Trzy razy teatr (fragm.)
W ten weekend płocki teatr pracuje pełną parą. Trzy dni, trzy wieczorne spektakle. Żyć nie umierać. Na pierwszy ogień idzie "Wydmuszka" w reżyserii Zbigniewa Lesienia. Sympatyczna historia o spotkaniu dwóch kobiet i o tym, jak bardzo je to spotkanie zmieniło. Coś jak "Thelma i Luise", tylko że bez całej tej strzelaniny i jakby w wydaniu Kabaretu Starszych Panów.
Kameralna scena zamieni się w najzwyklejszą w świecie bibliotekę, zakurzoną, trochę nudną, z nieco przywiędłą bibliotekarką za biurkiem. To Halina Kocięba, pani lekko po czterdziestce, uzależniona od nadopiekuńczej matki, niezbyt atrakcyjna, samotna. Do takiej biblioteki w pewien deszczowy dzień wpada - jak okazuje się później wcale nie przypadkiem - Roksana Kluczyk, żona miejscowego, nieco szemranego, biznesmena w lśniących kozaczkach, platynowej fryzurce, pełnym makijażu. Tak się poznają. Mimo tego, że dzieli je wszystko, stają się sobie bardzo bliskie, zmieniają się nawzajem, każda z nich wnosi do życia drugiej "oddech". Potem, dość szybko, w świecie, w którym dotychczas żyły, zmienia się wszystko. Kobiety dzięki sobie rozumieją, czego im brakowało, za czym tak naprawdę tęskniły. Robią razem pewną naprawdę szaloną rzecz (zdradzę tylko, że w grę wchodzi Casablanka). "Wydmuszkę" napisał Marcin Szczygielski. Przed płocką premierą (w styczniu tego roku) sztuka wystawiana była tylko raz, w warszawskim Teatrze Komedia. Grały w niej Joanna Liszowska i Anna Guzik. O przedstawieniu było nawet w pewnym momencie dość głośno, ponieważ dwie znane z ekranów telewizyjnych aktorki miały się w "Wydmuszce" namiętnie pocałować.
Nie wiem, jakim cudem ktoś przyczepił do sztuki łatkę "skandalizująca". Już dawno nie widziałam na scenie płockiego teatru czegoś tak lekkiego, eleganckiego. Dwie występujące w przedstawieniu aktorki - Hanna Zientara i Katarzyna Anzorge - wnoszą w nie tyle życia i uroku. Zresztą sprawdźcie sami. W piątek, o godz. 19.