Dialog dwóch Bab na jubileusz teatru
Na scenie Teatru im. Jaracza gorączkowe przygotowania do jubileuszu 80-lecia. Aktorzy i pracownicy teatru dwoją się i troją, żeby wszystko wypadło jak najlepiej. Będą spotkania z ciekawymi ludźmi, prezentacja książki o olsztyńskim teatrze i wystawy.
Trwają ostatnie przygotowania do spektaklu Baby pruskie. Na deskach grają niemal wszystkie aktorki. Doświadczenie spotyka się tutaj z młodością. To także spotkanie pokoleń. Irena Telesz (w olsztyńskim teatrze od 1975 roku), grająca tutaj przemytniczkę, spotyka się z Mileną Gauer, aktorką Jaracza od września. — Kiedy miałam pierwsze urodziny, moi rodzice powiedzieli, że ktoś tak uroczy jak ja może zostać tylko aktorką — śmieje się Milena. — Nie buntowałam się i nawet nie pomyślałam o innym zawodzie — mówi.
Najpierw uczyła się w studium aktorskim przy olsztyńskim teatrze, a teraz rozpoczęła karierę na jego deskach. — Jestem zaskoczona, bo robię to, co zawsze robiłam, czyli gram, a okazuje się, że to moja praca — wyznaje.
Irena Telesz wybrała aktorstwo świadomie. Jej droga do teatru prowadziła przez teatrzyk amatorski. — Zawsze chciałam grać w teatrze. Najpierw jednak byłam nauczycielką, a raczej grałam nauczycielkę. Gdybym nie mogła występować w teatrze, grałabym bibliotekarkę, ekspedientkę lub kogoś innego — mówi z uśmiechem.
Obie damy łączy kolor włosów. — Zaczęłam je farbować, od kiedy poszłam do studium. Chciałam, żeby to był znak rozpoznawczy — nieopatrznie zdradziła nam Milena. — Ja zawsze byłam rudzielcem — mówi natomiast Irena Telesz.
Baby pruskie to spektakl pomyślany specjalnie na jubileusz. — Brakowało mi spektakli, które żyłyby własnym życiem, na temat których dyskutuje się i prowadzi spory. Baby pruskie to taki „gorący kartofel” pobudzający do rozmowy o historii i przeszłości naszego regionu — wyjaśnia Kijowski. - Spodziewam się, że znajdzie się wielu zwolenników i przeciwników spektaklu — mówi dyrektor teatru.
To podwójny jubileusz: teatr istnieje w Olsztynie 80 lat, a od 60 nosi imię Stefana Jaracza. — Najpierw teatr miał krzewić kulturę niemiecką — wyjaśnia Tadeusz Prusiński, autor nowej książki Jest teatr w Olsztynie. Po II wojnie światowej, kiedy w sierpniu 1945 roku umarł Stefan Jaracz, ówczesny dyrektor teatru Stanisław Wolicki i przyjaciel wielkiego twórcy, postanowił nadać jego imię naszemu teatrowi. — Nie natknąłem się jednak na żaden oficjalny dokument o tym świadczący — przyznaje autor książki.