[Zagubiona w bagnach i mokradłach nad Narwią…]
Zagubiona w bagnach i mokradłach nad Narwią, odcięta niemal od świata wioska to miejsce akcji Konopielki. Żyje się tu jakby poza czasem i biegiem historii, w rytmie czterech pór roku dyktowanym przez odwieczne prawa natury i tradycji. W Taplarach niewiele zmienia się od pokoleń: to, co „z dziada pradziada” jest szanowane powszechnie, to co nieznane i nowe, „z szerokiego świata” idące — jest tępione, bo zagraża odwiecznemu ładowi i harmonii tej społeczności. „Po cóż Taplarom świat szeroki. One same dla siebie światem…”
Tak zarysowaną wieś znamy już z innej powieści Edwarda Redlińskiego, również zaadaptowanej na scenę — z Awansu. Tam nazywała się ona Wydmuchowo, tutaj zaś mamy Taplary — ale mimo innych nazw obie wioski nie różnią się od siebie tak bardzo.
Redliński opisuje w obu opowieściach ten sam świat — rozdarty pomiędzy Starym i Nowym, pomiędzy kulturą rdzenną, swojską, wiejską i tą narzucaną z zewnątrz, „miejską” i obcą. W Awansie mamy wieś zacofaną, która podchwytuje i przyswaja szybko wszelkie zmiany cywilizacyjne, porzucając przy tym tradycyjne obyczaje, formy życia i gospodarowania. W Konopielce punkt wyjścia jest podobny (zwiastun Nowego we wsi to nauczycielka tak jak w Awansie nauczyciel Magister), ale sam proces ma inny nieco przebieg. Taplarska społeczność jest bardzo oporna wobec dobrodziejstw cywilizacji propagowanych przez „miastową uczycielkę” oraz inżyniera i „ziemlomierów” osuszających bagna, które oddzielają wieś od świata.
Na argumenty o nienadążaniu wsi za postępem, o życiu „jak w buszu”, o zacofaniu i ciemnocie — taplarscy ludzie mają swoje racje i odpowiedzi („zacofana, to dobrze, czy kiepsko” — pyta jeden z chłopów wysłuchawszy długiej oracji urzędników o konieczności likwidacji zacofania).
Redliński je uwzględnia, proces „awansu” obserwuje wnikliwie, z dużym poczuciem humoru i trzeźwością spojrzenia, bez jeremiady za wsią „sielską i anielską” i fałszywych sentymentów. Taplary bronią się przed Nowym, ale jest to proces nie do zatrzymania. Taki sens ma finałowa scena powieści i przedstawienia Konopielki, zrealizowanego przez Grzegorza Mrówczyńskiego (adaptatora i reżysera w jednej osobie). Kaziuk (Krzysztof Kursa) wyłamuje się z powszechnie uświęconego obyczaju ścinania zboża sierpem i wychodzi na żniwa z kosą, którą żnie się szybciej… Pewien swojej racji staje samotny przeciw całej gromadzie — bo myśli już innymi nieco kategoriami, dostrzega to, czego inni jeszcze nie widzą: że można żyć i pracować łatwiej oraz lepiej. W jeleniogórskim przedstawieniu jest to scena bardzo przekonująca — ale też Kaziuk jest jakby żywcem z powieści wyjęty.
Redliński wykreował narratora niesłychanie autentycznego zarówno w słownictwie, jak też mowie i myśleniu, Kursa zaś — pozostając z tym w pełnej zgodzie — dał mu jeszcze zamaszystość i barwność, by przekonać, że Kaziuk tkwi bez reszty w swoim świecie. Ale pamiętał przy tym, że w Kaziuku przywiązanie do Starego, uświęconego tradycją i obyczajem „jak Pambóg przykazał” walczy z ciągotami do Nowego, którego wysłannikiem jest w Taplarach „uczycielka”. Z zaintrygowania jej odmiennością rodzi się w nim ciekawość tego, co inne — od ołówka począwszy (oglądając go z zadowoleniem mówi: „ładna miastowa rzecz”) do „miejskiego” sposobu miłości włącznie, który po raz pierwszy ujawniła mu również nauczycielka. Kaziuk Krzysztofa Kursy to bardzo dobra rola — również dzięki temu, że ma on w przedstawieniu partnerów: pełną ciepła i godności Hańdzię (Teresa Leśniak), filozoficznie do życia nastawionego Tatkę (Zbigniew Stokowski) i wyraziście odcinających się od rodziny Bartoszewiczów pozostałych mieszkańców Taplar (Domin — Ryszard Wojnarowski, Dunaj — Zbigniew Szymczak, Dunaicha — Henryka Dygdałowicz, Dziad — Bolesław Andrzejczyk, Gospodarz — Stanisław Tubielewicz).
W skromnych warunkach sceny studyjnej Grzegorz Mrówczyński zrobił autentycznie żywe, mądre i bardzo śmieszne przedstawienie. Do dyspozycji miał jedną dekorację — drewniany podest, dla którego tłem był graficznie potraktowany motyw pól oraz niewiele rekwizytów osadzających akcję w wiejskim kolorycie: stołki, ławy, skrzynie, skopek i lampkę naftową. I w tej scenerii razem z aktorami wyczarował z Konopielki Taplary — pulsujące życiem, prawdziwe.
Teatr Dolnośląski im. Norwida w Jeleniej Górze: Konopielka Edwarda Redlińskiego. Adaptacja i reżyseria : Grzegorz Mrówczyński, scenografia: Marian Iwanowicz, konsultant słowa: Mieczysława Walczak (fot. G. Wyszomirska)