Ciągle marzę o filmie
- Dzisiaj myślę, że aktorowi bardzo by się przydał drugi zawód. Ja wybrałabym turystykę. Kocham podróże - mówi Barbara Prokopowicz, aktorka Teatru Polskiego w Poznaniu.
Pamiętasz siebie z 2005 roku, kiedy zaczynałaś pracę w Teatrze Polskim?
- Spędzałam tu non stop swoje pierwsze lata po szkole, nawet mieszkałam w teatrze, w maleńkim pokoju obok sali prób. Wtedy wydawało się to fantastyczne, ale to był zły pomysł.
Bo?
- Bo cały czas jesteś w stanie gotowości. Ten pokój był na trzecim piętrze, po próbie nie chciało mi się ciągle zbiegać i wbiegać po schodach, więc nie zmieniałam otoczenia, nie odpoczywałam psychicznie.
Pewnie też Ci się wydawało, że masz za mało czasu na próby; grałaś chyba we wszystkim, co było na afiszu.
- Tak, wchodziłam ze sztuki w sztukę albo w jakieś zastępstwa. Byłam najmłodszą aktorką w zespole, a na nie jest największe zapotrzebowanie. Korzystałam z szansy, jaką mi dawano. To był bardzo męczący czas, ale mogłam się rozćwiczyć zawodowo.
Po roku dostałaś propozycję od Krzysztofa Mieszkowskiego z Teatru Polskiego we Wrocławiu - miasta, z którego pochodzisz. Nie skorzystałaś.
- Nie mogłam. W Poznaniu byłam już w kolejnych produkcjach. Trochę inaczej dzisiaj na to patrzę, ale nie żałuję tamtej decyzji, bo jednak tu miałam możliwość zetknięcia się z bardzo różnymi typami teatru, pracowałam zarówno z Garbaczewskim, jak i z Cieplakiem, Augustynowicz, Kruszczyńskim, Dobrowlańską, Rekowskim...
W 2006 roku Jacek Sieradzki w Subiektywnym spisie aktorów nazwał Cię "nadzieją teatru".
- To było za Jewdochę w lubelskich "Sędziach" Wyspiańskiego, spektaklu Anny Augustynowicz, i rolę w "Odwiedzinach" Fosse'a w reżyserii Pawła Szkotaka tu, w Polskim. Jewdocha była dla mnie bardzo ważna, podobnie jak spotkanie z panią Anną. Ono mnie ukształtowało. Do dzisiaj z tego czerpię. Włożyłam mnóstwo pracy w ten spektakl, pokonałam wiele własnych barier. Wiedziałam, że to wyróżnienie jest rzeczywiście za coś, a wtedy ten ranking miał znaczenie.
Posypały się propozycje?
- Nie, ale ja też się o to nie starałam. Osiedliłam się w Poznaniu. Tu miałam wszystko.
A jednak w 2009 roku przeniosłaś się na trzy lata do Ateneum, do Warszawy...
- Zaprosiła mnie Izabella Cywińska. Ten czas dał mi dużo - tyle, ile daje spotkanie z aktorami tej klasy, co Danuta Szaflarska, Piotr Fronczewski, Jadwiga Jankowska-Cieślak, Grzegorz Damięcki... To było prawdziwe wyzwanie, tam inaczej pracuje się nad spektaklem.
To znaczy?
- Na przykład nikt nie ćwiczy dialogu, bo jego zasady są oczywiste, na to szkoda czasu. To była dla mnie bardzo cenna lekcja. A poza pracą - rozmowy o teatrze, uwielbiałam słuchać ich anegdot, wspomnień.
Ten rozdział zamknął się wraz z odejściem Cywińskiej.
- Wyborów dokonujemy w konkretnym czasie. Nie wiem, co by było, gdybym została. Ale właściwie od razu wiedziałam, że nie zmieszczę się w pomysłach nowego dyrektora. Poza tym miałam dokąd wracać: z dyrektorem Szkotakiem nadal potrafiliśmy porozumieć się artystycznie.
Warszawa to nie tylko Ateneum...
- Może gdybym miała jakieś zabezpieczenie finansowe, zostałabym? Dopiero teraz, powoli, przekonuję siebie, że należy szukać nowych miejsc, że aktor powinien się ruszać. Ciągle marzę o filmie.
Chodziłaś na castingi?
- Nie dostawałam o nich informacji. Castingi są dla sprawdzonych już osób. Polscy reżyserzy boją się nowych aktorów.
No ale masz nazwisko znane w filmie: mama kostiumograf, tata był reżyserem, reżyserem jest jeden brat, operatorem drugi...
- To nic nie daje. Poza tym z Bartkiem i Jeremiaszem jesteśmy przyrodnim rodzeństwem.
Spotkaliście na planie "Chemii"...
- Było to ważne prywatnie. Moja scena nie znalazła się w filmie.
Agencja aktorska nic nie może?
- Problemem są drudzy reżyserzy, z własnymi preferencjami. Mają nasze zdjęcia, czasami się odzywają. Tylko widzisz, nawet do małych ról szuka się ludzi z nazwiskiem... Bardzo nad tym boleję. Wydaje mi się, że nie ustępuję innym w niczym, jeśli chodzi o zdolności, warsztat, ale co mam zrobić?
Brakuje szczęścia?
- Na to wychodzi.
Do szkoły teatralnej też nie dostałaś się od razu.
- Ale wyciągnęłam wnioski, pracowałam i rok później byłam na liście.
W międzyczasie - bohemistyka.
- Nie chciałam marnować roku, a że mam zdolności językowe, lubiłam Czechy i tam bywałam, to poszłam na te studia.
Ale nie skończyłaś.
- Nie było szans, studia aktorskie są zbyt intensywne. A potem trzeba jak najwięcej grać. Dzisiaj myślę, że aktorowi bardzo by się przydał drugi zawód. Ja wybrałabym turystykę. Kocham podróże.
Najpiękniejsze wspomnienie?
- Tel Awiw.
Czym Cię zachwycił?
- Bauhausem. Uwielbiam modernizm. Poza tym otwartością ludzi, poczuciem bezpieczeństwa - wiedziałam, że nikt mnie tam nie pobije, bo jestem taka czy inna. Do tego klimat, jedzenie. Niesamowite miejsce.
Chciałabyś tam mieszkać?
- Nie, ale chciałabym tam regularnie wracać. Mieszkać mogłabym na południu Włoch.
Bo?
- Klimat, ludzie, historia sztuki na wyciągnięcie ręki. Jestem oczarowana Neapolem. Czytam właśnie cykl neapolitański Eleny Ferrante.
I co jeszcze?
- Kryminały skandynawskie, jak wszyscy, historię Żydów...
A świat za oknem dostrzegasz?
- Wiem, ile życie kosztuje.
Kiedyś też śpiewałaś...
- Zamierzchłe czasy. Piosenkę francuską.
Nie tęsknisz?
- Tęsknię. Ale nie biorę się do czegoś, w czym nie jestem bardzo dobra. A od dawna nie śpiewam.
Ten zawód chyba na tym polega: na byciu najlepszym.
- Dlatego tak wyczerpuje.
Płaci się za miłość do teatru.
- Zmęczeniem, nadwerężonymi nerwami. Człowiek bardzo szybko się zużywa.
Jak w tym nie zwariować?
- To wszystko zależy od materiału: niektóre sztuki nie wymagają zaangażowania psychicznego, reżyser nie czerpie z nas, tylko wkłada nam słowa do wypowiedzenia, stajemy się trybikami w maszynie. Jak nie zwariować? Ja mam oparcie w rodzinie. Mąż pomógł mi wiele razy.
Zbigniew Brzoza, reżyser...
- Przez to, że jest z teatru, lepiej rozumie moje problemy, a jednocześnie patrzy na wszystko z zewnątrz. Wielkie znaczenie ma jego dojrzałość, doświadczenie, wiedza i umiejętność słuchania drugiego człowieka. To mi pozwala dystansować się od tego naszego świata. Inna rzecz, że nie przeżywam już tak wszystkiego jak kiedyś.
Dotąd nie grałaś u niego.
- To jest moim ogromnym marzeniem. Razem robiliśmy tylko czytania w Instytucie Teatralnym. Zbyszek jako twórca jest moją ogromną fascynacją i nie ukrywam tego.
***
*Barbara Prokopowicz - ur. 1981 r., absolwentka PWST we Wrocławiu (2005), aktorka Teatru Polskiego w Poznaniu w latach 2005-2009, Teatru Ateneum w Warszawie w latach 2009- 2012, od 2012 ponownie w zespole Teatru Polskiego w Poznaniu.