Artykuły

Cudzoziemszczyzna w Rozmaitości

Nie pochwalam w zasadzie praktyk tych różnych przerabiaczy, dorabiaczy i rozrabiaczy, którzy - dla tantiem i ambicji znalezienia się na afiszu w dobrym towarzystwie - traktują dzieła klasyków jako two­rzywo do przerabiania, uważając że sami napiszą lepiej, mądrzej, dowcip­niej niż Szekspir, Strindberg, Słowac­ki, Bałucki, Zapolska czy Fredro. Do­tyczy ta uwaga zarówno "przerabia­czy" zagranicznych, jak i rodzimych. "Gwałtu, co się dzieje w Teatrze Roz­maitości!" - pisałem przed trzema laty w recenzji z big-beatowej "adap­tacji" komedii Fredry "Gwałtu co się dzieje" dokonanej i wyreżyserowa­nej przez Lecha Komarnickiego.

W tym samym teatrze wystawiono teraz inną komedię Fredry, znacznie rzadziej grywaną i mniej znaną "Cu­dzoziemszczyznę" - "z piosenkami i dygresjami Wojciecha Młynarskiego i muzyką Jerzego Derfla".

Trzeba nam nowego Fredry - głosi jedna z dygresji Młynarskiego - bardzo nam się rozrosła lista wad narodowych. Młynarski jest w tej "adaptacji" mądrym, taktownym, do­wcipnym kontynuatorem Fredry. Przyświeca mu zawsze mądra dewiza: nie dajmy się zwariować. Tu też. Snobizowanie się "cudzoziemszczyz­ną" cechowało nie tylko epokę Fre­dry. Młynarski - zgodnie z Fredrą - wypowiada się przeciw skrajnej al­ternatywie: cudzoziemszczyzna czy parafiańszczyzna. No a przy okazji potrąca wiele innych spraw i spra­wek naszej współczesności. Także te­atralnej. Jest w tych jego "dygre­sjach" i tekstach piosenek, wykony­wanych przez Tadeusza Grabowskie­go, Jerzego Kamieńskiego i Zbignie­wa Stawarza, klimat jego najlepszych piosenek satyrycznych, jego ostrej "publicystyki estradowej". Niby po­kpiwa i z Fredry i uzasadnia swoją interwencję (Hrabina Julia: "Czy mu­sicie się ciągle po tej scenie plątać?". Komentatorzy: "Musimy. Bo ta sztuka, to straszna ramota") - ale cały spek­takl jest hołdem dla twórcy "Zemsty" i jego mądrego, do dziś przydatnego nie tylko ze względu na walory arty­styczne komediopisarstwa.

Dominuje jednak w przedstawieniu nie Fredro lecz Młynarski. To nie za­rzut. Dobrze, że tak jest właściwie. Bo cała Fredrowska intryga komedio­wa służy satyrycznym porachunkom - Fredry ale jeszcze bardziej Młynar­skiego - ze współczesnymi Polakami. Te przejścia od Fredry do Młynarskie­go, od postaci komediowych do trzech komentatorów, od jego czasu do cza­su naszego - odbywają się zgrabnie, płynnie, pomysłowo, co jest zasługą również reżysera. No i oczywiście wykonawców. Przede wszystkim pysz­nego w roli Radosta Edwarda Wichu­ry. Z przyjemnością ogląda się - chyba po wielu latach nieobecności lub niemal nieobecności na scenie - Marię Ciesielską, grającą tu - bardzo chyba umowną - "wdowę w średnim wieku" hrabinę Julię. "Pozytywnego" Zdzisława gra Maciej Rayzacher.

Dobra, mądra, pożyteczna zabawa!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji