Artykuły

Dwa wesela w jednym

Naprawdę odkrywczy pomysł ma to do siebie, że skoro już ktoś na niego wpadnie, wydaje się oczywisty. Pomysł, o którym mo­wa, nie jest całkiem nowy - zro­dził się przed kilku laty w warsza­wskiej szkole teatralnej.

Mowa o połączeniu lub raczej zderzeniu w jednym spektaklu dwóch sztuk "Wesela" Antoniego Czechowa i "Wesela u drobnomieszczan" Bertolta Brechta. Bliźniaczo podobne jednoaktów­ki wykorzystują komizm tej sa­mej sytuacji - przyjęcia weselne­go. Co więcej, oba przyjęcia mają wiele cech wspólnych. Odbywają się w gronie stosunkowo nielicz­nym (11 i dziewięć osób), wśród ludzi o zbliżonej kondycji społe­cznej. U Brechta są to tytułowi "drobnomieszczanie", u Czecho­wa - telegrafista, akuszerka, agent towarzystwa ubezpiecze­niowego. W rezultacie oba wese­la demaskują te same zjawiska: fałszywe ambicje, cynizm i wyra­chowanie skryte za pustym fraze­sem, duchowe prostactwo boha­terów.

Smak spektaklu tkwi oczywi­ście w tym, że identyczny sche­mat za każdym razem wypełnia się zgoła odmienną treścią. Ci sa­mi aktorzy kreują odpowiadające sobie postacie. Magdalena Rudzka gra pannę młodą, ale w sztuce Czechowa jest to bezwol­na głuptaska, istna szmaciana lalka przelewająca się w ob­jęciach ojca, w dramacie Brech­ta - agresywny babiszon, który opętańczym wrzaskiem terrory­zuje ojca. Dwie zupełnie różne role grają i pozostali aktorzy - szczególnie dobrze udaje się to Aleksandrze Koniecznej i Jaro­sławowi Gajewskiemu.

Każdą z tych komedii stworzy­ła inna kultura i inna epoka - po jednej stronie mamy dziewiętna­stowieczną Rosję, po drugiej Re­publikę Weimarską. Czechowa i Brechta dzieli właściwie wszy­stko: sposób widzenia świata, typ wrażliwości, postawa duchowa.

"Czy dałoby się zestawić ja­kiekolwiek dwie inne postacie ostatniego stulecia literatury, by uzyskać efekt równie skrajny?" pyta Małgorzata Dziewulska w arcyciekawym eseju, drukowa­nym w programie przedstawie­nia.

Jeśli spektakl nie jest pełnym sukcesem, to chyba właśnie dla­tego, że zbyt słabo artykułuje odmienności utworów Czecho­wa i Brechta. Piotr Cieślak obie sztuki wyreżyserował w zbliżonej konwencji satyry, czy wręcz groteski. Operuje mocno przery­sowanym gestem, uzupełnia dia­logi parodystycznie rozdętą akcją sceniczną. Czechow źle na tym wyszedł. Jego rodzajowy ob­razek utracił swój specyficzny koloryt i bardzo subtelny - w po­równaniu z Brechtem - humor. Pierwszą część przedstawienia ogląda się zdecydowanie gorzej niż drugą. Ale ta druga wprost tryska dowcipem, porywa tem­pem, zdumiewa sceniczną inwe­ncją i pozwala zapomnieć o wcześniejszych usterkach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji