Artykuły

Tak długo cię, Jasza, nie było

Wrocławianie znowu zobaczą "Sztukmistrza z Lublina". Powieść Singera 30 maja wraca na deski sceniczne, tym razem jako musical, do Operetki Wrocławskiej. Znów z Maciejem Tomaszewskim w roli Jaszy.

W grudniu 1986 roku wrocławianie raz pierwszy ujrzeli w Teatrze Współczesnym spektakl, który przeszedł do teatralnej legendy.

Informacja dla fanów dawnego przedstawienia: w musicalu będzie o 9 songów więcej "kosztem" poprzednich monologów Jaszy. Pozostaną jednak te same songi Agnieszki Osieckiej z muzyką Zygmunta Koniecznego, reżyser Jan Szurmiej i Maciej Tomaszewski, który 400 razy wcielał się w tytułową postać. W drugiej obsadzie pojawi się Robert Kowalski.

- Naprawdę nie pamiętam, kiedy graliśmy ostatni spektakl - uśmiecha się Marlena Milwiw, żona Mechla ze "Sztukmistrza z Lublina" sprzed 12 lat. Praca nad prozą Singera niesłychanie połączyła nasz zespół, wyraźnie wtedy rozbity, pokruszony po odejściu Kazimierza Brauna - wspomina. - Bardzo dużo czasu spędzaliśmy razem. Na próbach był znakomity nastrój. Muzyka Zygmunta Koniecznego budziła wielkie emocje. Piosenki Agnieszki Osieckiej elektryzowały. Do tego zdarzyło się coś dla nas niezwykłego - tańczyliśmy na scenie. Czuliśmy, że to będzie sukces. Czuliśmy, że teatr się odradza - opowiada.

Pamiętamy szeroko otwarte oczy nastolatek, westchnienia i łzy, gdy Jasza Mazur opadał na scenę jak strącony ptak. Ten moment decydował o ekstatycznej reakcji sali. Część młodej widowni z przestrachem kuliła się w fotelach, inni przywierali do proscenium, by nie uronić ni ruchu, ni słowa aktora. To był prawdziwy czar. Upadek Jaszy był wyzwaniem do prawdy o miłości. Łzy płynęły ciurkiem.

Nadkomplety na Sali były czymś zwyczajnym. Na tym spektaklu nie wypadało nie być. Piosenki ze "Sztukmistrza" nuciło się wówczas na randkach. Maciej Tomaszewski stał się bożyszczem kobiet. Jego mocny, mroczny głos brzmiał ze sceny przejmująco. Kobiety przyprowadzały na spektakl swoich narzeczonych.

Publicznej ekstazy i prywatnych snobizmów nie podzielał jeden z wrocławskich profesorów - znawców teatru, pomawiając inscenizację Jana Szurmieja o epatowanie widzów kiczowatym żydowskim folklorem. Jednak świat jedwabnych chałatów i wirujących tałesów urzekał baśniową scenografią, melodramatyzmem akcji, urodą pieśni. Był światem rzeczy powszechnie nieznanych, zapomnianych, przypominanych - czyli lekcją narodowej pamięci i dla Polaków, i dla Żydów.

Pisarz - tak jak bohater powieści, linoskoczek Jasza Mazur - wciąż zmagał się z problemem wierności własnej kulturze, Bogu, językowi i miłości. To był znakomity materiał literacki - historia prowincjonalnego linoskoczka marzącego o ucieczce do polskiego świata, o wyrwaniu się z iluzji cyrku do prawdziwej, salonowej kultury.

To urzeczenie przedwojenną polskością było dla Jaszy groźne. Zrastało się z katastrofą, bo sięgnięcie po cudzy świat, wiarę i Boga strąciło go z liny. Nawet największa namiętność musi ustąpić przed prawem i prawdą gromady-powiada jego losami Singer.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji