Artykuły

Historia szaleństwa w dobie infotainmentu

"Zwłoka" w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Teatrze im. Stefana Jaracza w Łodzi. Pisze Agata Tomasiewicz w serwisie Teatr dla Was.

"Zwłoka" najwidoczniej się zestarzała. Owszem, zobrazowanie niektórych mechanizmów rządzących władzą pozostaje wciąż nośne. Odłączenie ich od dawnych kontekstów (Dürrenmatta zainspirowała śmierć generała Franco) ukazuje jednak mielizny dramatu. Co zatem należałoby zrobić, żeby farsa polityczna się sprzedała i wybrzmiała dobrze? Otóż, należy pożenić ją ze skrajną bulwarowością. Wymieszać siarczyste bluzgi Kardynała, okrzyki książąt śledzących rozgrywki sportowe i buńczuczność wyuzdanej księżniczki. Nie, to nie jest ironia. Chyba tylko w ten sposób można dać wyraz całej dezynwolturze, z którą traktuje się sprawy wagi państwowej.

Kukiełkowy wymiar władzy bezlitośnie punktowany w "Zwłoce" nasuwa skojarzenia z "Balkonem" Geneta, w którym to francuski pisarz rozwija koncepcję gier i ról. Kluczem jest tu performatywność władzy. Odegranie "spektaklu" w dramacie Geneta pozwala przywrócić status quo w godzinie szalejącej rewolucji. Liczy się fasada - w dostojników mogą wcielić się wszak klienci burdelu. Baudrillard wskazywał na proces symulowania potęgi przez władzę w celu ukrycia jej faktycznej martwoty. "Zwłoka" Zawodzińskiego akcentuje coraz silniejszy wpływ kultury wizualnej w kreowaniu wizerunku władzy. Czy słabość jej struktur może jednak obejść podatnych na manipulację konsumentów mass mediów? Niemniej jednak nacisk położony na medialny aspekt polityki wydaje się logicznym i konsekwentnym rozwinięciem dramatu Dürrenmatta. Najbardziej uderza zjawisko pomieszania informacji i rozrywki, powstania hybrydycznego infotainmentu. Urszula Gryczewska wciela się w rolę dziennikarki prowadzącej autorski program w telewizji. Przed kamerą profesjonalna, prywatnie - herod-baba bluzgająca na swoich pomagierów, i sukkub pchający się na kolana notablom. Można by rzec: kobieta sukcesu, gdyby nie fakt, że w finale daje się podejść jak dziecko, wyczytując z podmienionej kartki prawdę o tożsamości doktora Arkanoffa. Co zresztą, jak sama stwierdza, wychodzi na dobre, skoro trybunały dawno już zamieniono w teleodbiorniki.

Genetowski jest sam akt wynajmowania aktorów, by "wiarygodniej" zagrali role dostojników. Nostromanni (Piotr Krukowski) podmienia Kardynała (Bogusław Suszka), któremu adaptator dopisał kilka (może więcej...) krwistych bluzgów. Głód występów prowadzi jednak do zaistnienia kuriozalnej sytuacji - nad łóżkiem Generalissimusa modli się trzech purpuratów. Żałobny kondukt markuje swój ból po śmierci chorego. Nikogo to nie razi. Grunt, żeby było efektownie. Widz wierzy (bądź udaje, że wierzy) w transmisję na żywo. Tymczasem przed okiem kamery dochodzi do formatowania rzeczywistości; rządzący mnożą kolejne duble i kreują pożądany obraz świata. Epoką, w której żyjemy, nie rządzą już nawet faktoidy - informacja została zdetronizowana przez miałką rozrywkę i zgrywę. Polityczne szacher-macher nie zawsze ma miejsce w kuluarach, poza granicami wzroku przeciętnego obywatela. Perfidia nieuczciwych zagrań zasadza się na ich jawności. Ekscelencja (najlepsza w spektaklu rola Andrzeja Wichrowskiego) podchodzi z dystansem do wrzawy ogniskującej się wokół konającego Generalissimusa. Jego zachowanie kontrastuje z chłodną zawziętością Arkanoffa (Mariusz Witkowski) i cynizmem Goldbauma (warty wyróżnienia Mariusz Saniternik). Szef rządu wydaje się orbitować poza głównym konfliktem, choć faktycznie pociąga za sznurki. Intrygująco przedstawia się postać chłopa Toto - w spektaklu nie ma już wątpliwości, że mężczyzna zapowiadający zemstę za śmierć syna jest jedynie projekcją umysłu Ekscelencji. Wejściu przybysza towarzyszy zmiana oświetlenia. Głos dobiega jakby z oddali, przetworzony jest przez mikroport. Drugie odwiedziny Toto kończą się próbą samobójczą Ekscelencji. Premier zdaje sobie sprawę z konieczności dokonania ofiary, by zakonserwować względny porządek. Jedyną możliwością utrzymania ładu staje się abdykacja wszystkich rządzących i złożenie losów państwa w ręce niezwiązanego dotąd z polityką Goldbauma. W finale diametralnie zmieniają się konotacje pojęcia "manipulacja w polityce". Manipulacja Ekscelencji nie służy już realizacji partykularnych interesów, lecz przekonaniu przywódców do zrzeczenia się przywilejów. Tym samym postać grana przez Wichrowskiego wyrasta na przewrotnego bohatera spektaklu.

Wciąż pewną zagadką pozostają Nieśmiertelne. Korowód kobiet, odzianych w krynoliny zszyte z okładek tabloidów i poszarpanych tkanin, staje się osobliwym chórem komentującym status quo pod wodzą Rosagrande (Milena Lisiecka). Nieśmiertelne tylko z pozoru reprezentują świat kobiecy, który od zarania dziejów rodzi i pielęgnuje życie. W rzeczywistości staruchy stanowią antyapoteozę kobiecości; niezdolne do płodzenia, mizoandryczne, wampiryczne, do świata wnoszą jedynie zatęchły muzealny zaduch. Nie bez powodu nazywa się je "resztkami reżimu". Gdy okrutny świat mężczyzn ulega zagładzie, a władza obnaża swoją atrofię, Nieśmiertelne dokonują samounicestwienia przy dźwiękach uderzeń w rytualny bęben. Jeżeli miałabym się pokusić o interpretację znaczenia tego wynaturzonego bohatera zbiorowego, nazwałabym staruchy pasożytniczym ciałem, które wysysa energię z męskiego świata wojny i polityki. A skoro władza upada, zdezawuowana przez jej głównego reprezentanta, Nieśmiertelnym pozostaje jedynie udać się w niebyt.

Zawodziński kondensuje pierwowzór szwajcarskiego pisarza, wycina część tekstu, usuwa postaci, które nie mają znaczenia dla rozwoju akcji. Oprócz wspomnianej medialności i performatywności władzy, istotny jest również problem odpowiedzialności za dawne zbrodnie. Osobną rozprawę należałoby poświęcić relacji Arkanoffa i Motzbachera oraz jednej z jego ofiar, Goldbauma. To w zasadzie jedyny z wątków przedstawiony w tonacji totalnie serio. Co zatem wynika z żeniaczki niewybrednego dowcipu i kanonicznych pytań powojennej historii, bulwarowości i refleksji nad mechanizmami władzy? Jak można ocenić efekt pracy zespołu Teatru im. Stefana Jaracza? Odpowiedź być może wyda się wymijająca, lecz, jak to czasem bywa, trudno jest udzielić innej - wszystko zależy od oczekiwań widza. Odbiorca nastawiony wyłącznie na czystą rozrywkę, zręczne gagi z minimalną domieszką refleksji, wyjdzie z teatru zadowolony. Ktoś, kto spodziewał się odświeżających obserwacji dotyczących aktualności, jedynie wzruszy ramionami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji