Artykuły

Trzy wielkie kreacje

Musical Człowiek z La Manchy to spektakl z gatunku tych, po obejrzeniu których widz czu­je się lepszym, niż w istocie jest. Tak było i podczas sobotniej premiery w chorzowskim Teatrze Rozrywki.

Libretto Dale Wassermana składa się z wątków powieści Miguela Cervantesa Don Kichot oraz autentycznych wy­darzeń z życia pisarza, więzionego przez inkwizycję w sewilskim więzieniu. Człowiek z La Manchy to perła wśród musicali — jest połączeniem gatunku lek­kiej przecież muzy z teatrem dramatycz­nym. To perła jednak wymagająca od reżysera wielkiej dyscypliny. Od akto­rów nieprawdopodobnego wysiłku (przez dwie i pół godziny nie schodzą ze sceny) i arcytrudnego mariażu umie­jętności dramatycznych z wokalistyką.

Józef Opalski, reżyser chorzowskiej inscenizacji, nadał spektaklowi formę niemal ascetyczną. W stosunku do pol­skiej prapremiery Człowieka z La Manchy z 1970 roku w Operetce Ślą­skiej w Gliwicach — o wiele mniej roz­tańczoną, barwną i „hiszpańską” w po­tocznym odczuciu tej ognistej, acz prze­cież bardzo przepełnionej mistycyz­mem kultury, która wydała dzieło Cervantesa. Opalski surową formą, podkre­śloną szaroburą scenografią i takimiż kostiumami Marka Brauna oraz chore­ografią Juliana Hasieja dość oszczędną w popisy taneczne (poza sceną z Mau­rami oraz z Rycerzami Zwierciadeł), ra­czej skłaniającą się ku formom tańca nowoczesnego niż baletom właściwym musicalom — uwypuklił uniwersalne tre­ści libretta. Dzięki czemu zostały nasą­czone takim ładunkiem emocji, wobec którego widz nie potrafi pozostać obo­jętnym i po prostu musi ulec oczyszcza­jącej sile poezji Człowieka z La Man­chy. Świadczyła o tym pełna drama­tycznego napięcia cisza na widowni, rozbijana jedynie na krótko brawami nagradzającymi poszczególne piosen­ki. Jednak to nie wizja reżysera, bynajmniej nie perfekcyjna (Opalskiemu zbyt często brakowało pomysłu na zapano­wanie nad drugim planem sceny) czy­ni ten spektakl niezwykle udanym. To przede wszystkim zasługa kreacji ak­torskich trójki bohaterów.

Do roli Cervantesa-Don Kichota Sta­nisław Ptak powrócił po 26 latach. Był pierwszym Polakiem, który śpiewał tę partię. Powrócił o wiele dojrzalszy. Stworzył rolę zachwycającą wokalnie. Z maniery śpiewaka operetkowego Ptak uczynił atut swej kreacji. Ptak odstaje nią od pozostałych aktorów, tak jak od­stawał od innych Don KichKichot — zwracający ku epoce o trzysta lat wcześ­niejszej od sobie współczesnej. Ta ma­niera pozwala mu stworzyć parabolę, dzięki której scena śmierci Don Kicho­ta staje się perełką — popisem możliwo­ści aktorskich Ptaka.

Maria Meyer w roli Aldonzy-Dulcynei miała jeszcze trudniejsze zadanie. O ile Don Kichot jest właściwie od początku lirycznym, „ja” Cervantesa, a jedna i dru­ga postać nakłada się na siebie, tworząc pewnego rodzaju jedność, o tyle Aldonzę od Dulcynei dzieli morze doświad­czeń. Cervantes na oczach widowni cha­rakteryzuje się na Don Kichota — jest to więc nagła przemiana fizyczna. Aldonza do bycia Dulcyneą dojrzewa przez ca­ły spektakl. Bardzo wolno z jej twarzy znikać będzie grymas wulgarnej dziewki. W jej głosie długo pobrzmiewa nie­nawiść do świata, rozgoryczenie. Jej ge­sty staną się łagodne, w oczach pojawi się anielski blask, a w głosie pragnienie, a nawet wiara, że świat może być dobry dopiero w scenie śmierci Don Kichota. Dopiero wtedy Aldonza stanie się na­prawdę Dulcyneą. Meyer poprowadziła tę rolę naprawdę po mistrzowsku.

Rozterek metamorfozy nie przeżywa natomiast Jacenty Jędrusik. Jego Służą­cy jest właściwie Sancho Pansą. Linia rozgraniczenia tych postaci — podobnie jak w Cervantesie-Don Kichocie — jest zamazana. Role kreowane przez Ptaka były rolami o dużym ładunku przede wszystkim liryzmu, role Meyer — dramatyzmu, role Jędrusika — humoru i ciepła. Humor podkreśla Jędrusik m.in. w piosenkach — nieco pobe­kującym głosem. Ciepłem emanuje ca­ły czas. Jego Sancho Pansa to brat-łata — poczciwy, lojalny, mądry, tkliwy.

Troje bohaterów chorzowskiego Człowieka z La Manchy — to trzy wiel­kie kreacje. Gorzej jest z aktorami dru­giego planu. Jeśli dobrze śpiewają — słabiej grają lub odwrotnie. Są nieporozumienia — kiedy np. aktorce obdarzonej altem, każe się w chórku śpiewać sopra­nowe rejestry. Orkiestra zbyt często głu­szy słowa piosenek (kłania się tu ciągła bolączka Teatru Rozrywki — brak kana­łu orkiestrowego i umieszczanie orkie­stry i dyrygenta na balkonie). Jednak Człowiek z La Manchy to kolejna, nie­zwykle udana propozycja Teatru Roz­rywki. Jak w słowach wielkiego przebo­ju tego musicalu — „sięga wprost, choć ramiona zmęczone/ W gwiazdy, co za­kryte chcą być”.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji