Artykuły

Potęga śmiechu

Dziedzictwo Leona Schillera to nie tylko teatr monumentalny. To także błyskotliwa pochwała śmiechu — rubasznego i oczyszczającego. Temu celowi służył Kram z piosenkami ludu polskiego, zebranymi i ułożonymi przez Schillera w teatralne widowisko. Choć Cezary Tomaszewski na deskach Teatru Powszechnego zręcznie przenosi ów kram w ponurą dość teraźniejszość, udaje mu się ten rabelaisowski pierwiastek ocalić. Twórcy, mając świadomość obcowania z dziełem tyleż klasycznym, co odrobinę archaicznym, bawią się tym dziedzictwem na scenie. Obnażają kulisy procesu twórczego i swą — chwilami dość alternatywną — muzykalność. W ślad za oryginałem spektakl podzielony jest na kilka zaskakująco współczesnych śpiewających obrazków. Ludowe pieśni w świetnych aranżacjach Weroniki Krówki brzmią dowcipnie i świeżo. Piosenka o Zajączku zgrabnie kpi z Rzeczpospolitej Myśliwskiej Ministra Szyszki, znakomita Anna Ilczuk prowokuje widzów figlarną Zosią w ogródku, a członkowie Instytutu Praktyk Wstydliwych pod wodzą Michała Jarmickiego długo debatują, jak sprzedać na świecie dzieło Schillera, nim odkryją, że warto je raczej wystawić w kraju, bo to przede wszystkim nam przyda się odrobina dystansu do rzeczywistości.

Jednocześnie, gdzieś pomiędzy krotochwilnymi numerami, snują twórcy Kramu opowieść o muzyce jako sile od zarania dziejów rozsadzającej społeczne i kulturowe porządki. Prawdziwym objawieniem jest Peleryna w brawurowym wykonaniu Andrzeja Kłaka — trochę melancholijny blues, a trochę gniewny polityczny punk.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji