Wysokie loty i turbulencje musicalu
Piloci w Romie to owoc nowej polityki historycznej czy nowoczesny spektakl na światowym poziomie?
Widowisko Wojciecha Kępczyńskiego w Teatrze Roma jest jak samolot. Musi ociężale kołować po pasie startowym, nim wzbije się do lotu. Pierwsza scena — niemrawa, sztampowa, z banalną choreografią — rozgrywająca się w sierpniu 1939 roku na placu Zamkowym jest takim przygotowaniem do startu.
Gdy akcja przenosi się do warszawskiego kabaretu, spektakl nabiera życia, blasku i pewnego dystansu do przedstawianych zdarzeń. A jest on niezbędny w przypadku karkołomnego dla musicalu tematu, jakim są losy polskich lotników w czasie II wojny światowej.
W kolejnych scenach Piloci potrafią poszybować wysoko, choć co pewien czas wpadają w turbulencję. Jakby Wojciech Kępczyński, który o stworzeniu takiej opowieści marzył od dawna, nie miał odwagi, by dać się całkowicie ponieść wyobraźni i stworzyć po prostu żywiołową, musicalową love story. Czuł na sobie ciężar tematu i historii, stąd przywołanie faktów i autentycznych postaci z II wojny światowej — w sposób jednak zbyt plakatowy, kreślonych grubą kreską.
Losy lotnika Jana, który we wrześniu 1939 roku rusza na Zachód, zostawiwszy w Warszawie narzeczoną Ninę, artystkę kabaretową, a potem rozkochuje w sobie majętną Angielkę Alice, są dramaturgicznie atrakcyjne. Mogłyby posłużyć do stworzenia barwnej akcji, zważywszy że dochodzą tu podniebne popisy polskich lotników. Jan jest jednak zbyt bezbarwny (także za sprawą odtwórcy, Jana Traczyka), by mógł stać się pełnokrwistym bohaterem Pilotów.
Lepiej wypadają tu kobiety, zwłaszcza Zofia Nowakowska (Nina), ale i te z drugiego planu: Ewa Lachowicz jako Nel (świetna w numerze kabaretowym) czy Marta Burdynowicz (Mary). Prawdziwą kreację tworzy jednak Janusz Kruciński w roli diabolicznego Prezesa, ma zresztą wyjątkowo dobry numer muzyczny, song Mój świat.
Kompozytorzy, Jakub i Dawid Lubowiczowie, swobodnie poruszają się w różnych stylach — od charlestona i swingu po hip hop, ale zdarza się im też wypełnić Pilotów muzyczną watą. O jakości spektaklu decyduje zatem niesłychana sprawność i jakość inscenizacyjna Wojciecha Kępczyńskiego.
Akcja przenosi się błyskawicznie z miejsca na miejsca, na olbrzymich ledowych ekranach wyczarowując kolejne efektowne dekoracje (Jeremi Brodnicki). Niezwykła jest różnorodność scenicznych konwencji — od wielkiej rewii po niemiecki kabaret i żywiołowy hip hop lotników. Do tego dochodzą podniebne walki pilotów RAF i Luftwaffe niczym z gier komputerowych, zaś Wojciech Kępczyński — doświadczony mag musicalowy — ma dla widzów zapierającą dech niespodziankę: spadający na scenę płonący samolot.
Sukces frekwencyjny jest zatem pewny, a przy okazji Piloci wpisują się w politykę kulturalną obecnego rządu, któremu marzy się pokazanie światu naszej historii w sposób hollywoodzki. Spektakl w Romie został zrealizowany według światowych standardów i zgodnie wymogami broadwayowskich konwencji. Niech jednak apologeci dobrej zmiany nie wysuwają ewentualnych zastrzeżeń o uproszczenia historyczne. Nowoczesny musical ma być produktem globalnym, zrozumiałym przez każdego i wszędzie.
Czy Piloci, których cechuje inscenizacyjny profesjonalizm, mieliby szansę na Broadwayu lub londyńskim West Endzie? Chyba jednak nie. Poruszają się po tematach dość egzotycznych dla współczesnego musicalu