Na proscenium. Monsieur Berenger skazany na siebie.
Istnieje wiele dowodów na istnienie Boga,jak do tej pory nie ma ani jednego dowodu na istnienie człowieka. Wydaje się,że Ionesco postanowił ten dowód przeprowadzić. O co chodzi? Naturalnie,o komedię. I o koncept,który z punktu narzuca arbitralne prawo gry. Założenie komedii przypomina owe stare zabawy w: "co by było gdyby?" Co by było gdyby ludzie zamienili się w nosorożce? O tym właśnie zabawnie i pouczająco mówi sztuka Ionesco. Nosorożcem może zostać każdy: magister praw,logik,paniusia z kotkiem,właściciel knajpy,kierownik biura,przyjaciel imieniem Jan. I oto mamy stado najzwyklejszych w świecie nosorożców. I nie czas im wtedy tłumaczyć,że przystali na swoją klęskę. Oni jej pragnęli uniknąć: tak to rozumieją. Berenger robi jeden niezwykle prosty wynalazek,który brzmi jak dowcip,ale też nie w dzisiejszym świecie nie jest warte ochrony przed humorem. Berenger wpada na myśl,że strach jest największym złem,bo upokarza,bo odbiera człowieczeństwo. I to jest jego broń,ta jedna myśl. Boi się nosorożców,może bardziej niż inni,i właśnie dlatego im się opiera. Im większa ich siła,tym silniejszy jego bunt. Ionesco robi odkrycie,które było codziennością w latach II wojny światowej,przynajmniej pomiędzy Odrą i Wołgą, ale dobre i,to. Wcale nie jest tak łatwo robić podobne odkrycia w Paryżu. Świat może być najlepszym pod słońcem miejscem do hodowli kotów. Dla maszynistki Daisy będzie wiecznym powodem do przepisywania. Dla logika będzie zbiorem sylogizmów. Dla kierownika Motylka świat dostarcza urzędników. Dla właściciela knajpy klientów, a dla Ionesco świat jest krańcowym stadium alienacji. I o nic innego mu nie chodzi. Ci ludzie o których pisze,dla których pisze,przeciwko którym pisze są nieprzygotowani na swój los i w każdej chwili mogą się znaleźć w sytuacji irracjonalnej,a więc bez wyjścia. Berenger też nie widzi wyjścia,i nie posiada żadnych środków,a!e Berenger przystał na swój los. Jego biografia dopiero się zaczyna. I o nic innego nie chodzi w "Nosorożcu". Tylko: sytuacji irracjonalnej nie można rozstrzygnąć środkami racjonalnymi. Berenger jest bezradny,wie o tym,że jest bezradny i to mu na razie wystarcza,bo Berenger pragnie zostać Berengerem. Tak by wyglądała pierwsza,narzucająca się - i chyba najbliższa zamysłowi Ionesco interpretacja "Nosorożca". Byłaby to interpretacja optymistyczna,która zakłada,że Berenger przetrwa akcję pod kryptonimem "Nosorożec" lub zginie z przekonaniem o wartości swojego protestu,cokolwiek się jeszcze nie stanie. Ale możliwe jest ostatecznie drugie przypuszczenie,że wszyscy wokół Berengera są najzupełniej normalni,i postępują w sposób zgodny z logiką ruchu,a tylko on jeden - wyalienowany,chorobliwie drażliwy,"nienormalny". Może Berenger to wyjątek? Psychopata? Zakała narodu? I cała akcja pod kryptonimem "Nosorożec" ma na celu unicestwienie berengerowszczyzny? Jeśli Berenger nie potrafi swoich racji określić słowami,musi być winny,albo zwyczajnie racji nie ma. Pytanie nie jest pozorne. Proszę sobie przypomnieć,że intelektualiści niemieccy masowo popełniali samobójstwa po 1933 skazani na dolę emigrantów,outsiderów,wyrzutków socjalnych. Mówiąc nieco ściślej: punkt krytyczny procesu ujawnia się przekonaniem jednostki o jej winie. Mianowicie, trzeba odebrać człowiekowi racje lub przekonać go,że ich nie posiada. Można poddać w wątpliwość sam fakt egzystencji, można odebrać prawo istnienia. Tak,ale wtedy przyjmiemy punkt widzenia nosorożca. Byłaby to interpretacja przeciwna, i pesymistyczna. Bo akceptacja wyroku na Berengera jest aktem negacji. Ale takie wyjaśnienie uniemożliwił sam Ionesco,tę dwuznaczność usunął własnym piórem,wskazał adres, określił politycznie alegorię o nosorożcach. W istocie, powiastka o inwazji nosorożców na małe mieszczańskie miasteczko przypomina stare alegorie. Alegoria jest zresztą najczęściej używanym przez Ionesco tropem poetyckim. Jego sztuki mają konstrukcję dookolnych przypowieści,które sprawdzają się przez podstawienie. Tu klucz,tu patent Ionesco. Stąd wiedzie most w stronę surrealizmu i dalej - secesji. A więc wpada do miasteczka pierwszy nosorożec; jego zjawienie nie musi być niczym motywowane,właśnie dlatego,że pojawienie się pierwiastka irrealnego u Ionesco jest zawsze umotywowane. To nie gra słów po prostu stwierdzenie faktu,że Ionesco łamie tok naturalnej sytuacji po to,aby zagrozić możliwością lub nieuchronnością katastrofy tkwiącej w rzeczywistości takiej,jaką nosi w sobie ciągle jeszcze drobne mieszczaństwo,które nie wyciągnęło wniosków ani z I, ani z II wojny światowej. Ionesco jest przecież kaznodzieją drobnego mieszczaństwa,jest jego preceptorem,jest jego sędzią. Więc grozi im nosorożcami. Mógłby im grozić inwazją wielorybów,słoni lub kanarków. Tyle samo by z tego zrozumieli. Tyle co nic. Prawie tyle co nic. Rozumiem nadzieje Elsy Triolet,ale dostrzegam jałowość polityczną tak zmistyfikowanego problemu dla komunisty. Ale wróćmy do ogrodu zoologicznego,do nosorożców. Tymczasem rozmnażają się,nie wiadomo jeszcze jakim sposobem,ale ich przybywa, dopiero w akcie II się okaże,że ludzie włażą w skóry zwierząt,ci sami,dla których zjawienie się nosorożca ni z tego ni z owego w biały dzień na ulicy stanowiło rzecz nie do pojęcia,nie do przyjęcia,nie do wybaczenia. Naturalnie, tylko magistrat może ukrócić brewerie nosorożców,a gdzie ma się udać mieszczanin w potrzebie,jak nie do magistratu? Wszystko co się dzieje - dzieje się w ramach istniejącego porządku. Logika Ionesco tkwi w konstrukcji,bo aktorom zawsze każe klepać bzdury,i nimi osłania się tylko,nigdy komentuje. Tak więc nosorożce zjawiają się w ramach istniejącego porządku,a ich rozmnażanie odbywa drogą kafkowskiej przemiany. Wzór procesu jest nad wyraz prosty: 1 drobnomieszczanin = 1 nosorożec. Nosorożcem można zostać albo z ciekawości,albo z potrzeby,albo ze strachu,albo dla eksperymentu. I tak rozmnaża się stado,podbija miasto, inkorporuje władze,wprawia w stan ekscytacji ludność. Ale w tym mieście zarażonych i przeklętych znalazł się Loth. Monsieur Berenger nie może ulec przemianie,najpierw nie może,a potem nie chce. W końcu już sam nie wie dlaczego, wystarczy mu,że ryki tych zwierząt budzą lęk i odrazę. Bo nosorożce są bardzo hałaśliwe. Berenger nie musi mieć żadnych argumentów przeciwko nim,żadnych racji wymagających werbalnego sformułowania. Dlaczego jest przeciw? Kiedy zada sobie to pytanie,powie: "instynkt",ale zaraz się wycofa,bo ten "instynkt" zbyt przylega do mitologii nosorożców,do kultu siły,pierwotnego prawa natury itd.,więc powiada: "intuicja" i po pewnych wahaniach przy tym pozostaje,nie dlatego żeby określenie najściślej wyrażało stan jego umysłu,ale dlatego,że nie może znaleźć lepszego. Dudard w akcie III mówi:"Ty,Berenger nigdy nie zostaniesz nosorożcem. Nie masz do tego powołania". I nic więcej nie da się powiedzieć. Berenger nie ma do tego powołania. Marksistowska krytyka posiada w tej sprawie gotową odpowiedź,i gdyby chciała udzielić jej brzmiałoby to tak: "Berenger jest drobnomieszczaninem. Drobnomieszczanin jest klasowo ograniczany. Berenger jest klasowo ograniczony. A zatem: Berenger może przeciwstawić własnej klasie tylko ogólnik humanitaryzmu". I to w jakiś oczywisty sposób byłoby prawdą, tylko nie posuwa jeszcze sprawy naprzód. Ionesco znalazł w swoim mieście spacyfikowanym w akcji "Nosorożec" jednego człowieka na podobieństwo podania Pisma o garstce sprawiedliwych. Berengera albo w ogóle nie ma,albo jest w każdym z nas. Kolejno wszystkie postacie opuszczające Berengera,aby przystać do stada,przekazują mu przed zdradą własne najrozmaitsze motywy protestu. Od I aktu aż po koniec aktu III,do odejścia Daisy jesteśmy świadkami umacniania się Berengera,Jana Świderskiego,argumentami komparsów,którzy przekazują mu najlepszą,nieodpartą potrzebę człowieczeństwa. Tylko co z tego? To nie do określenia;albo to jest,albo tego nie ma. W każdym razie nic nie osiąga się na drodze werbalnych rozstrzygnięć. Wszyscy dokoła Berengera są nafaszerowani frazesem,żyją frazesem,rzygają frazesem i - szybko przechodzą na stronę stada. On jeden tylko nie ma żadnej gotowej odpowiedzi. Nie jest mędrkiem,nie jest filozofem,nie jest nawet bohaterem. Berenger Jana Świderskiego staje się dopiero bohaterem w punkcie krytycznym,w punkcie 0,kiedy cała reszta schodzi poniżej granicy człowieczeństwa,bo jest on postacią,która wciela swym istnieniem sumę przeciętności. W rezultacie,trudno nawet przypisywać sobie profit etyczny z samego faktu,że nie zeszło się poniżej. Osobliwością XX wieku jest właśnie ta mizeria,owo nieuchwytne quantum,nie do rozliczenia w obliczu katastrofy. To quantum nierozkładalne,podobnie jak elementarne cząstki,których fizyka jeszcze do tej pory nie potrafiła rozbić. Sytuacja nie jest chwalebna,ale jest to jedyna rzeczywista sytuacja,z jaką trzeba się zmierzyć. Berenger więc nie schodzi poniżej,skazany na siebie,skazany na własne człowieczeństwo. Ale też nic więcej nie należy od aktora wymagać; jest w końcu bohaterem komedii. Spodziewać się natomiast,że monolog w finale III aktu wyjaśni Wielką Tajemnicę,znaczy stawiać Berengerowi zbyt wygórowane wymagania. Nic tu się nie rozstrzyga za pomocą słów - tak uczy mistrz Ionesco. Gdyby tę sztukę napisał Genet w pierwszym akcie Berenger zostałby nosorożcem,jako jeden z pierwszych przymierzył maskę i po zgruntowaniu dna okrucieństwa,wypłynął na powierzchnię tuż przed spuszczeniem kurtyny oczyszczony przez zło. Gdyby tę sztukę napisał Sartre,naturalnie miałby Berenger więcej do powiedzenia,trup padałby gęsto,i złota myśl. Byłby to dramat w kostiumie historycznym,materiał na widowisko w stylu Wiktora Hugo. Gdyby tę sztukę napisał Camus,uczyniłby Berengera Cezarem wśród nosorożców i kazałby mu pod koniec wyznać,że całe to spustoszenie wywołane wśród ludzi jest daremne,i że on osobiście czuje się gruntownie rozczarowany. Zresztą,jego przeciwnik polityczny zdążyłby jeszcze przed spuszczeniem kurtyny posłać go na szafot. Z muzyką Meyerbeera stanowiłby "Nosorożec" materiał na wielką operę historyczną w stylu Cesarstwa. Tymczasem jest to,niestety,komedia i musi ona zawieść reżysera,jeżeli obciąży nadmiernie wiązania konstrukcji. Komedia powstała z dwudziestostronicowego opowiadania opartego na jednorazowym koncepcie. Jest farsą i wyłącznie jako farsa się sprawdza. Farsa może być bardziej pouczająca,lub mniej pouczająca,ale nie może być wyłącznie pouczająca. Wysiłek włożony w komedię zawsze się opłaca. Reszta wyjdzie sama,i zasmucająca bezradność postaci,i koszmar mistyfikacji,i absurd. Berenger krąży w tłumie ludzi bezosobowych - śmiesznych przez swoją bezosobowość,groźnych przez swoją bezosobowość,zgubionych przez swoją bezosobowość. Tylko dlatego ulegają przemianie w nosorożce. I tylko tacy ulegają przemianie w nosorożce. Wanda Laskowska czyni wszystko,aby tłum zindywidualizować,tymczasem należałoby się spodziewać,i nie bez racji,że postąpi na odwrót. W tym widowisku bohater się rozpływa,bo wszystko jest na tych samych prawach z Berengerem: i maszynistka Daisy,i przyjaciel Jan,i magister praw,i paniusia,i jej stratowany kotek. Reżyser zrealizował antyfarsę czyli widowisko,gdzie nie powściąga się zapałów rodzajowych,jakie każdy aktor z sobą do teatru wnosi. Zadanie polegało na maksymalnym redukowaniu środków,a nie na ich mnożeniu. Inwencja Ionesco polega na rezygnacji z inwencji. A więc,ponieważ dowcipy stały się frazesami,należy z przypadkowego frazesu uczynić dowcip. Oto zasada tego humoru. Ale z frazesem nie można podejść do rampy,nie można zwrócić się wprost do publiczności. Frazesy bawią,kiedy powiedziane są naturalnie,ze śmiertelną powagą,i bez żadnego ubocznego celu. W widowisku rodzajowym wszystko ma swój uboczny cel. Ionesco programowo zwalcza pojęcie tradycyjnej psychologii postaci. Laskowska na odwrót - tworzy galerię typów. Ionesco celowo doprowadza dialogi do stanu emocjonalnej nijakości, Laskowska na odwrót - dba o nastrój. Ionesco uparcie zwalcza zasadę scenicznej iluzji, Laskowska na odwrót - iluzję uparcie potęguje. Ionesco wysila się od lat,aby z koszmaru śmieszności wycisnąć odrobinę tragizmu,Laskowska na odwrót - z odrobiny tragizmu wyzwala całe masy śmieszności. Ionesco szuka sposobów,jak z nudy uczynić środek napięcia,Laskowska na odwrót - z pogłębionego napięcia czyni środek nudy. Scenę dla nosorożców przygotował Andrzej Sadowski: stworzył konstrukcje otwarte(sugerujące nietrwałość i tymczasowość świata skazanego na katastrofę),które przez stopniowy rozpad elementów ilustrują spustoszenie. Szkoda,że tylko zilustrował swój pomysł. Na tej spustoszonei scenie Teatru Dramatycznego Berengera pogrążają błędy komparsów. Świderski może zagrać tylko jedno: odporność wobec mistyfikacji. Bo o co w końcu chodzi w "Nosorożcu"? O to,że wszyscy ulegli mistyfikacji poza jednym Berengerem. Z tego punktu można było pewnie rozpocząć pracę i tak pokierować tłumem postaci, aby w miarę rozwoju sztuki wychodziła na jaw ich pełna gotowość do przyjęcia postaw zmistyfikowanych. Jan Świderski stworzył Berengera,który polemizuje z mistyfikacją a więc nie może przecenić siebie ani szukać w zaletach własnych motywów protestu. Istotnie,Berenger Ionesco nie musi ogłaszać uzasadnień swojego protestu. Po prostu,nie umie ryczeć jak nosorożec. Kiedy w akcie III próbuje zawyć, wszystko ulega wytłumaczeniu. Jest to kluczowa scena,tylko w takich scenach przejawia się rzeczywista inwencja reżysera. Coś tutaj reżyser powinien podpowiedzieć? Naturalnie, pantomimę. Wyobraźmy sobie,ile ekspresji byłoby w tej jednej niemej scenie. Berenger jest bezradny,i nie zostanie nosorożcem. Kropka. Przez całe trzy akty Świderski miał w sobie rozbrajającą prostotę,zdumienie,bezsilność człowieka, który nie może pojąć nonsensu,który widzi,że z sytuacji irracjonalnej nie ma żadnego racjonalnego wyjścia.