Artykuły

O Franku, który nie chciał umrzeć i artystkach wziętych za... kurtyzany

Operowa sześćdziesiątka! Szmat czasu... Rewolucja dotknęła ludzi, rzeczy, obyczajów, interpretacji. Długo się kiedyś umierało na scenie, ale i długo trwały popremierowe rauty, pospektaklowe imprezy. I prawie wszędzie wolno było palić! - o Operze Nova w Bydgoszczy, z okazji jej 60-lecia, pisze Katarzyna Bogucka w Nowościach.

Łucja Świeciak (z bydgoską operą związana od 9.10.1979 r.; do pracy przyjmowała ją Stefania Ziółkowska, kadrową była Teresa Głodek, a dyrektorem Adam Pałka) zaczynała od pracy w Dziale Organizacji Widowni, obecnie pracuje w Dziale Technicznym. Dystrybucją biletów zajmowała się aż do pierwszego Bydgoskiego Festiwalu Operowego. - Można sobie tylko wyobrażać, jak kiedyś organizowało się widownię - uśmiecha się na to wspomnienie pani Łucja. Młodszym czytelnikom przypomnijmy, że widownią bezdomnej wówczas opery była gościnnie - jedynie przez trzy dni w tygodniu, od niedzieli do wtorku - scena bydgoskiego Teatru Polskiego. Ta bezdomność wiązała się też z koniecznością organizowania ogromnej liczby koncertów wyjazdowych i to z jednym telefonem na co najmniej kilka biurek, z listami, na które nierzadko nie przychodziły odpowiedzi.

- Brało się plakaty pod pachę, książkę biletową do torby, przyjeżdżała nyska i się jechało sprzedawać bilety. Najważniejszy był "kaowiec" (w wojsku, w zakładach pracy), stąd nerwy: lubi operę, czy nie? Zwykle lubił - mówi pani Łucja.

Artyści występowali m.in. w Toruniu, we Włocławku, w Grudziądzu, w Kwidzynie, wszędzie tam, gdzie znalazła się przynajmniej średniej wielkości scena. Chętni do oglądania byli zawsze. Pani Łucja nie pamięta pustych rzędów na widowni. W Bydgoszczy bardzo często wypełniali ją żołnierze z wszystkich jednostek. Do opery chodzili obowiązkowo. Część chłopaków smacznie spała, ale część oglądała z zainteresowaniem. A na scenie, młode śpiewaczki chóru, wybierały sobie spośród wojaków mężów...

Zespół był gotowy do pracy niemal w każdych warunkach. Dawne scenografie można spokojnie nazwać kieszonkowymi. Do ich tworzenia, szczególnie horyzontów, zapraszano plastyków, którzy zamalowywali połacie materiału widokami. Ot, i tło gotowe. - Nie ze wszystkim było tak prosto. Warto przypomnieć, że przez wiele lat byliśmy rozproszeni po całym mieście - zaznacza pani Łucja. I wylicza operowe jednostki: pracownia stolarska przy ul. Fordońskiej, kostiumernia - Stary Port, sala baletowa i pracownia plastyczna przy Grodzkiej, w Teatrze Kameralnym, a zespół ćwiczył przy Gdańskiej 20 w Pomorskim Domu Sztuki.

- Co ciekawe, nad przedstawieniami pracowało mniej osób. Dawniej wystarczył reżyser, scenograf i, jeśli trzeba było, choreograf. Reżyser zajmował się także światłami, bywało, że wspólnie ze scenografem, który dbał również o kostiumy. Dziś mamy liczne specjalizacje. No i są multimedia, które zastępują wielu ludzi i wiele ułatwiają...

Przez ponad 30 lat problemem był metraż sal do prób. Opowiada o tym Barbara Rubka, od 1980 do 2012 r. artystka chóru operowego, mezzosopran, dziś pracownik operowego Centrum Kongresowego: - Gdy tylko duża sala przy Gdańskiej 20 się zwalniała, natychmiast zajmowała ją orkiestra. Chór musiał często ćwiczyć w sekcjach, czyli raz głosy żeńskie, raz męskie. Było bardzo ciasno, siedziałyśmy prawie jedna na drugiej, z kolei w teatrze młodsze chórzystki przez jakiś przesiadywały na korytarzu, bo pierwszeństwo do garderoby miały te starsze, czyli ważniejsze. Dawały swoją ważność odczuć nawet w czasie prób z reżyserem. Sprytnie zasłaniały nas sobą, swoimi rzekomo ładniejszymi sukienkami, a przecież wszystkie miałyśmy takie same suknie...

Barbara Rubka uciążliwości mogłaby wyliczać jeszcze długo, ale po co, skoro i tak najcenniejsza była niepowtarzalna atmosfera tamtych lat. - Nie wiem, czy dziś młodzi mają takie wspaniałe imprezy. Ach, te nocne rajdy po knajpkach albo domówki - przyznam się, że w drodze powrotnej zdarzyło się nam wypić mleko wystawione przez mleczarza pod klatką. A jak było w operze? Wesoło! No i wszędzie się paliło! W kadrach, w bufecie, w toalecie. Jakoś nikomu to nie przeszkadzało!

Do dziś grupa dziewczyn: babć i pań czekających na to, by babcią zostać - Barbara Rubka wciąż czeka - spotyka się i wspomina. "Bal maskowy", rok 1984. Przesympatyczny i przezabawny tenor Franciszek Przestrzelski żegna się z życiem... - Kierownik muzyczny nie zrobił skrótu, więc Franek umierał, ożywał, umierał i tak w kółko. Szepnęłam w końcu: "Franek, k...", umieraj, bo ja tu nie wytrzymam!". W kulisach usłyszał to nasz kierownik, który zawsze wszystko słyszał, no i dostałam karę... - mówi pani Barbara.

A zagraniczne tournee? - Pojechaliśmy w 1984 roku na miesiąc do Włoch, ikarusem, bez klimatyzacji. Każdy artysta dostał dietę, ale wiadomo, że dietę się oszczędzało. Zabraliśmy suchy prowiant, komuś zgniła kapusta, potwornie śmierdziało. Nic nie wiedzieliśmy o tym, że kolega zza wschodniej granicy wiózł w tym rozgrzanym ikarusie, o zgrozo, butlę gazową!

We Włoszech śpiewaków z reżimowego kraju zaskoczyły radykalne obyczaje. Na Sycylii nie wolno było spacerować po mieście samemu, bo w tamtym czasie bardzo aktywna była włoska mafia. Ale nie tylko to... - Gdy raz usiadłyśmy w kawiarni, pod parasolkami, wzięto nas za prostytutki! Bo włoskie kobiety nigdy nie przesiadywały w knajpkach, to była w tamtych czasach rozrywka wyłącznie męska!

Urodziny

60 lat temu (21 września 1956 roku) Studio Operowe dwoma tytułami: "Flisem" i "Verbum nobile" Stanisława Moniuszki oraz "Weselem krakowskim w Ojcowie" Karola Kurpińskiego zainaugurowała działalność bydgoskiej sceny operowej.

Na początek rocznicowego sezonu wybrana została operetka Johanna Straussa "Baron cygański" [na zdjęciu], jedna z najbardziej efektownych realizacji ostatnich lat, której 60. przedstawienie odbędzie się we wrześniu. Natomiast koncerty jubileuszowe zaplanowane są na 1 i 2 października. Wystąpi cały zespół Opery Nova plus goście specjalni, Adam Woźniak i Ola Olczyk. Do zespołu ON dołączyli w tym sezonie: dawna chórzystka, już ze statusem solistki, Jolanta Wagner, zapamiętana z brawurowej kreacji "Halki", oraz panowie Janusz Żak i Sławomir Kowalewski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji