Artykuły

Sztukmistrz z Lublina

Po raz pierwszy mamy okazję oglądać na polskiej scenie adapta­cję dzieła Isaaca Bashevisa Singera - laureata Nagrody Nobla z 1978 roku. jednego z ostatnich twórców żydow­skich piszących w jidisz. Stało się to za sprawą Jana Szurmieja, który przed­stawił na scenie wrocławskiego Teatru Współczesnego "Sztukmistrza z Lubli­na" - spektakl niezwykle widowisko­wy, bogaty i różnorodny, ale też bar­dzo kontrowersyjny.

Pierwowzorem literackim jest po­wieść Singera o tym samym tytule, wydana w Polsce w 1983 roku. Tytu­łowy jej bohater - Jasza Mazur to postać złożona i wielopłaszczyznowa. Jasza jest Żydem, żyje wśród chasydów w świecie radosnego rozmodlenia i religijnej ekstatyczności. W tańcu i śpiewie wyrażają chąsydzi swą nierozerwalną więź z Bogiem. W ich świecie wartości dążenie do prawdy objawionej w Torze jest najważniejszą misją prawdziwego Żyda. Jasza jednak coraz bardziej oddala się od swej duchowej ojczyzny; jest sztuk­mistrzem i czarodziejem; jeździ po kraju, występuje, jest znany i popu­larny. Zdobywa kobiety, używa świa­ta, bywa w salonach XIX-wiecznej Warszawy, czytuje Dostojewskiego i Darwina, ale nie przeszkadza mu to przyjaźnić się z rabusiami z Piasków i odwiedzać spelunki. Jasza coraz bar­dziej staje się gojem; gdy powraca do domu, do swej żony Ester, odma­wia jeszcze modlitwy przed szabasem, myślami jednak jest gdzie indziej. W swej opowieści ukazuje Singer powol­ny proces odchodzenia od Boga i wia­ry. W optyce Jaszy modlitwy to tyl­ko słowa i gesty. Sztukmistrz wątpi, podważa, walczy, kocha i zdradza. Człowiek ten cały czas balansuje na linie życia między dobrem a złem, między prawdą a zwątpieniem. Miłość do Emilii, wdowy po warszawskim profesorze, doprowadza go do prze­stępstwa; gdy ucieka z miejsca nieu­danej kradzieży, skacze z balkonu i skręca nogę. Ścigany chroni się w synagodze. W akcji powieści jest to punkt zwrotny. Jasza - sztukmistrz sta­je się na nowo Jaszą - Żydem; syn mar­notrawny powraca. Zamurowuje się w celi bez drzwi i okien - rozpoczyna się czas pokuty. Ta pozornie prosta fabuła rządząca się prawami moralitetu posiada głębo­kie warstwy myśli i szereg podtek­stów filozoficznych. Jasza to człowiek myślący, poddający ciągłej rewizji swe czyny i swój świat wartości; zło­żoność struktury psychicznej nadaje jego losom głębszy, ogólnoludzki wy­miar. Nie jest to powieść łatwa do prezentacji scenicznej, mimo wartkiej akcji i dramaturgii wydarzeń ukaza­nie pogmatwanej psychiki sztukmi­strza nie jest rzeczą łatwą. Realiza­torzy spektaklu mieli więc ciężki orzech do zgryziema. Czy im się po­wiodło?

Inscenizactja, podobnie jak powieść, ognisku je się wokół postaci sztukmi­strza. Realizowana jest z dużym roz­machem i zacięciem. Jasza sceniczny (Maciej Tomaszewski) jest naprawdę czarodziejem i magiem: połyka ognie, balansuje na linie, żongluje, znika ze skrzyni zamkniętej na cztery spusty, wszystko to wygląda bardzo efektownie i widowiskowo. Wspaniale reali­zowane są sceny zbiorowe. Ulica tętni życiem; jarmark, cyrk, artyści, złodzie­je, prostytutki, Żydzi, Polacy, Rosja­nie; wszystko miesza się w jednym tyglu i aż kipi! Temu przeciwstawio­ny jest inny świat, także żywy i go­rący, cieszący się jednak inną rado­ścią. Jest to świat synagogi, świat chasydów, kantora i cadyka. Piękne sceny modlitw przywołują z pamięci obrazy z "Austerii" Kawalerowicza. Rytualne obrzędy, pieśni i tańce w sposób bardzo dokładny i pieczołowity przeniesiono na scenę, grane są przy tym z takim autentyzmem i ża­rem, że nie wzbudza to cienia wątpli­wości Nie ma tu nic z etnograficznej ciekawostki czy skansenu. Na scenie odbywa się religijne misterium; chasydzi w tańcu i śpiewie żyją jakby w innym czasie, obcują z inną rzeczywi­stością. Wielka to zasługa reżysera i choreografa zarazem. Nie wszystko jednak jest tak piękne i cudowne. Problem dotyczy gatunkowości przed­stawienia. Mówi się, że wrocławski "Sztukmistrz" to spektakl muzyczny i rzeczywiście jest w nim wiele do­brej muzyki autorstwa Zygmunta Ko­niecznego, są pieśni i piosenki, do których słowa napisała Agnieszka Osiecka. Chwilami jednak jest tych pie­śni odrobinę za dużo. Jedną z naj­ważniejszych scen "Sztukmistrza" jest rozmowa Jaszy z Bogiem; budzi ona pewne skojarzenia z Wielką Improwi­zacją Konrada, zresztą wydaje mi się, że jest to zamierzone przez reżysera. Napięcie rośnie i nagle w kulmina­cyjnym punkcie Jasza zaczyna śpie­wać. Robi się show, musical, Amery­ka! Rozbija to całą dramaturgię mo­nologu i zupełnie nie pasuje do poety­ki całości. Ten bardzo mocny końco­wy akcent muzyczny deprecjonuje w pewnym sensie koncepcję reżysera - jeśli Konrad to nie Broadway. Poza tym gra aktorów nie zawsze - szczegól­nie w konkretnych scenach - zasłu­guje na uznanie.

Mimo tych zastrzeżeń przedstawie­nie posiada jednak wiele zalet. Jest w nim kilka bardzo ciekawych pomy­słów inscenizacyjnych: choćby ucie­czka Jaszy po nieudanej kradzieży, kiedy to spada wprost do synagogi; także scena pokuty, w której ową ce­lę bez okien i drzwi symbolizuje odkrywający Jaszę tałes (szata liturgi­czna nakładana przez Żydów w cza­sie modlitwy), czy wreszcie wprowa­dzenie postaci kataryniarza-komentatora zdarzeń, a zarazem rzecznika "cie­mnej strony". Pomysłowe i funkcjo­nalne dekoracje (wspaniała kurtyna z motywami żydowskiej ikonografii) Wiesława Olko podkreślają dwoistość i różnorodność światów, w których ży­je sztukmistrz. Generalnie wszystkie elementy inscenizacji tworzą koheren­tną całość, przy ich użyciu udało się realizatorom przełożyć barwną i wie­loznaczną prozę Singera na język tea­tru. Spektakl ten, podobnie jak jego bohater, chwilami balansuje na linie, ale niewątpliwie jest ważnym i zna­czącym wydarzeniem artystycznym i koniecznie trzeba go zobaczyć.

Tylko jak to zrobić? Bilety nie do zdobycia. To też o czymś świadczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji