Artykuły

Przyprawianie ryja

ŚWIŃSKI, za przeproszeniem, ryj to jest to, co przeciętny Polak najczęściej widzi w lustrze. Tak przynajmniej można wywnioskować, obejrzawszy ostatnią, napisaną przez Michała Choromańskiego sztukę, zatytułowaną "Largactil".

Premiera "Largactilu" odbyła się w sobotę w Teatrze Dramatycznym w Gdyni. Tłumów nie było, co podkreślam, dlatego, że w dzień później; także na przedstawieniu premierowym, niekoniecznie lepszym, ale w innym teatrze, nie uświadczyło się wolnego miejsca. Widzowie mają swoje ulubione teatry, teatry mają swoją publiczność wierną, aż do przesady, której łatwo zniechęcić się nie da.. I rady na to chyba nie ma. Nawoływanie - idźcie do tego teatru a nie tamtego na nic się zdadzą, choćby ten pierwszy nie wiem jak dobrze przedstawienia przygotowywał.

Nie wiem zresztą, czy koniecznie namawiałabym na obejrzenie "Largactilu". Chociaż... Reżyserii sztuki Choromańskiego podjęła się Romana Próchnicka i wywiązała się z zadania bardzo, dobrze. Aktorsko spektakl był, moim zdaniem na piątkę. Okazuje się, że gdyński teatr ma po prostu dobry zespół, który poprowadzony wprawną ręką czyni, chciałoby się rzec, cuda.

Ale po kolei. Ostatnia sztuka autora "Zazdrości i medycyny" ukazała się drukiem w "Dialogu" w roku 1961. Rok później tę komedię satyryczną przedstawił Teatr Polskiego Radia. Mówiąc najkrócej jest to rzecz o tym, jak pewna, młoda dama przyjeżdżając do Polski z Grecji, zauważa u siebie niepokojące reakcje. Zgłasza się do psychiatry. Jej choroba polega na tym, że ludzie wokół niej zmieniają się w świnie. Nie tylko to, że się przedziwnie zachowują, ale po prostu zamiast twarzy mają właśnie ryje, w dodatku kwiczą i chrząkają. Co i raz czynią również niezrozumiałe aluzje na temat pieniędzy owej damy i własne go ubóstwa. Nieznani dżentelmeni proponują jej nie bezinteresowną pomoc, kelnerki wkładają brudne palce do talerzy z zupą. Jedni są na okrągło pijani, inni, a raczej inne uskuteczniają bezsensowne sceny zazdrości. Istna menażeria, że nie powiem rzeźnia. Nieszczęsna bohaterka ma nie tylko wrażenie, ale wręcz widzi, że przyszło jej żyć w chlewie. Jedyna rada - to leczenie u psychiatry (także drania i hochsztaplera), który pacjentce (tej i wszystkim innym) przepisuje tytułowy largactil - lek uspokajający, działający antypsychotycznie, kojąco, znoszący iluzje i omamy, lęk i agresywność.

Po zażyciu leku przybyszka z Grecji uspokaja się i zaczyna czuć jak swój między swoimi, o! Choć zachowanie otoczenia nie ulega zmianie.

"Largactil" jest satyrą na polskie społeczeństwo, które przybyłemu w 1957 r. do kraju Choromańskiemu jawiło się jako stado tych niezbyt sympatycznych, acz pożywnych, zwierzątek. Pewnie swoje racje i niemiłe doświadczenia w tej materii miał. Pewnie nie żyło mu się tutaj najłatwiej. Jego sprawa. Ba, prawdopodobnie i teraz po niemal trzydziestu latach, sporo obśmianych w komedii sytuacji powtarza się. Przyprawianie ryja całemu społeczeństwu wydaje się jednak drobną przesadą.

Nie widzę mimo to powodu, by tę wizję podzielać. Jeżeli już koniecznie porównywać nas do zwierzątek, to skompletować można by całe zoo, a nie tylko chlew.

Podkreślam raz jeszcze, ze ta mało finezyjna komedia zrealizowana została perfekcyjnie, zagrana znakomicie. Żaden gest nie jest bezcelowy, każdy aktor robi to co trzeba, z żelazną dyscypliną i konsekwencją. Zespół Teatru Dramatycznego spisał się więc wspaniale. Tylko, po co?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji