Artykuły

Wrocławskiej sztuczki pamięci

Kiedy Wrocławska w lokalnej telewizji usłyszała, że na scenę wraca "Sztukmistrz z Lublina", wszystko się jej w głowie poprzestawiało, pokręciło i poprzypominało.

Podobno ze wspomnieniami jest tak, że część z nich jest nie nasza. Tego w ubiegłym roku dowiedli badacze ludzkich dusz rodem z USA, którzy stwierdzili mniej więcej tak: pamięć ludzka wsysa i przyswaja rzeczy widziane i przeżyte przez się na równi z opowiedzianymi, zasłyszanymi i podglądniętymi w telewizorze. W duszy ludzkiej zalęgają się później na wspólnej półce te prawdziwe i te opowiedziane, wpływając wespół-zespół na nasze emocje i zachowanie.

Wrocławska w tę teorię niespecjalnie wierzyła. Coś tam wydawało jej się prawdopodobne, ale jako osoba ludzka twardo stąpająca po ziemi zwykła mawiać - opowiedziane nie tuczy, zjedzone i owszem.

Taka jest Wrocławska i dlatego wielce była zaskoczona swoją reakcją na wspomnienie o "Sztukmistrzu z Lublina". Dwanaście lat od premiery to kawał czasu. Ale przecież nie tyle, żeby nie pamiętać zbiorowej histerii wrocławianek na punkcie przybysza z miasta Lublin, oddalonego w prostej linii kolejowej o 514 kilometrów od Wrocławia. Histeria zaś nie linii, a liny się tyczyła. Na linie piękny i młody Tomaszewski wiódł damy na pokuszenie, na sali lały się łzy wzruszenia nad miłością i męską płochością.

Z powodzi wspomnień rozmaitych Wrocławska nie była w stanie dociec rzeczy zasadniczej - lała osobiście czy lanie tylko obserwowała?

Według kalendarza małżeńskiego wychodziło jej, że była w owym czasie (ciekawe, że czas przeszły zwykle jest ów) stateczną mężatką z dwójką dzieci. Wspomnienia jej jednak zgoła były niestateczne. Pamięta atmosferę napięć damsko-męskich, jakieś dramaty i skandale, w których wszak jako wspomniana stateczna uczestniczyć już nie mogła. Pamięta, że na "Sztukmistrza" nie szło się, a na nim bywało, pamięta, jak w przerwie (czy ten spektakl w ogóle miał przerwy?) witała koleżaneczki uczepione rękawów kolejnych amantów. "Czy to możliwe, żebym i ja bywała? Nie, przecież dzieciaki były małe!". Pamiętała jak nuciła - do licha, chyba Wrocławskiemu - do ucha: "Po co gonisz za księżycem, gdy masz w domu kwiat?". Wszystko to znakomicie znajdowała w zakamarkach pamięci, z wyjątkiem jednego - ile razy widziała ten spektakl i czy Wrocławski widział go wraz z nią?

Na na to pytanie nie znalazła odpowiedzi w pamiętniku (tam pod datą 1996 widniało i tylko: "logopeda, ortopeda, posiew z nosa Młodej"). Wrocławski zaś zagadnięty w temacie, powiedział coś wielce znamiennego - "Wtedy biletów dla nas nie można było dostać i poszłaś z Krzycką, bo jej z biura załatwili, a Krzycki właśnie ją zostawił".

"Zdumiewające, zatem wszystkie te wzdychania, szeptania i śpiewania nie były moim udziałem? Kto inny przeżywał, a ja to wszystko zmagazynowałam i utrwaliłam, jak - za przeproszeniem - jakiś twardy dysk?". - Wrocławska nie mogła się otrząsnąć. Wieczór zdecydowała się spędzić na poważnej rozmowie z Wrocławskim.

Opowiadała ze szczegółami. Co, kto i gdzie. Kogo widziała, z kim, w co był ubrany, co powiedział, co sama pomyślała, jak się zachował ten, któremu wtedy powiedziała to, co pamięta. Wrocławski słuchał w skupieniu, nie ziewnął ani razu, gwarantując sobie tym samym bilet do nieba w pierwszej klasie. "Przykro mi - powiedział powoli -moja droga, ale całe te romantyczne wspominki nie są twoje. Pochodzą z drugiej ręki, jak odzież prosto z Paryża. Co wcale nie znaczy, że nie możesz ich używać. Unikaj tylko dat, bo zawsze się znajdzie jakiś upierdliwiec, co udowodni ci, że wtedy śnieg nie padał.

Dlatego tak doskonale to pamiętam, że wtedy Junior zaraził mnie świnką, miałem ze 40 stopni gorączki, a ty byłaś przy mnie przez całe dwa tygodnie. Wieczór w wieczór, a tego się nie zapomina. Musiałaś pewnie bardzo chcieć tam bywać, skoro tak świetnie potrafisz odtworzyć opowieści swoich koleżanek. Dziś to nie ma najmniejszego znaczenia - twoje to wspomnienia czy ich, ważne, żeby ich ilość w kosmosie się zgadzała. A na premierę w Operetce kupię nam najlepsze miejsca, będziesz mogła szlochać, śpiewać i kłaniać się, komu zechcesz. Swoją drogą, ciekawy jestem, jak to towarzystwo po latach wygląda, jeśli Tomaszewskiemu znów się uda zagrać Jaszę, to może i te panie wrócą do dawnych figur".

Wrocławska patrzyła na Wrocławskiego okrągłymi oczami, taki był męski, światowy i elokwentny. Jedno tylko jej się nie zgadzało - świnka trwała nie dwa, a tydzień. W drugim tygodniu zaś, kto wie, co mogło się zdarzyć...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji