Artykuły

Jabłko przekrojone na krzyż

1.

Ileż to jabłek w literaturze! Już w tym pierwszym zdaniu dokonałem nadużycia — powinienem bowiem napisać: ileż to opisów jabłek w literaturze, alegorii i zdań hipnotyczno-poetyckich powodujących, że w czasie lektury dochodzi do bezpo­średniego kontaktu z pachnącym naskórkiem, z soczystym miąż­szem jabłka. Pamiętam antonówki z opowiadania Bunina, ale gdy do mnie wracają, gdy stają mi przed oczyma, to bardziej są z sadu niż z literatury. Opowia­dania Bunina nazywano kiedyś (a może jeszcze się je tak nazy­wa?) pesymistycznymi, a przecież gdy wszystkimi zmysłami przy­pominam sobie owe jabłka (tak, tak — wszystkimi zmysłami, bo i zmysłem słuchu przywołuję od­głos ich spadania, szelest liści, spośród których się wyłoniły), to doznaję przejmującej radości. Może więc nadużycie, którego się dopuściłem, nie jest — wbrew logice — nadużyciem? Zatem: Ileż to jabłek w literaturze! A przecież współczesny polski czy­telnik, gdy padnie hasło: jabłko, bezbłędnie odpowie odzewem: Tadeusz Nowak. Bowiem autor Psalmów tak wielorako wyko­rzystuje symbolikę jabłek, iż wy­daje się, że wszystkie jabłka — i te z mitów, i te ostrożnie sma­kowane lub gryzione zachłannie — przypisane są jego twórczości. „Te jabłka — wyznaje Nowak — są jakby dodatkowym boha­terem powieści. (…) W pieśni lu­dowej słowo «jabłko» ma wiele znaczeń (…), jabłko przekrojone na dwie połówki jest symbolem miłości między dwojgiem mło­dych ludzi. Jabłko przekrojone na krzyż spełnia tę samą funk­cję, z tym, że jest już symbo­lem szykowanego wesela. Jabłko znaczyło również utracony raj, ten z Biblii i ten z dzieciń­stwa. Powszechnie wiadomo, że symbolem władzy królewskiej było złote jabłko z krzyżykiem”.

Właśnie ta wiełopłaszczyznowość decyduje o uroku prozy Nowaka. Świat jego utworów jest tyleż sensualistyczny, co i zmitologizowany. — Jak prze­kładać tę prozę na język sceny, aby materii, z której zbudowa­ny jest świat Nowakowych po­wieści, nie pozbawić owego oży­wczego dualizmu; czy w ogóle jest to możliwe? Pytanie stawia­no natarczywie nie tylko dlate­go, że twórczość współczesnych dramatopisarzy rzadko owocuje prawdziwie interesującymi sztu­kami, ale i dlatego, że powieść A jak królem, a jak katem bę­dziesz intrygowała świeżością postawionych w niej kwestii moralnych, bezpośredniością, a na­wet pewną naiwnością przeży­wania świata, co dla teatru — nie tylko poprzez, ale i ponad wyrafinowaną formą próbujące­go nawiązać bliski kontakt z widzem — mogło okazać się zbawienne.

2.

Najpierw Kazimierz Borowiec wykroił z powieści Nowaka mo­nodram. Potem nowohucki teatr przeniósł A jak królem, a jak katem będziesz na „normalną” scenę, wykorzystu­jąc w swojej adaptacji konwen­cję niby jasełkowo-szopkową (zabiegu adaptacyjnego dokonał sam autor, reżyseria: Matylda Krygier, scenografia: Władysław Wigura).

Zauważmy od razu, że czym innym jest monodram, czym in­nym „sztuka z rolami”. W pier­wszym wypadku dokonuje się z nurtu codzienności — czasu odświętnego; monodram — mimo wszystko — ma strukturę par excellence czasową, czym bliski jest powieści. „Sztuka z rolami” organizuje ponadto przestrzeń, swoiście odświęt­ną, bo rządzą w niej prawa róż­ne od potocznych. Tym samym adaptator, chcący z powieści zrobić „sztukę z rolami”, odczu­wa większy opór materiału. Wszelako Nowakowi zabieg się udał. Mimo że jako autor na pewno przywiązany był do po­wieściowego pierwowzoru, to przecież nie trzymał go się kur­czowo: na scenie powieść rozpoczyna się od momentu finalne­go, dopisał autor do niej sceny będące czymś w rodzaju ludo­wego misterium, wprowadził po­mylonego Józka — postać z in­nego utworu — któremu powie­rzył rolę Śmierci, bo „według wyobrażeń ludowych roli śmierci nie może zagrać człowiek w śmierć zawikłany”, więc nie mógł jej zagrać żaden z bohate­rów A jak królem, a jak ka­tem będziesz.

Adaptacja Nowaka była zatem udana, ale prawdziwy sukces ar­tystyczny odniosła dopiero na deskach poznańskiego Teatru Nowego. Sukces to tym większy, że nie tylko egzotyka wsi, jej mitologia okazała się magnesem przyciągającym publiczność. Po prozę z tzw. nurtu wiejskiego sięgnął w ubiegłym sezonie rów­nież Grzegorz Mrówczyński, który — z równie młodym jak on sam zespołem Teatru im. Norwi­da w Jeleniej Górze — zrealizował Konopielkę Redlińskiego. Także z powodzeniem. Jedy­nie warszawska adaptacja Awansu (reżyseria: Olga Lipiń­ska, scenografia: Alina Ronczewska-Afanasjew) okazała się nazbyt „felietonowa”, skeczowato-prześmieszna, żywiąca się przed­rzeźnianiem stereotypów à la Cepelia. Inna rzecz, że Awans nie jest z tak szlachetnego kruszcu, jak Konopielka.

3.

Spektakl poznański — korzystający, jak i swego czasu no­wohuckie przedstawienie, z Nowakowej adaptacji — rozgrywa się w scenerii wieloznacznej, zmetaforyzowanej. Scenografia — zaprojektowana przez Wacła­wa Kulę — wyrasta z realiów wiejskich, jest skrzyżowaniem chłopskiej zagrody z szopką, spożytkowuje — jeśli idzie o funk­cjonowanie przestrzeni scenicznej — niektóre elementy misteryjnej tradycji. Ale ważniejsze od tego, z czym się w niej dany kształt kojarzy, wydaje się bez­pośrednie, zmysłowe oddziały­wanie materiału, z którego sce­nografia jest „zbudowana”: prawdziwego drewna, prawdziwej wody (w korycie), prawdziwych jabłek. Nie ma to nic wspólnego z epatowaniem widza. Akcja po­znańskiego moralitetu — którego tematem jest i jabłko prze­krojone na krzyż (czyli miłość, szykowanie się do wesela), i wojna (która — zgodnie z mi­tologią Nowaka — jest „takim większym weselem”), i, przede wszystkim, odpowiedzialność człowieka przed sobą samym za swoje czyny — toczy się w każ­dym czasie i w każdym miejscu. Taka koncepcja spektaklu gro­ziła abstrakcyjnością, chłodem. I oto prawdziwość jabłka, praw­dziwość wody sprawia, że widz zaczyna mieć do czynienia jak gdyby z obrzędem. Atrapa nie gra jabłka, które jest wielozna­cznym symbolem, ale jabłko „od razu” — wprowadzone w zmetaforyzowaną przestrzeń — odsłania swoje symboliczne zna­czenia.

Rzecz jasna, walory te nie doszłyby do głosu, gdyby nie świe­ża, subtelna gra dwojga mło­dych: Joanny Orzeszkowskiej (Hela) i Wiesława Komasy (Piotr), gdyby nie wyrazista, pantomimiczna rola Lecha Łotockiego (Józek — Śmierć), gdy­by nie pewna swego gestu Sła­wa Kwaśniewska (Matka Pio­tra), gdyby nie Mojżesz grany przez Michała Grudzińskiego.

Janusz Nyczak (reżyser, stu­dent PWST w Warszawie) wiedział — albo przeczuwał — że utwór Nowaka może przemówić do widza swoją bezpośredniością, prostotą, bo jest w stanie wy­wołać z „niepamięci” człowieka obrazy-archetypy, zaś „obrazy takie — jak pisze M. Eliade (Sacrum — mit — historia, Warszawa 1970) — zbliżają (…) ludzi skuteczniej i w sposób istotniejszy niż język analitycz­ny”.

P.S. Podczas XV Festiwalu Pol­skich Sztuk Współczesnych we Wro­cławiu zespół aktorski Teatru No­wego w Poznaniu za przedstawienie A jak królem, a jak katem bę­dziesz otrzymał nagrodę zespołową I stopnia, Janusz Nyczak — nagrodę II stopnia za reżyserię, a Wacław Kula — nagrodę III stopnia za sce­nografię.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji