Artykuły

Hrabina z dziurą na kolanie

Finałowa scena tego spektaklu (to­cząca się, jak wiadomo, w domy gry) — choć rozpoczęta od razu frywolną piosenką Tomskiego z pominięciem wstępnych epizodów — zrobiona jest rzeczywiście świetnie: rozwija się lo­gicznie, ma właściwy klimat, pulsuje dramatycznym napięciem i urzeka widzów prawdą toczących się wy­darzeń oraz siłą tragicznej ekspresji. Gdybyż to samo dało się powiedzieć o całym przedstawieniu…

Niestety: z pierwszych scen ope­ry (także z orkiestralnego wstępu do nich) właściwy dziełu Czajkowskiego klimat tajemniczości i romantycznej tęsknoty wyparował niemal zupeł­nie. Grupa mężczyzn omawiających wydarzenia ostatniej nocy w kasynie wygląd ma nijaki; przysłuchujący się im Herman nie jest oficerem (choć powinien nim być), hrabia Tomski, śpiewający niesamowitą balladę o dawnych przygodach w Wersalu młodej wówczas Hrabiny, wygląda na ulicznego obdartusa, a jeden z graczy, Czekaliński, przypomina karykaturę pajaca.

W drugiej odsłonie pierwszego ak­tu (pałac Hrabiny) wytworna szlach­cianka Paulina figuruje w białych spodniach, a wzór dobrych manier — Guwernantka — przypomina raczej służącą. Rodzajowy chór nianiek z dziećmi w parku oczywiście znik­nął, podobnie jak w akcie następnym sielankowy obrazek w stylu rokoko, wyraziście kontrastujący z narastają­cą atmosferą grozy i bliskiej tragedii. Wypełniająca zaś większą część tego aktu wielka scena balowa rozpoczyna się chórem śpiewanym nie wiedzieć czemu przy opuszczonej kurtynie. W trakcie owego balu książę Jelecki występuje i śpiewa swoją arię do Lizy w płaszczu; stara Hrabina zaś przybywa tu samotnie, bez żadnej asysty, a do jej niespodzianego spotkania z Hermanem (to kluczowy moment tej sceny, który w niejednej insce­nizacji robił wstrząsające wrażenie) w ogóle nie dochodzi!

Z kolei w następnej scenie, kie­dy staruszka udaje się na spoczy­nek, a trawiony obłędnym pragnieniem zdobycia tajemnicy trzech kart Herman zakrada się do jej sypialnej komnaty, widzimy ją w dziwnie bylejakiej bieliźnie (nocnej?), dziurawej i obszarpanej, co wydaje się wręcz niesmaczne. Komu i na co było to potrzebne?

Nie zajmowałbym się zresztą tak szczegółowo wyglądem poszczegól­nych postaci i scenerią niektórych obrazów, gdyby nie fakt, że wszyst­kie te dziwactwa ewidentnie niwe­czyły nastrój poszczególnych scen i gmatwały uczuciowe relacje mię­dzy protagonistami oraz osłabiały ich temperaturę. Skoro bowiem nie wiadomo było dokładnie, kto jest kim?… Dodajmy jeszcze, że w akcie trzecim nieszczęsna Liza oczekuje Hermana na moście nad Newą boso, w odzieniu zbliżonym do nocnej koszuli (a rzecz wszak w Petersburgu i to zimową porą!); czy miało to w ja­kikolwiek sposób wzmocnić wymo­wę tej sceny, czy raczej wzmacniało uczucie sztuczności i fałszu? Chyba jednak to drugie…

Dobrze, iż najważniejsza w końcu muzyczno-wokalna strona tego spek­taklu miała sporo jasnych punktów, choć i ona pozostawiła w sumie wra­żenie sporego niedosytu. Na party­turze Damy pikowej potknął się już niejeden wybitny i doświadczony ka­pelmistrz; trudno tedy dziwić się, że rzucona na tak głęboką wodę młoda dyrygentka Iwona Sowińska z natury rzeczy ograniczyła się do w miarę czystego i precyzyjnego poprowa­dzenia kolejnych epizodów dzieła (za co także należy ją pochwalić), bez głębszego wszakże zaangażo­wania emocjonalnego, którym też nie była w stanie natchnąć głów­nych bohaterów w ich namiętnych ariach i duetach. Niemniej w partii nieszczęśliwej Lizy bardzo ładnie spisywała się laureatka ostatniego Konkursu Moniuszkowskiego Ewa Biegas; skromniejszą partię jej przy­jaciółki Pauliny pięknie zaśpiewała Anna Lubańska. Rozliczne trudno­ści zdradliwej partii Hermana z powodzeniem pokonywał niezawodny Krzysztof Bednarek — zbyt może chłodny w pełnej żarliwego uczucia pierwszej arii O wybacz mi, lecz za to przejmujący dramatyczną siłą w arii z aktu ostatniego Czym życie jest? to gra!. Dobrym księciem Jeleckim był Artur Ruciński (choć chciałoby się w jego arii z II aktu czuć więcej ekspresji), a Tomskim — ongiś w tej partii wielka Janina Tisserant-Parzyńska…

W sumie brakowało temu przed­stawieniu wewnętrznego żaru oraz właśnie wiarygodności działań bo­haterów, czy może — mówiąc inaczej — sugestywnej siły owych dzia­łań. Niemniej świetny jego finał na pewno wielu odbiorcom pozostanie w pamięci.


Piotr Czajkowski Dama pikowa. Inscenizacja i reżyseria: Krzysztof Nazar, kierownictwo muzyczne: Iwona Sowińska, scenografia: Marek Chowaniec, kostiumy: Zofia de Ines. Premiera Opery Krakowskiej na scenie Teatru im. Słowackiego 6 kwietnia 2008.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji