Artykuły

Złapani przez strażniczkę

"Strażniczka Magicznego Lasu" Tomasza Ogonowskiego w reż. Marcina Borchardta w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym w Koszalinie. Pisze Maja Ignasiak w Tygodniku Miasto.

Recenzowanie tego przedstawienia mija się z celem. Recenzowanie prapremiery "Strażniczki Magicznego Lasu" w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym jest działaniem absurdalnym poniekąd. Najnowszej propozycji koszalińskiego teatru skierowanej przede wszystkim do najmłodszych widzów recenzję wystawili oni sami. Doprawdy, trudno wymarzyć sobie większy dziecięcy aplauz i interakcję publiczności z aktorami od tych, jakie miały miejsce już podczas pierwszego pokazu sztuki, napisanej przez Tomasza Ogonowskiego. Niechybnie lada chwila ustawi się doń długa kolejka kierowników literackich z teatrów dramatycznych i lalkowych.

Dziennikarz Tomasz Ogonowski napisał "Strażniczkę..." na zamówienie dyrektora BTD. Wcześniej ledwie romansował literacko z koszalińską zawodową sceną m.in. przy spektaklu "Noc poety" (o Jonaszu Kofcie) i jako autor piosenek do bajki "Carski syn" w reżyserii swojej żony, aktorki Żanetty Gruszczyńskiej-Ogonowskiej. To właśnie żona, jak ujawnił przed premierą, inspirowała go przy pisaniu, nieustannie tryskając pomysłami. Najtrudniej było mu na początku, przy opracowywaniu postaci. Gdy każdej z nich nadał konkretny charakter, poszło już znacznie łatwiej. I tak narodził się dla świata nieco poirytowany z powodu nawracających migren, lecz mimo to dobroduszny, tatusiowaty pan Żubrzyński, w której to roli obsadzony został, jakże trafnie, Wojciech Rogowski. Tak powstała panna Podgrzybkówna (Dominika Mrozowska) o dobrym serduszku, choć przy tym przemądrzała, płaksiwa, a nawet ze skłonnością do pełnoobjawowych napadów histerii. Tercet ten uzupełnia pani Sumińska, zakochana bez reszty swoich dzieciach, których ma czterysta tysięcy sześćset dwanaścioro, "bo jak rodzić, to już rodzić!". Od "rybiego" makijażu poprzez nieustanne falowanie i trzepanie ciałem aż po szorstką serdeczność swojskiej matki Żanetta Gruszczyńska - Ogonowska stworzyła postać rewelacyjną. I choć tych troje, zwracając się do siebie, zachowuje formy stosowane między sąsiadami, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że to po prostu rodzina. Normalna, nieprzesłodzona rodzina z marudzącą córką, strofującą całe towarzystwo mamą i ojcem o cokolwiek wybujałym ego. Rodzina, która, gdy będzie trzeba, bez namysłu opowie się po stronie dobra. Rodzina nie wahająca się wyruszyć na ratunek przyjaciółce, gdy ta pędzi na zatracenie z podszeptu kogoś bardzo, ale to bardzo złego

Spodziewać by się można, że gdy w świat łagodnych leśnych stworzeń wkroczy nagle krzykliwa nutria w cynobrowym futrze, obleśny prosiak monstrualnej tuszy i ponury mierniczy w czerni, nie zostaną oni potraktowani zbyt uprzejmie. Ależ nic podobnego! Andrea, strażniczka Lasu Północnego, zaprasza ich, oprowadza, częstuje kolacją, z miejsca nazywa przyjaciółmi Trójka bohaterów powątpiewa w słuszność tej polityki. Poddaje się jej, bo Andrea to ich bożyszcze, choć całe utkane z leśnego mchu ("mszysta" Beata Niedziela chyba jeszcze w żadnej charakteryzacji nie była aż tak ładna!). Nie zważając na późniejsze przestrogi przyjaciół, a wręcz obrażając się na nich, Andrea wpada w pułapkę, a dokładnie - w głęboki narkotyczny sen. Dzieci wychodzą na przerwę pełne niepokoju. - Pan Świński uwięził ochronniczkę lasu, bo chce w nim wybudować firmę - relacjonuje Maks. - Ten Świń jest bardzo niedobry. Chodzi z dwoma dyrektorami. Jeden z nich ma okulary i ciągle mówi: zobaczymy, pomierzymy, obliczymy - dodaje Anita. - Na pewno uratują strażniczkę i wszystko skończy się dobrze, bo w bajkach tak zawsze jest - uspokaja Ala.

Zanim skończy się dobrze, widzowie prosto z antraktu wpadają w mroczny sen Andrei. Z ciemności wyłaniają się twory straszne, smutne i beznadziejne. Ściek (w tej roli świetna Katarzyna Ulicka - Pyda) krztusi się, chrypi, gardło go boli, ale robi. Nie myśli, tylko robi. Nie ma czasu rozczulać się nad sobą, bo robi przecież! Podobnie zachowuje się zajmujący pół sceny Buldożer. Komin dymi, równocześnie gadając śląską gwarą (również znakomity Artur Paczesny) i łatwo się nie poddaje. Jedno dobrocią, drugie drwiną, trzecie fortelem pokonuje opanowana, rozważna i odważna Andrea. Jej przyjaciele w tym samym czasie uciekają się do pomocy małych widzów. Widzom w to graj! Z pełnym zaangażowaniem bombardują papierowymi kulami ohydną świnię, nie zważając na jej groźby i wymachiwanie pistoletem. "Pan jesteś krejzi wariat, i do tego zły", pojmuje wreszcie rzeczywistość amerykańska Nutria Futria. Andrea przeprasza Sumińską, Podgrzybkównę, Żubrzyka i pięknie mówi o przyjaźni. Całość jasna, czysta, zwarta, a do tego rodzima, koszalińska. Zróżnicowaną w stylach muzykę i łatwo wpadające w ucho piosenki skomponował Jarosław Barów. Beata Jasionek od lat oprawia plastycznie niemal każdą sztukę dla dzieci, jaką co roku w okresie poprzedzającym Boże Narodzenie przygotowuje tutejszy teatr. Jak zwykle stworzyła dowcipne, przemyślane w szczegółach i oryginalne kostiumy. A Marcin Borchardt, znany w mieście jako reżyser "Wesela Jamneńskiego" i kilku pomniejszych projektów na różnych scenach, tak naprawdę dopiero teraz zadebiutował jako reżyser na scenie profesjonalnej

- Jestem w obsadzie "Strażniczki..." najmłodszy i najmniej doświadczony. Chętnie korzystam z wiedzy kolegów - przypomina skromnie aktor. Dał mnóstwo zabawnych a śmiałych rozwiązań świeżo napisanemu tekstowi, który teraz w pewnym sensie rodzi się na nowo dzięki dzieciom, "złapanym" w wytworzony przez autora świat. Równocześnie, obsadziwszy sam siebie w roli Horacego Świńskiego, wykreował postać odrażającą od ryjka po różowe pantofle; od lukrowanego fałszu po tchórzostwo w obliczu prawdy. Nie mówiąc już o tym, że dzięki swemu monstrualnemu wyglądowi samym pojawieniem się na scenie wzbudza ryk śmiechu na widowni... ale to już zasługa scenografki. Tomasz Ogonowski lubuje się w humorze z lekka absurdalnym. Żarty i rymy w jego piosenkach są nieoczywiste, zaskakujące. Pisząc, pamięta, że w dobie elektronicznych przekaźników informacji i komunikacji obrazkowej nawet odbiorcy bajek żyją szybko, nerwowo; koncentrują się na krótko. Pamiętając, nie nudzi. A przy okazji udaje mu się przemycić przesłanie, że ekologia, lojalność, życzliwość i miłość są fajne. Po prostu. Rodzice, dziadkowie, nauczyciele: warto pobyć w teatrze, by podczas trwania "Strażniczki..." zobaczyć w reakcjach na nią to, co najlepsze, najprawdziwsze w waszych dzieciach. Realizatorzy: to jest maestria. Teatralna i pedagogiczna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji