Pies który nie macha ogonem
Od dawna zdumiewa mnie w zwierzętach ich umiejętność wyczuwania tego, co się zdarzy. Ktoś idzie, jest jeszcze za rogiem, przed nim kawałek ulicy, korytarz, schody. A psy już mnie o tym informują. Ilekroć wykazują niepokój, mogę spodziewać się czegoś szczególnego. Gdyby ludzie tak umieli, o ile prostsze byłyby ich losy. Ale zamiast wzorować się na przyrodzie, jej logice i porządku, ludzie tworzą sztuczne systemy, wywołujące konflikty, zawiści, niezgody. Ten ludzki chaos Fredro przeniósł w świat zwierząt, w swej sztuce Brytan Bryś.
Zastajemy przedwyborczą atmosferę podniecenia. Ujawniły się frakcje. Każdy walczy, jak umie: Lis chytrością. Kot przymilnością, Krowa uległością, Byk siłą, młoda Klaczka urodą itd. Borsuk jawi się jako publicysta z ostrym zębem, którym tnie wszystko, jednakże nigdy ponad zakaz cenzury. Swą świńską dewizę przedstawia Świnia, Lisowi w głowie chuda kura „będąca hańbą swego pokolenia”, Pudelkowi miękka kanapa. Poglądy więc są różne, jak u ludzi. A Małpa podstawia wszystkim lusterko: w każdej sytuacji powinno się zachować twarz.
Tymczasem co widza uderza po oczach, to twarz Johna Lennona. Gdy zastanawiam się, co tu robi Lennon, rozpoznaję nagle, że to nie on, tylko Michał Świtała w okularach… Ale — co się tu dzieje? Wśród futerkowych zwierząt, staropolskie kontusze. Tu kłapouch, tam szlachciura. Tu Cap, tam biało-czerwona chorągiewka. Na scenie las, bardzo zresztą umowny, na widowni mityng.
Widz chciałby pośmiać się z lisiej kity, małpich min i krygowania się krowy. Ale oto odzywa się wielka trąba: „Gdy okręt tonie, a wiatry go przewracają, głupi tłomoczki i skrzynki swoje opatruje i sam na nich leży, a do obrony okrętu nie idzie…” Kazanie Skargi!
W programie reżyser zamieścił fragmenty konstytucji, od Trzeciomajowej do ostatniej z 22 Lipca 1952 r. oraz kawałek Manifestu PKWN. I na zakończenie: „Jeśli spytasz mnie widzu szanowny cóż to wszystko ma wspólnego z Brytanem-Brysiem Aleksandra hr Fredry, nic nie odpowiem…”. Szkoda. Bo ja właśnie chciałabym spytać!
Bajęda, będąca pomimo wyraźnych podtekstów politycznych, materiałem scenicznym lekkim i prześmiewczym, została obciążona, co przyznaje sam reżyser w programie, „ciężkim bagażem historii”, zawierającym błędy przeszłości, walkę o władzę i dążenia do wielu wspaniałych wartości. Poczciwemu Brysiowi założono łańcuch dla stupudowego Byka.
A sam Byk (Andrzej Kietliński), skoro już o nim mowa, po wygłoszeniu sentencji, że „władzę zdobyć można byle siłą”, grzebie kopytem i mówi po prostu: „nie lubię pieszczoty z tyłu…”.
Widownia podczas premiery siedziała uśmiechnięta do aktorów. Język Fredry nie jest już dla nas tak czytelny, jak dla naszych dziadków. Aktorzy więc robią co mogą, żeby widz wyłapał sens. I to im się udaje.
Jak zwykle rozbawił mnie Sławomir Krzywiźniak (Lis, Osioł) i w jego ręce walizka, znaleziona prawdopodobnie na… „Wysypisku”… Przestraszył mnie Wojtek Romanowski jako Wilk, choć nie w wilczej, lecz ludzkiej skórze z poprzedniego przedstawienia, czyli ni to enkawudysta, ni terrorysta.
Wzruszająca była Świnia (Iwona Kotzur) gdy po przedstawieniu częstowała wybranych kromkami bułki, posmarowanej… stopioną słoniną. Jacek Jackowicz był Pudelkiem takim, jakiego chciałoby się mieć do zabawy i głaskania. Elżbieta Donimirska (Lisica-Łania) znów miała okazję, po Karawanie, pokazać nieprawdopodobnie długie nogi. Małgorzata Wower (Tchórz) i Aldona Paczkowska (Zając) zagrały zwierzątka zwinne, mądre i milutkie. Seksowną, młodą Jałóweczką była Tatiana Kołodziejska.
Sigrid Siewior gra Małpę z wielkim poświęceniem, co jej się w pewnym stopniu opłaca, bo jako Małpa dostaje na scenie banana i zjada go, a na premierze — jak dowcipnie powiedziała Małgorzata Wower — chociaż Małpa dostała kwiatki, ponieważ akurat stuknęło jej 10 lat w zawodzie, w co trudno uwierzyć.
Najsłabiej przemawiają postacie bez wyraźnego komizmu, jak np. tytułowy Brytan-Bryś, grany na dobitek kolejno przez różnych aktorów, przez co nie można się połapać. Ponieważ postacie innych zwierząt także są grane wymiennie, domyślam się tu aluzji do nomenklaturalnej karuzeli kadr.
Przedstawienie na pewno ma cechy rozrywkowe, miejscami jest zabawne i śmieszne. Ale jeśli już reżyser wybrał tę sztukę, jak mi się zwierzył — po dziesięciu latach przymierzania się, wolałabym zobaczyć Brysia zrobionego lżej, z mocniejszą satyrą a słabszą dydaktyką, w ciekawszej scenografii i bardziej pomysłowych, nawet dosłownych kostiumach, może z jakąś muzyczką i piosenkami?
Bryś, choć Brytan i „pies bez skazy”, to tylko pies — jak Szarik, Cywil, Bari syn Szarej Wilczycy i Huckelburry, tudzież moje dwa rude mieszańce Korek i Bruno. Czyli kundel, który w końcu macha ogonem na wszystko.