Artykuły

Uskrzydlone pieśni

Spośród wielu już koncertów Opery Krakowskiej z cyklu „Pieśń — teatr słowa", zainicjowanych i kierowanych artystycznie przez Katarzynę Oleś-Blachę, ten zaprezentowany 10 marca w Muzeum Lotnictwa Polskiego przypadł mi do gustu najbardziej. Niemała w tym zasługa repertuaru, o którym mówi tytuł wieczoru: Wielcy kompozytorzy polscy w pieśni; przypomnijmy, że wszystkie koncerty cyklu będą w tym sezonie dotyczyć rodzimej twórczości. Pełne poezji, nierzadko i patosu utwory wkomponowały się w muzealną przestrzeń — podbitą dodatkowo projekcjami na telebimie — unaoczniającą odwieczne ludzkie marzenie o skrzydłach.

Koncert otworzyła liryczna, tradycyjna w wyrazie Love Song Andrzeja Panufnika (1976) dedykowana żonie Camilli. W ostatnich tygodniach życia kompozytor zaaranżował napisany oryginalnie na mezzosopran i fortepian (harfę) utwór dodatkowo na orkiestrę smyczkową — i właśnie w tej wersji zaprezentowała ją Monika Korybalska (ładnie, acz początkowe niskie rejestry wyraźnie jej nie służyły) wraz z Orkiestrą Opery Krakowskiej pod dyrekcją Tomasza Tokarczyka. Ciekawą, choć wykonawczo chyba najsłabszą propozycję stanowiły napisane pod koniec życia (1989-1990) do dziecięcej poezji francuskiego surrealisty Roberta Desnosa Chantefleurs et Chantefables Witolda Lutosławskiego. Dziewięć Śpiewokwiatów i śpiewobajek to repertuar arcytrudny, wymagający zarówno technicznie, jak i wyrazowo. Wykonującej je Katarzynie Oleś-Blasze zabrakło tym razem pewności: kolejne miniopowieści snute były jakby z obawą, dobrze natomiast oddane zostały ich odmienne charaktery. Głosowo najefektowniej zabrzmiały Eglantine, l'aubépine et laglycine oraz L'Angélique, interpretacyjnie — zabawna La Tortue. Dobrze natomiast spisała się orkiestra — zwłaszcza w wirtuozowskiej finałowej Le Papillon. Obie śpiewaczki udanie spotkały się w refleksyjnym, znów nawiązującym do tradycji Pożegnaniu (Abschied) — jedenastej części VIII Symfonii Lieder der Vergänglichkeit Krzysztofa Pendereckiego: szczególnie urokliwie zabrzmiał rozśpiewany, ptasi fragment kompozycji.

Męski wkład wokalny nie był tym razem pokaźny, za to nad wyraz udany. Stylizowane na dworski renesans angielski Cztery pieśni miłosne do słów Williama Shakespeare'a w tłumaczeniu Macieja Słomczyńskiego Tadeusza Bairda (1956) zaprezentował baryton Adam Szerszeń, który doskonale brzmiącym głosem wydobył z nich całe piękno i poezję (melancholijny Sonet 97: How like a winter hath my absence been...).

Drugą część wieczoru wypełniła słynna III Symfonia Symfonia pieśni żałosnych op. 36 Henryka Mikołaja Góreckiego (1976). Wykonująca w niej sopranową partię solową Katarzyna Oleś-Blacha miała już ten utwór repertuarze, tym razem nie zabrakło jej więc pewności. Zinterpretowała go doprawdy wzruszająco (choćby część trzecia „Lento. Cantabile — semplice"), interpretacyjnie głęboko i szlachetnie głosowo. W pamięci na długo pozostaną mi kulminacje poszczególnych części. By te ostatnie wybrzmiały z odpowiednią mocą, muszą być wcześniej umiejętnie budowane; tak właśnie było w przypadku niewątpliwej współtwórczyni sukcesu śpiewaczki — orkiestry.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji