Artykuły

Przemyk marzy w Polonii

Żeby nie było śladów wyróżnione nagrodą Nike jako pierwszy reportaż w historii tego trofeum literackiego teraz wystawił Teatr Polonia Krystyny Jandy. Historia zamordowanego przez ZOMO maturzysty Grzegorza Przemyka, a przede wszystkim opowieść o ukrywaniu prawdy o jego zabójstwie, mrozi krew w żyłach.
Jednak książka Cezarego Łazarewicza wbrew pozorom nie jest — moim zdaniem — dobrym materiałem na scenę. A już z pewnością nie łatwym. Być może należałoby ją w teatrze po prostu przeczytać.

Trudno używać słowa „subtelna" wobec książki, która od opisu zmasakrowanych jelit i wątroby przechodzi do historii brutalnego i bezwzględnego kłamstwa na szeroką skalę; która nie unika ani nazwisk, ani drastycznych szczegółów. Żeby nie było śladów to jednak jest subtelna książka. Subtelność tkwi w mocnej obecności narratora, który jednocześnie językowo jest prawie przezroczysty. W powściągliwości stylu, która bezlitośnie podaje fakty i cytaty, ale unika stylistycznych ornamentów.

Reżyser Piotr Ratajczak nie po raz pierwszy sięga po literaturę non-fiction. Wcześniej w Białymstoku wystawił np. Białą siłę, czarną pamięć według książki Marcina Kąckiego. Jej publicystyczny wymiar i wielowątkowość dawały dramaturgowi i reżyserowi więcej miejsca do pracy, do gry z politycznymi diagnozami czy wyobrażeniami na temat dzisiejszego społeczeństwa. Tutaj do opowiedzenia jest jedna, mocna historia.

Ratajczak rozbija ją na szereg typowych dla siebie scen obrazów. Czasem lepszych — np. ta dodana przez dramaturga Piotra Rowickiego, w której Przemyk snuje wizje swojej alternatywnej przyszłości, niewydarzonego dalszego życia. Czasem gorszych, jak slapstickowo przedstawiona narada partyjno-milicyjnych decydentów. Kontrastuje z tym śmieszno-straszna, ale „życiowa" historia szeregowego zomowca z małej wsi, który przez władzę zostaje wprzęgnięty w tryby zbrodni, użyty i zdemoralizowany. Kiedy pod koniec w jakichś epilogowych zaświatach Przemyk spotyka swojego oprawcę, to pierwszy podświetlony jest światłem jasnym, drugi — mrocznie niebieskawym. Wybitny reportaż, gdy w teatrze staje się ciałem, ciąży chwilami w stronę rocznicowej akademii. Teatr Ratajczaka subtelny nie jest i nie chce taki być. Chce prostych emocji, skojarzeń, zamaszystych gestów.

Jeśli ktoś taki teatr lubi, to powyższe zastrzeżenia wydadzą mu się cyniczne. Nie służą też jednak przedstawieniu - choć widzom Polonii chyba się podobają — dopisane aluzyjne monologi, w których dramaturg z reżyserem próbują zrymować obwinienie lekarzy o śmierć Przemyka przez PRL-owski aparat z propagandową wojną, którą rezydentom wydała dzisiejsza PiS-owska władza.

Grający u Ratajczaka zamordowanego chłopaka Adrian Brząkała jest dokładnie taki, jaki powinien być Przemyk w takim przedstawieniu — młody, idealistyczny, pełen energii. Jak licealiści z filmu Ostatni dzwonek Magdaleny Łazarkiewicz z 1989 r. Jego matkę, poetkę Barbarę Sadowską, Agnieszka Przepiórska gra mocno, „psychologicznie", ekspresyjnie. Przepiórska od lat pracuje z Ratajczakiem. Oglądając spektakl, zastanawiałem się, jak wypadłoby Żeby nie było śladów, gdyby adaptację przerobić na kolejny monodram właśnie dla niej. W końcu to historia Antygony późnego PRL-u, z której próbuje się zrobić wariatkę, puszczalską, złą matkę, pijaczkę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji