Artykuły

Teatr żywi się metaforą

Spektakl w reż. Erwina Axera z Tadeuszem Łomnickim w roli Artura Ui przeszedł do legendy. Czy biorąc na warsztat "Karierę Artura Ui" Bertolta Brechta, - nie obawiał się pan porównywania do spektaklu Axera z 1962 roku?

- To zupełnie inne spektakle. Dialog, który prowadził wówczas Erwin Axer i Tadeusz Łomnicki z publicznością, był bardzo czytel­ny; odnosił się do niedawnych wtedy doświadczeń wojennych i Hitlera, bo przecież to jest sztuka o Hitlerze. Musiałem znaleźć inne odniesienie. I nie chodzi nawet o nowe odczytanie, gdyż to zawsze będzie dramat o karierze politycz­nej, która została sprokurowana przez sprzyjające zbiegi okoliczno­ści. Interesuje mnie pokazanie konkretnego mechanizmu, który działał kiedyś i działa dziś - powoduje wyniesienie niektórych ludzi do władzy. Nieważne na jakim szczeblu - może być lokalny, powiatowy albo państwowy.

Czy pokusi się pan o krótki opis działania tego mechanizmu?

- Jest prosty. Najpierw musi zai­stnieć wola wyrażana przez ludzi, którzy mają dużo pieniędzy i poli­tyczne wpływy, aby wynieść wy­godną im osobę do władzy. Wystar­czy znaleźć odpowiednią osobę, potem "wpompować w nią" pie­niądze i poświęcić czas na wykreo­wanie wizerunku. Większość ten wizerunek "kupuje" bez zastrze­żeń. Dalej wszystko już się toczy samo. Krąży anegdota o dwóch wielkich amerykańskich produ­centach filmowych, którzy po wyj­ściu z nocnej popijawy, będąc je­szcze na rauszu, umówili się, że je­żeli pierwszy człowiek wyjdzie zza lewego rogu ulicy, to gwiazdę zrobi z niego producent idący po lewej stronie ulicy. A jeśli pojawi się ktoś w prawym rogu, to ten drugi. Zza prawego rogu wyszedł nieduży fa­cet z chrapliwym głosem o nie­szczególnej prezencji. Producent westchnął i powiedział, że mógł mieć więcej szczęścia. Ale później okazało się, że był to... Frank Sina­tra. To żart, ale ten mechanizm działa. Dziś dodatkowo ogromną rolę pełnią media, które mogą nie­mal wszystko.

W sztuce Brechta interesował pana tylko ten mechanizm?

- Nie mogłem robić spektaklu o Hitlerze, bo osobiście mnie nie dotyczy i wszystko, co trzeba było o nim powiedzieć, zostało już po­wiedziane. Nie chciałem robić sztuki historycznej i szukałem w tekście Brechta - który jednak pokazuje w kabaretowy sposób wi­zerunek konkretnego człowieka - jakiejś ogólnej przesłanki. W tea­trze wciąż mamy kłopot z pokazy­waniem rzeczywistości, w której się znaleźliśmy. Łatwo zrobić pu­blicystykę, ale teatr żywi się meta­forą.

Tekst Brechta jest "gangsterską rewią". Czy zachował pan kaba­retowość tego przekazu?

- To będzie opowieść podana ra­czej lekko, co nie oznacza, że nie­poważnie. Będzie i tzw. czarny hu­mor, i projekcje filmowe, w których pojawi się pastisz horro­ru, thrillera, kina obyczajowego. Przyświecał mi zamysł wzięty z Durrenmatta, który stwierdził, że po doświadczeniach II wojny światowej patos nie jest już w sta­nie wyrazić poważnych tematów i jego rolę powinna przejąć kome­dia.

Mechanizm, który pan opisał, często bardzo boleśnie nas dziś dotyka. Czy wydaje się panu, że można jeszcze się z tego śmiać?

- Ten spektakl musi przede wszy­stkim prowokować do myślenia. Może to zabrzmi nieskromnie, ale wiele razy widziałem spektakle słuszne i... nudne. A przez to nie trafiające do widza. Staram się po­kazać prawdę, ale w sposób atrak­cyjny. Nie tylko jeśli chodzi o este­tykę, ale także uwzględniając moż­liwości percepcji dzisiejszego wi­dza, który jest żądny silnych prze­żyć na krótki dystans.

Może tego doświadczyć w ki­nie, tam jest sporo efektów...

- Dlatego między innymi wyko­rzystałem w spektaklu kino, bo dziś sztuka ma właśnie tam naj­więcej możliwości. Najsilniej dzia­ła na psychikę, emocje. Teatr zawsze był i będzie sztuką intelektu­alną, gdzie słowo jest podstawo­wym nośnikiem i odwołuje się do rozumu. Film działa na zmysły i dziś w naszej płytkiej zmysłowej epoce jest lepiej "przyswajany", rozumiany. Może to się kiedyś zmie­ni, ale na razie tak właśnie jest.

W głównej roli obsadził pan Andrzeja Pieczyńskiego. Zmierze­nie się z kreacją Łomnickiego nie będzie proste.

- Andrzeja znam od dawna. Ce­nię go jako aktora, reżysera i dramatopisarza. Jest człowiekiem dy­namicznym, bywa gwałtowny, ale jednocześnie potrafi podporząd­kować się dyscyplinie rozumu. Jest niezwykle inteligentny, wrażliwy i spontaniczny, jako aktor - bardzo naturalny. Po tak silnej - i bardzo sformalizowanej - kreacji, jaką za­proponował Tadeusz Łomnicki, ta naturalność wydawała mi się zna­komitym przeciwstawieniem. To będzie postać groteskowa, ale nie karykaturalna. Uważam, że nie ma sensu wdrapywać się na po­tężną górę, którą stworzył Tade­usz Łomnicki i Erwin Axer, bo z takich gór zazwyczaj się spada. Lepiej znaleźć mniejszą, ale wła­sną. Spróbujemy nieskromnie wo­bec tego giganta wydać własny pisk.

- Dziękuję za rozmowę.

* * *

Premiera spektaklu "Kariera Arutura Ui" w reż. Wojciecha Adam­czyka odbędzie 7 października, w niedzielę, w Teatrze Miejskim w Gdyni o godz. 19.00. Scenografię przygotował Robert Sochacki, ko­stiumy - Elżbieta Wernio, muzykę Piotr Salaber, choreografię - Zdzi­sław Starczynowski, zdjęcia filmo­we - Waldemar Bala. Na scenie zo­baczymy m.in. Andrzeja Pieczyń­skiego, Dariusza Siastacza, Euge­niusza Kujawskiego, Mariusza Żarneckiego, Stefana Iżyłowskiego, Beatę Buczek-Żarnecką, Piotra Mi­chalskiego, Olgę Barbarę Długońską, Karolinę Adamczyk i gościn­nie - Andrzeja Żaka.

* * *

Wojciech Adamczyk ukończył Warszawską Akademię Teatralną, gdzie obecnie jest wykładowcą. Wyreżyserował kilkadziesiąt spektakli teatralnych, także mu­zycznych i w Teatrze Telewizji. Szerokiej publiczności jest znany jako reżyser serialu telewizyjnego "Tata, a Marcin powiedział". Ostatnia premiera to "Kolacja dla głupca" w Teatrze Ateneum z Woj­ciechem Pszoniakiem i Piotrem Fronczewskim w rolach głów­nych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji