka, którego ojca zamordował w porachunkach. W ten osobliwy duet wcielają się: Seweryn, Cywka oraz Alan al-Murtatha, student krakowskiej szkoły teatralnej. Seweryn gra żydowskiego gangstera po latach, pogrążonego we wspomnieniach nie tylko z warszawskich ulicznych bitew, ale też ze służby wojskowej w Izraelu.
Powściąganie frazy
Król wydaje się punktem zwrotnym na drodze Strzępki i Demirskiego. Para lewicowych artystów świadomie idzie w stronę teatru — zwanego „popularnym", czasem „mieszczańskim" — i tworzy dobrze skrojony spektakl z politycznymi wtrętami. Jeśli chcieli zrobić West End z czerwoną flagą, to ten pomysł udało im się zrealizować.
Ważny wkład w ten sukces ma monumentalna scenografia Anny Marii Karczmarskiej. Kręci się przez większość spektaklu na scenie obrotowej, co pozwala np. na symultaniczne prowadzenie dwóch wątków w dwóch przestrzeniach i zdynamizowanie akcji trzyipółgodzinnego widowiska.
Paweł Demirski, jeden z najważniejszych polskich dramatopisarzy, przygotował wierną adaptację Króla. Inaczej było ostatnio w przypadku Jądra ciemności Josepha Conrada, gdzie tekst potraktował jako luźną inspirację. Biorąc na warsztat Twardocha, Demirski powściągnął swoją charakterystyczną frazę, którą wcześniej mówiły nawet postaci z telewizyjnego serialu Artyści zrealizowanego przez Strzępkę i Demirskiego.
Inna sprawa, że dramatopisarz odnalazł w Królu tematy i obsesje od lat wracające w jego tekstach. Klasowe kompleksy i psychologiczne kłopoty z awansem, zatroskanie o przyszłość dzieci, wreszcie — przemoc, którą mniej lub bardziej jawnie podszyta jest polityka. Również związany z postacią Seweryna wątek zaburzonej tożsamości, pogrążenia w otępieniu i melancholii jest bliski twórczości Demirskiego.
Nie taka znowu męska proza
Inny znany chwyt teatru Strzępki i Demirskiego obecny w Królu to ironiczne zwroty wprost do publiczności. U Twardocha pojawia się czasem rodzaj historycznej nadwiedzy — znajomość dalszych losów postaci na przestrzeni całych dekad. Strzępka z Demirskim do tej nadwiedzy dopisują w paru miejscach dosadny publicystyczny komentarz, np. o współczesnych ulicznych demonstracjach czy micie przedwojennej Warszawy.
Król to teatr oparty na atrakcji, opowieści i wyrazistym aktorstwie. Twórcy nie stronią od efektów pirotechnicznych czy farsowego przerysowania — jak przy kreacjach Pawła Tomaszewskiego, grającego tu m.in. przegiętego, homoseksualnego ONR-owca. Odwołania do filmów Quentina Tarantino czy serialu Peaky Blinders o wojnie gangów uwikłanych w brytyjską politykę są jasne. Strzępka chętnie sięga do rozwiązań bliskich montażowi filmowemu, posiłkuje się wideo, każe aktorom grać w zwolnionym tempie.
Gdy mowa o wyraziście „męskiej" prozie Twardocha, krytykuje się nieraz postaci kobiece. Strzępka z Demirskim zdają się je wzmacniać. Chodzi mi przede wszystkim o świetną Katarzynę Strączek w roli żydowskiej burdelmamy Ryfki Kij — cynicznej i silnej. Zresztą sprawa z płcią w pisaniu Twardocha nie jest wcale oczywista: to, co na pierwszych kartach jego powieści wydaje się narcystycznym samczym monologiem, później ulega rozpadowi czy ironicznemu unieważnieniu.
Strączek i Cywka dołączyli do zespołu Teatru Polskiego w Warszawie po latach pracy w Teatrze Polskim we Wrocławiu, gdzie grali w spektaklach Strzępki, Jana Klaty czy Pawła Miśkiewicza. Nowym nabytkiem warszawskiego Polskiego jest także grająca tu dwie drugoplanowe role Maria Dębska, młoda aktorka znana głównie z dużego ekranu. Z kolei w roli „ojca chrzestnego" żydowsko-socjalistycznej mafii, weterana i piłsudczyka Kuma Kaplicy oglądamy Krzysztofa Dracza, który wcześniej u Strzępki i Demirskiego grał m.in. Jakuba Szelę. Nową twarzą na scenie Polskiego jest też m.in. Marcin Bosak, wcześniej aktor Teatru Studio.
Po zrealizowanych razem z Teatrem Żydowskim Kilku obcych słowach po polsku Anny Smolar o Marcu '68 czy gwiazdorskim Wujaszku Wani Iwana Wyrypajewa Król to następna mocna pozycja w repertuarze Teatru Polskiego. Staje się on interesującym i nieoczywistym miejscem na kulturalnej mapie Warszawy.