Artykuły

Wiwat, wiwat Dożywocie

Od dwunastego dnia czerwca 1835 r., in­nymi słowy od - powiedzielibyśmy dzisiaj - "prapremiery" fredrowskiego arcydzieła "Dożywocia" we Lwowie, publiczność opuszczając powyższy spektakl, powtarza ostatni wiersz komedii "wiwat, wiwat dożywocie" wyrażając tym największe uznanie i niekła­many zachwyt dla tekstu komedii. O ileż zachwyt zwiększał się i pogłębiał, gdy szło o niezapomnianą kreację Solskiego w roli Łatki. Dziwnym natomiast objawem jest brak ogółem w okresie przeszło stu dwu­dziestu lat śmielszych podejść inscenizacyj­nych do nieśmiertelnego "Dożywocia". W r. 1949, kiedy mistrz Solski ostatni raz inter­pretował Łatkę na scenie krakowskiej, w Teatrze im. Słowackiego, Wacław Nowa­kowski inscenizował "Dożywocie" celowo ja­ko spektakl akademicki. Tego rodzaju przed­stawienia, praktykowane m. in. czy to w Comedie Francaise, czy to w MCHATcie, czy to w Old Vic, spełniają nader ważną misję artystyczną, przekazując ogrom najciekaw­szych, najlepszych osiągnięć tradycyjnych z zakresu aktorstwa, inscenizacji, scenogra­fii, choreografii, zastygłych, utrwalonych w niezmiennych kształtach i rozmiarach.

Niezależnie od przedstawień akademickich winny zjawiać się i na naszych scenach próby nowoczesnego odczytania klasycznych utworów. Gdy idzie o arcytwór "Dożywocie", dopiero w ostatnich latach ukazało się w naszych teatrach kilka koncepcji insceniza-torskich, przydających omawianej komedii nowych barw, nowych walorów. Są to m.in. prace nad "Dożywoeiem" Zawistowskiego (Ka­towice, r. 1951) i Galla (Kraków, r. 1956).

Jak przedstawiała się poprzednio insce­nizacja "Dożywocia"? Na to raczej beznadziej­nie retoryczne pytanie można by odpowie­dzieć, że klasyczna komedia Fredry była zazwyczaj, tak czy owak, o tyle o ile, mniej więcej reżyserowana. O stronie inscenizatorskiej nie myślano wiele, spełniając wier­nie i sumiennie postulaty oraz wskazówki autorskie, zachowując niezmienność terenu, sytuacji, środowiska. Jedynym zabawnym urozmaiceniem początkowej sceny komedii była wstawka, nie pomnę przez kogo wykoncypowana, czy przez Solskiego czy przez Trzcińskiego, polegająca na tym, że za podniesieniem kurtyny, orkiestra, pogrą­żona we śnie, zgodnie ze wskazówkami sce­nariusza, w głębi, na krzesłach, wykonywa ni stąd ni zowąd cztery takty walca, fałszu­jąc w sposób bezprzykładny, z gorliwością godną lepszej sprawy, po czym tonie w dalszym śnie czy dalszej drzemce.

Zawistowski inscenizując "Dożywocie" zmie­nił a raczej rozszerzył teren gry, wciągając doń zapadnię i dobudowane na scenie pięt­ro. Osoby przybywające z ulicy wkraczały z otworu zapadni po schodach i tym sposo­bem powierzchnia sceny była pierwszym piętrem oberży. Natomiast schody wiodące m.in. do pokoju Leona narzucały wrażenie drugiego piętra. Zasugerowawszy publicz­ności dwupiętrową oberżę, mógł Zawisto­wski rozbudowywać coraz to inne sytuacje. Choćby dla przykładu weźmy piątą scenę drugiego aktu. "Leon podpity ale nie pija­ny przechodzi nucąc do swego pokoju: zas­tając zamkniętym odwraca się i woła". We­dług tej wskazówki Leon ukazuje się na schodach prowadzących na pierwsze piętro, z kolei zmierza na drugie, tam nb. przystaje, po czym w ciągu sceny schodzi na pierwsze piętro. Łatka, przerażony kaszlem Leona, może to wygrać mimicznie, w cią­gu wędrówki Birbanckiego to w górę to w dół. W scenie szóstej trzeciego aktu słowa Leona: "Bo cię, łotrze, na dół głową z tego okna wnet wyrzucę" nabierają sensu i logi­ki, publiczność bowiem wierzy, że Leon i Filip znajdują się na pierwszym piętrze. Zatem pogróżka Leona ma realne podstawy i nie przypomina bynajmniej chwytu sytu­acyjnego w "Weselu Fonsia" Ruszkowskiego, kiedy Kazimierz wyrzuca przez okno Mrozika, a publiczność nie przejmuje się tym zbytnio, wie bowiem, że wypadki rozgry­wają się na parterze i to niewysokim. I wreszcie w ósmej scenie trzeciego aktu Łatka zachwala przed Leonem uroki życia, wskazuje przez okno i woła: "Patrz na chmury, na te góry, na ulice, na kościoły, na te fiakry, na te budki". Otóż te wszystkie atrakcje życiowe, łącznie z fiakrami i bud­kami, oglądane z wysokości pierwszego pię­tra, niechybnie zarysowują się bardziej plas­tycznie niż z okna parterowego.

W przeciwieństwie do podejścia insceni­zacyjnego Zawistowskiego, starającego się o uzyskanie możliwie jak największej prze­strzeni życiowej dla grających, Gall, mając do rozporządzenia potwornie ciasną scenę Teatru Młodego Widza w Krakowie, dbał rozmyślnie o pogłębienie ciasnoty, wycho­dząc ze słusznego założenia, że oberża rów­nie dobrze może być rozległa jak i ograni­czona w rozmiarach. Na kotarowe tło i obramowanie wprowadził Gall elementy architektoniczne, uwzględniając wśród in­nych umowne drzwi i z lewej i z prawej strony, za którymi widać było od czasu do czasu aktorów, wkraczających na teren akcji. W głębi sceny zaznaczył Gall, wbrew wskazówkom scenariusza, obszerne schody, wiodące do galeryjki na piętrowej wysokoś­ci i tam umieszczony był zespół orkiestralny. Z chwilą kiedy Filip zabiera się dziar­sko do wyrzucenia członków orkiestry, cały przymusowy ich exodus odbywa się na prze­strzeni schodów, przy czym jeden z muzy­kantów zlatuje ze wszystkich stopni i lą­duje niemal przy rampie. Zabawnym po­mysłem Galla jest umieszczenie na ścianie oberży okazałej pary rogów jelenich, jak gdyby jakiegoś fantu zastawnego zdobyte­go na którymś z grających w karty, albo też nabytych przez właściciela gospody za znikomą sumę, aby przystroić wnętrze za­jazdu. Z innych pomysłów inscenizacyjnych Galla należy podkreślić moment, w którym Leon poszukuje Filipa. Birbancki widoczny jest dla publiczności w chwili, w której wpada w drzwi, prowadzące do pokoju za­jętego przez Orgona i Rózię, tam spotyka Rózię i odchodzi z nią w głąb pokoju czyli za kulisy. Również kiedy Birbancki wsuwa list do Rózi pod drzwi pokoju, widać córkę Orgona podnoszącą z zaciekawieniem list. Spektakl "Dożywocia" w Teatrze Młodego Widza cieszy się od kilku miesięcy niesła­bnącym powodzeniem. Gall nie tylko zainscenizował czy odczytał na nowo sytu­acje w "Dożywociu", lecz nadał odpowiednie tempo przedstawieniu. Z grona wykonawcze­go poza ciekawym, nawiązującym, być może podświadomie, do koncepcji Solskiego, częś­ciowo do stylu gry Holoubka, Ferdynan­dem Solowskim jako Łatką; zasługują na wyróżnienie: Ewa Drozdowska (Rózia), Zbig­niew Hellebrand (sugestywny Twardosz), Jerzy Krasicki (lekki, stylowy dr Hugo) i Zbigniew Bebak (obrotny Filip).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji