Artykuły

W Żaku — jak za dawnych lat

O przyjazd tego teatru do Gdańska ubiegały się co najmniej dwa impresariaty. Roz­głos, entuzjastyczne przyjęcie w Warsza­wie, szeptanki, że to najciekawszy dziś teatr w Polsce. W czasach wyraźnego ożywienia publiczno­ści Trójmiasta zespołami z zewnątrz — trafił Teatr Witka­cego z Zakopanego do sali Klubu Studentów Wybrzeża „Żak” (bo najskuteczniej namawiał zakopiańczyków właśnie KSW „Żak”).

Pierwsze niedzielne przedstawienie przeszło wszelkie ocze­kiwanie. Ceny biletów wygórowane (1600 i 1400 zł), a pełna sala i ponad półgodzinne bisy. Wieczór zaczynał się od mi­łego i serdecznego powitania w progu. Każdy był w tym teatrze oczekiwanym gościem. Na małych stolikach talerzyk z pokrojonym w talarki ogór­kiem, szklaneczki i dzbanek z sokiem pomidorowym. Po bo­kach stojące lampy z koloro­wymi abażurami: uspokajające pastelowe światło. Program — dowcipnie pomyślany, ciekawie zaprojektowany nama­wiał: „serdecznie państwa za­praszamy do poddania się pierwotnemu natchnieniu, nie kontrolowanemu przez świado­mość człowieka dorosłego. Życzymy smacznego oraz cudownych snów na jawie”. Lojalnie też uprzedzano, że jest to niesamowity seans dadaistyczno-surrealistyczny.

Jest więc w tym spektaklu zatytułowanym Cabaret Voltaire świadome nawiązanie do wszelkich obrazoburczych działań artystycznych, które poja­wiły się za sprawą dadaizmu. Rok 1916 w Zurychu przyniósł zaczątek kierunku twórczego. Przy „kielichu” zabawiała się tam nieco zbuntowana, światła część intelektualistów, a potem narodził się z tego nurt arty­styczny, demonstrujący finezję, swobodę, improwizację, absurdalny dowcip. Wszystko dla uzyskania pełnych swobód twórczych i tego dziecięcego „dada”, tej „zabawki”, która może przynieść radość i ukojenie, bezpieczeństwo, uchronić przed narastającymi zagroże­niami, jakie niosła wojna i mieszczańska cywilizacja.

Scenariusz spektaklu, scenografię i reżyserię zapewnił szef Teatru Witkacego Andrzej Dziuk. Muzykę — znakomicie melodyjną, łatwo wpadającą w ucho, kabaretowo-zabawową, wykorzystująca pastisze, skomponował Jerzy Chruściński. Występują trzy osoby prowadzące kabaretowy wieczór: Dorota Ficoń, Andrzej Jesionek i Lech Wołczyk oraz artyści wspierający — nie wymienieni już z imienia i nazwiska — a szkoda. Bo zabawa jest przednia dzięki ca­łemu zespołowi. W każdym popisowym numerze widać dy­scyplinę aktorską i znakomite zgranie. W tym kabarecie są numery, w tym kabarecie ca­łość opowieści, nastrój tworzy składanka: na tych samych prawach istnieją teksty literac­kie np. Tristana Tzary, Paula Eluarda czy Pabla Picassa, co efektowne numery — tworzone przy narastającym surreali­stycznym dowcipie.

Publiczność — głównie mło­da, siedząca na poduszkach tuż przed sceną (to ta, która kie­dyś wystawała niecierpliwie na jaskółce) - i ta nobliwa przy stolikach — początkowo reaguje ciszą. Zasłuchaniem, zdzi­wieniem. Ale nastrój się udziela, szaleństwo rośnie, zabawa staje się nie tylko zabawą, groteską, ironią, absurd. Łamią się nastroje i konwencje, duch patrona — Witkacego dyszy spokojnie i lata nad sceną i stolikami.

Teraz warto podziwiać dyscyplinę aktorską, teraz warto podziwiać świadome tworzenie absurdu. Jeden krok za dużo, niepotrzebnie — i pryska nastrój. Niestety, kilka razy zdarza się to w spektaklu, ale właściwie Andrzej Dziuk na­rzuca dyscyplinę, a aktorzy reagują też słuchem na reak­cję widowni. Rozgrywają się scenki, nabierają rozmachu, rozpędza się Cabaret Voltaire.

Taka konwencja widowiska teatralnego może zdziwić nieprzyzwyczajonych, taki teatr — może zaszokować uładzonych, nauczonych jednoznacz­ności, taki teatr może zdenerwować — co za wygłupy! Słyszałam te wszystkie opinie w trakcie, ale właśnie Teatr Witkacego z Zakopanego tym spektaklem poruszył we mnie „czar wspomnień”. „Żak” udzielił miejsca i gościny spektaklowi, który znakomicie przystaje do różnych wcześniejszych poszu­kiwań twórczych, artystycz­nych tego studenckiego klubu. Teatr Witkacego jest klasą ar­tystyczną, jest zespołem profesjonalistów, jest świadom doboru środków i potrafi stwo­rzyć spektakl poza konwencjami.

Niech jak najczęściej trafia­ją do „Żaka” takie właśnie zespoły, bo przecież zarabiać pieniądze można nie tylko na „małolatach” i „Azjach na palu”, ale i na nobliwych wi­dzach, studenckiej młodzieży. Tak więc wróciła do „Żaka” na kilka wieczorów tradycja. Uspokoiła się rozedrgana no­stalgia. Stał się teatr — z którym warto było się zaprzyjaź­nić. Linia Zakopane — Gdańsk otwarta…

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji