Dziś źle o grzecznych
Z "Polityki" dowiedziałem się o pewnym wydarzeniu, które miało miejsce w Tetrze Polskim w Poznaniu na sztuce "Ocaleni" E. Bonda. Pisała już o tym prasa poznańska, być może rzecz działa się już dawniej, ale ja się teraz dopiero o tym dowiedziałem.
Tutaj mały nawias: cudowna anegdotka opowiadana i opisywana przez Cata--Mackiewicza. Lata trzydzieste, Wilno. Do Tatara, z Trok (łatwo można ich było odróżnić), podchodzi raptem mały, suchy, już bardzo stareńki staruszek, w wytartym mundurze generała emeryta i z całej siły wali Tatara w gębę. Zbiegowisko. Staruszek nie ucieka. Bidny Tatar przerażony. Podbiega policjant. "Panie generale, co ten człowiek panu zawinił?" - "Ja, za Cecorę!" - dumnie i bez skrywania oświadczył staruszek. "Za Cecorę!?" - ktoś krzyknął w tłumie. - Cecora była trzysta lat temu!" - "Ale ja się wczoraj o tym dowiedział. " - oświadczył staruszek.
Otóż być może, że "ja się wczoraj o tym dowiedział". I dlatego teraz dopiero o tym piszę. Cytuję "Politykę" - "na jednym z kolejnych przedstawień miała miejsce scena następująca: siedząca w loży starsza pani podniosła się w momencie, gdy rozgrywano zabójstwo niemowlęcia przez chuliganów z Hyde Parku i postawiła swoje krzesełko na deskach sceny. Ja protestuję - zawołała - w imieniu sztuki przez duże S. ja protestuję przeciwko takiej brutalności i wulgarności, przeciwko takiej demoralizacji na scenie teatru".
Pisząc o tym w "Polityce" Sławomir Magala, autor przekładu sztuki Edwarda Bonda, z wydarzenia wyciąga wniosek chwalący sztukę. Uważa, iż jest to sztuka żywa, gdyż prowadzi do autentycznego kontaktu z widownią, do autentycznego dialogu z ludźmi myślącymi konserwatywnie. Ja natomiast spojrzałem na to wydarzenie od zupełnie innej strony - ja chcę pisać pochwałę tej starszej pani. A ponieważ w niniejszych felietonach nie wolno mi chwalić, a tylko ganić, tylko mówić źle - więc nie napiszę dobrze o niegrzecznych, tylko źle o grzecznych. Trochę to może karkołomne, ale łatwo się zrozumiemy.
Chcę bowiem napisać pochwałę tej starszej pani. Nie dlatego, że akurat zgłosiła protest wobec jakiejś konkretnej sceny (nie widziałem sztuki, nie wiem czy bym się z nią solidaryzował), ale dlatego, że zgłosiła protest, że zdobyła się na publiczną manifestację swojego stanowiska w teatrze, podczas przedstawienia. To bardzo piękna i bardzo właściwa reakcja. Młody Tuwim, Słonimski i chyba Lechoń gwizdali - były to lata dwudzieste - na pewnej strasznej sztuce Krzywoszewskiego, wystawionej w teatrze warszawskim. W roku 1956 w warszawskim Teatrze Dramatycznym gwizdano na sztuce Macieja Słomczyńskiego - protest przeciwko temu, że była to bardzo nieudana sztuka (żeby nie było nieporozumień: nieudana sztuka pisarza, który ogromnie dużo dobrego zrobił dla naszej literatury). Gdy krakowski "Teatr Eref" przywiózł przed dwoma laty do Warszawy swoje przedstawienie -- publiczność demonstrowała głośno: Sandauer z widowni krzyczał ku scenie, z protestem, inni masowo wychodzili w trakcie spektaklu. Te wszystkie demonstracje widzów przeciw sztuce uważam za niesłychanie właściwe. Za coś bardzo pięknego. Jesteśmy bowiem piekielnie usatysfakcjonowani, straszliwie grzeczni - i w rezultacie ta konwencjonalna grzeczność pozbawia nas możliwości wypowiadania swojej opinii. A przecież ta opinia jest ważna. Ważne jest i dla autora sztuki, i dla reżysera, i dla teatru w jaki sposób publiczność reaguje na spektakl. Ktoś napisał: publiczność głosuje nogami. To znaczy: przychodzi bądź nie przychodzi. Ale nie sądzę, by tego rodzaju protest przeciwko złej sztuce był intelektualnie dostateczny, choć jest on na pewno dostateczny materialnie. Krytycy piszą - ale krytycy to nie zupełnie widownia. Klaskanie po przedstawieniu stało się już tak nagminnym obyczajem, że ludzie uważają za słuszne bić brawo nawet i wtedy, gdy sztuka się im nie podoba - dziękując tylko aktorom za ich trud. To, że ktoś nie klaszcze, gdy mu się sztuka nie podoba - jak niżej podpisany - nie może być nawet zauważone, gdy wszyscy klaszczą dookoła i dopiero gadanina na "nie" zaczyna się w szatni. W tej sytuacji muszą istnieć jakieś inne sposoby wyrażania swego sprzeciwu wobec tej czy innej sztuki teatralnej.
Bardzo dobrym sposobem jest gwizdanie. Bardzo dobrym sposobem jest demonstracyjne opuszczanie sali. Bardzo dobrym sposobem jest takie głośne wyrażenie swego sprzeciwu jak to uczyniła owa starsza pani
W obcowaniu ze sztuką nie trzeba być grzecznym. Sztuka odwołuje się do naszych emocji i trzeba na nią reagować spontanicznie. Nie grzecznością, ale właśnie demonstracją. Kiedyś w Krakowie podpisywałem książki na kiermaszu tuż obok Wiecha. Wiech odszedł na chwilę. Wtedy zjawiła się starsza pani, która zaczęła mi straszliwie wymyślać; i chciała mnie bić parasolką. Wzięła mnie za Wiecha, a szło jej o to, iż Wiech jakoby zachwaszcza mowę polską. Nie miała racji, ale miała prawo - i dobrze, że z prawa tego skorzystała - tak zaatakować pisarza.
Sztuka nie wymaga celebrantów. Sztuka potrzebuje ludzi reagujących na nią spontanicznie, szczerze, ostro. Pisarz woli, gdy czytelnik jego książkę podrze w pasji niż gdy ją znudzony odłoży. Starsza pani w Poznaniu postąpiła cudownie. Oby ją naśladowano. Źle myślę o tych grzecznych.