Artykuły

Jak dziadek wyciął numer wnuczkowi. Pięć kilo cukru i inne kwestie

"Pięć kilo cukru" Gura Korena w reż. Katarzyny Deszcz w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Dziadek urywa się z zaświatów, nawiedza wnuczka, daje zadanie do wykonania. To jeszcze nic. Dziadek wciela się w żyjących, przemieszcza się z pasją, istny z niego maratończyk... Jak bardzo dybuk może być nieokiełznany i ile z tego uciechy - zobaczyć można w Teatrze Dramatycznym. I, przede wszystkim, zobaczyć, jak młodzi Żydzi próbują zdystansować się do traum i dziedzictwa swoich przodków.

Bo to właśnie żydowski dramaturg młodego pokolenia - Gur Koren - jest autorem sztuki "Pięć kilo cukru", która w białostockim teatrze (w reżyserii Katarzyny Deszcz) ma polską prapremierę. I w której spuszcza powietrze z balonu wypełnionego wzniosłym myśleniem o mistycyzmie żydowskim czy martyrologią czasów zagłady.

Tu wszystko staje na głowie: powaga folkloru żydowskiego miesza się z surrealistycznym poczuciem humoru, przaśny klimat ze wspomnieniem Holocaustu. Są tu przygody erotyczne różnych orientacji i w różnych wariacjach, słychać rejwach izraelskiego miasta, a młody singiel, luzak Gur (gościnnie Jakub Snochowski) wiedzie lekki żywot. Ale któregoś dnia lekki żywot się kończy, Gur dostaje niezwykłe zlecenie. Oto bowiem z ciała ponętnej rudowłosej dziewczyny odezwie się do niego... dziadek. Ledwie wnuk przetrze oczy i uszy ze zdumienia, dziadka głosem przemówi inna, miotająca się z komórką dziewczyna, potem taksówkarz, a nawet bezdomny i chiromantka.

Wierzyć, nie wierzyć? Jak nie wierzyć, skoro tylko dziadek spieszczał imię wnuczka - Gurke, i tylko on mógł wiedzieć, że kugel przyrządzany przez babkę nie był najlepszy? Dziadek, przypominając mu wstydliwe fakty, żąda od wnuka pewnego, zdawałoby się drobiazgu - ujawnienia istotnej dla niego prawdy z przeszłości, w którym niebagatelne znaczenie ma szmuglowany w czasie wojny cukier...

To, co jednak drobiazgiem dla dziadka, dla wnuka będzie, hm... dramatycznym przewrotem. Nie będziemy psuć niespodzianki, napiszemy więc tylko, że trzeba będzie płaszczyć się przed innym wnukiem, a nawet kupczyć ciałem. Nie będzie łatwo, oj nie...

Zestaw pomocowy

Tak jak wnuk wpadnie błyskawicznie w spiralę przeszłość-teraźniejszość, tak i my, widzowie, załapiemy się szybko na podróż (również multimedialną) między światami i epokami. To podróż wariacka, czasem po bandzie, czasem ryzykowna, ale prześmieszna. I w sumie wzruszająca, o czym dowiemy się na końcu.

Póki co, duch dziadka szaleje. W mistycyzmie i folklorze żydowskim to nic nowego - duch zmarłego, który nie może zaznać spokoju - powraca, by zawładnąć ciałem jakiegoś żywego człowieka. Powraca i dziadek więc, jako dybuk. Ale cóż to jest za powrót! Żadne tam podkrążone oczy znane z przedwojennych filmów o żydowskich dybukach. Nic w klimacie Szymona An-skiego (niewykluczone zresztą, że XIX-wieczny pisarz - ekspert od dybuków zatrząsłby się ze zgrozy, co też ten Gur Koren z tradycją wyczynia).

Dziadek to bowiem dybuk niepokorny, wielki uciekinier z zaświatów, z których wyrwał się niczym uczeń na wagary i korzysta z nich (wagarów) ile wlezie. O, to dziadek bardzo krzepki, który - choć nie żyje, to żyje bardziej niż niejeden żyjący. Doceni dobrego skręta (świetna scena smakowania "fajeczki"), pochwali krągłości ciała damskiego, w które się wcieli, nowocześnie podejdzie do tematu gejów, choć kiedyś myślał inaczej.

Mnóstwo tu humoru i ironii, która - choć bywa ryzykowna - świetnie się sprawdza. Czy to jako metoda na ożywienie dybuków, czy jako próba uporania się z dramatycznym dziedzictwem przodków. Nie da się nieustannie żyć w cieniu zagłady, młodzi Żydzi muszą sobie jakoś z nim radzić, a rodzaj ironii, jaką stosuje Koren, jest jednym z zestawów pomocowych. Przeszłość - z racji życzenia dziadka - jest w spektaklu nieustannie, ale, jak się okazuje, można o niej opowiedzieć też w niekonwencjonalny sposób. I w jednym miejscu, w jednej historii wzniosły klimat przełamać choćby podtekstami seksualnymi.

Dziadek i wiedza o stringach

Koren napisał dobry tekst, skrzący humorem, pełen prześmiesznych dialogów (przekład Agnieszka Olek), w których w żywe oczy (ale dość czule) kpi z żydowskich gestów, wizji i rytuałów. To też tekst mądry, bowiem - po swojemu i ciekawie - opowiada o pamięci i dialogu międzypokoleniowym. Wnuk, wiodąc luzackie życie, uciekał od przeszłości swoich przodków, a ta i tak go dopadła. Właśnie w postaci dziarskiego dziadka, który wychynął z zaświatów, by upomnieć się o swoje.

Dziadek postanowił swoje wojaże odbywać po różnych postaciach, co oznacza niezłe wyzwanie dla aktorów. Radzą sobie dobrze. Kelnerka niemal omdlewająca podczas wyliczania rozmaitych tart i kaw (ciekawa Dorota Radomska) nagle zaczyna mówić twardszym głosem, bo właśnie w jej wnętrzu umościł się dziarski dziadek. Dziadek zagarnie też telawiwskiego taksówkarza, który ma fioła na punkcie literatury i ze swadą zapowiada, że "jeśli ktoś powie, że jest coś lepszego niż "Sonata Kreutzerowska", to on z miejsca wyciąga japoński nóż i odcina sobie kutasa". Taksówkarz rozprawia i rozprawia, a tu nagle w paradę wchodzi mu dziadek, który radośnie woła: "Gurke" i wątek literacki znika. Dziadek przejmuje też ciało szkolnego kolegi swego wnuka, który z pasją pali skręta (brawurowy Sławomir Popławski), co dziadkowi też się spodoba. Ba, zażywny starszy pan, którego nie widać, nie odpuści też dziewczynie (Agnieszka Możejko), która właśnie wyszła, poprawiając garderobę, z zarośli, ale też dzięki niej poszerzy swą wiedzę o stringach.

Nie ziewajcie za mocno

Jest w tej galerii postaci jeszcze wystudiowany autor wspomnień (zabawny Piotr Szekowski) w kluczowej roli Jada Ryby, od którego praktycznie wszystko zależy. I oczywiście sam Gur, który z Rybą będzie miał do czynienia nie tak, jak by chciał. Grający go Jakub Snochowski tworzy postać młodego luzaka, czerpiącego z życia garściami, któremu nieoczekiwanie życie właśnie (i zaświaty) dają kuksańca w nos. Snochowski z wdziękiem urabia publikę - a to zapewnia, że on sam na jej miejscu miałby problem z tym, co się za chwilę wydarzy, a to instruuje: "nie ziewajcie za mocno, bo to rozprasza aktorów", a to pogaduje z głosem z offu, który Gura chce przywołać do porządku.

Jest też w spektaklu Białystok, choć przez moment, bowiem dziadek, jak się okazuje, tu peregrynował za tytułowym cukrem. W czym rzecz dokładnie - najlepiej sprawdzić samemu. I wyjść ze spektaklu z finałowym zdaniem w głowie. Bo Koren potrafi nie tylko rozśmieszyć, ale i porządnie wzruszyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji