O "strasznych mieszczanach" - nudnie
Na premierę prasową "Zykowowów" Maksyma Gorkiego w reżyserii Jerzego Sopoćki (Teatr Ludowy) nie mogłem się wybrać, wszakże ciekawość zawiodła mnie do Nowej Huty na spektakl codzienny, "roboczy". Może to i lepiej - jeśli zważyć, że na "prasówkach" wszystko bywa odświętne, aktorzy są bardziej zdenerwowani i występują (jeśli role są dublowane) w "wizytowym" składzie. Żeby więc stwierdzić, czym naprawdę karmi się widza, warto czasem zobaczyć przedstawienie później, po oficjalnej premierze. W przypadku "Zykowowych" był inny, dość oczywisty powód zainteresowania: debiut reżysera. W niewesołej sytuacji, w jakiej znalazł się teatr krakowski (i nie tylko krakowski), kiedy deficyt dobrych reżyserów (zwłaszcza młodszego pokolenia) jest oczywisty, wręcz alarmujący - każdy debiut musi stać się przedmiotem wnikliwej uwagi, gdzie jest miejsce na wyrozumiałość, ale nie ma go dla "taryfy ulgowej".
"Zykowowie" Gorkiego - autora kilkunastu sztuk teatralnych, wśród nich tak wybitnych, jak "Na dnie" czy "Wassa Żeleznowa" - nie są tekstem najlepszym, co nawet wybitnemu pisarzowi zdarzyć się może. Utwór ten pozostawał - jak się wydaje słusznie - w cieniu bogatej twórczości pisarza, który tak dużą rolę odegrał w tworzeniu się kultury i literatury radzieckiej po Rewolucji. Grywano go rzadko, na polski został przetłumaczony niedawno. Znajdziemy w nim wszystkie kompleksy tematyczne twórczości Gorkiego, ale w wersji pozbawionej tej siły wyrazu, jaką dostrzec można choćby w "Jegorze Bułyczowie". Mimo to głębokie znawstwo codziennego życia rosyjskiej prowincji i jej mieszkańców - "strasznych mieszczan" - i tu dało znać o sobie. Mieszczanie są dla Gorkiego elementem, który w Rosji przedrewolucyjnej stał się największym hamulcem przemian i postępu. Rozciąga kompleks związanych z tym pojęć nie tylko na kupców i sklepikarzy, ale i na masę inteligencji rosyjskiej, pogrążonej w marazmie. Przypomnijmy za "Uwagami o mieszczaństwie" Gorkiego cechy tych ludzi i ich sposób postępowania tak, jak widział go pisarz - a być może dojdziemy do wnioskuj że są to zjawiska modelowe, w różnych okresach historycznych się pojawiające.
"Mieszczanin o wyjaśnienia sobie tego wszystkiego nie po to, by pojąć, co jest nowe i niezrozumiałe, lecz po to, by usprawiedliwićmego, swoją bierną rolę w walce o życie". "Wyjaśnianie" swojego miejsca w świecie łączy się z: przerostem poczucia własności, lękiem przed każdą zmianą, niezdolnością do działania wychodzącego poza krąg własnych interesów, swoistym "humanitaryzmem" składającym się z odrobiny logiki, z odrobiny dobroci, litości, wielkiej naiwności", z topieniem duszy w odmętach chandry z dodatkiem "słowiańskiej" liryczności, z bezpłodnym "filozofowaniem".
W "Zykowowych" jest to dramat, rozgrywający się w prowincjonalnym domu dwojga rodzeństwa - kupca drzewnego i jego córki Zofii, obojga samotnych, oczekujących biernie na szczęście i w pogoni za nim (idzie o Zykowowa) dopuszczających się obrzydliwych postępków. W tej sztuce zresztą wszyscy są zarażeni - choć każdy na inny sposób -wyżej streszczonym duchem mieszczańskości. Nie są od tego wolni nawet młodzi - Michał i Pasza, uważający się za niewinne ofiary. Gorki pokazuje, jak w ramach pewnego systemu stosunków międzyludzkich brud wpełza wszędzie, jak mieszczańskość nie pozwala bohaterom wymknąć się ani na chwilę, zmuszając ich, by byli przynajmniej biernymi uczestnikami chamstwa, okrucieństwa, zbrodni - przy czym wzajemne współczucie jeszcze tragedię pogłębia.
Zykow Aleksandra Bednarza ma sporo rysów interesujących - w całości jednak pozostawia wrażenie niedosytu interpretacyjnego; brutalność pomieszana z rozczulaniem się nad samym sobą są dwoma żywiołami równoległymi, nie tworzą całości. Zofia Jadwigi Ulatowskiej w całości jest do przyjęcia, ale rola raczej nierówna. Żałuję, że nie danym mi było zobaczyć Zygmunta Malanowicza jako Michała; Maciej Staszewski może wzbudzić swoją rolą niemało synwatii, ale wyraźnie brak mu doświadczenia w interpretowaniu niełatwej postaci - co widać zwłaszcza w momentach pełnych napięcia, np. w rozmowie z ojcem po próbie samobójstwa. Również Grażyna Barszczewska tym razem nie budzi entuzjazmu, jako że poszczególne fragmenty roli tej młodej zdolnej aktorki są dość bezbarwne. Szochin Ryszarda Mayora - niedobry, podobnie Karaluchow Stanisława Michno. Natomiast interesująco wydały mi się być ustawione i nieźle zagrane role: Zdzisława Klucznika (Muratow) oraz Bogdana Kiziukiewicza (Hewern). Widać w tym wszystkim brak ręki reżysera - a co gorsza, brak koncepcji reżyserskiej. "Zykowowie" są sterowani bardzo automatycznie, co daje skutki w przemyśle, ale nie w teatrze: wchodzenie i wychodzenie bohaterów przypomina sceny z popisów teatralnych w szkole średniej, tempo nieznośnie się rozwleka, sytuacje sceniczne raczej standardowe. Nie mogę, niestety, pogratulować Jerzemu Sopoćce tego "warsztatu", choć sporo umiejętności reżyserskich już posiadł. Natomiast mogę z pełnym przekonaniem podnieść walory scenografii Mariana Garlickie (zwłaszcza tło).