Artykuły

Komedia małżeńska wg Tołstoja

"Sonata kreutzerowska" w reż. Grzegorza Mrówczyńskiego w Teatrze Rampa w Warszawie. Pisze Szymon Spichalski w serwisie Teatr dla Was.

Podczas lektury "Sonaty kreutzerowskiej" nie można opędzić się od kilku myśli. Czy Tołstoj pisze to wszystko absolutnie szczerze? Czy utożsamia się z Pozdnyszewem? Dzieło Rosjanina łączy w sobie elementy dramatu psychologicznego i filozoficznej broszurki. Warto pamiętać, że autor przeżywał wtedy swoje "nawrócenie". Stał się ascetą i mizantropem. Pracował na roli, chodził w znoszonych ubraniach. Inna sprawa, że był już tak sławny, że nikt nie pozwoliłby mu żyć w całkowitym odosobnieniu. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że Tołstoj promował coś, co dzisiaj nazwalibyśmy buddyzmem w zachodniej wersji Ale żarty na bok.

W posłowiu do "Sonaty" autor wyraźnie określa, co chciał przekazać. Mamy zatem krytykę małżeństwa w obrządku (a jakże) katolickim. Taka "zewnętrzna" forma dążenia do "ideału zjednoczenia ludzkości" prowadzi donikąd O takim światopoglądzie pisarza świadczą też zapiski jego żony. Zofia Tołstoj skarżyła się na brak zainteresowania męża sprawami rodzinnymi. Wszystkie te teksty musiały być nieobce twórcom przedstawienia w Rampie. Inscenizacja Grzegorza Mrówczyńskiego podchodzi do dzieła Tołstoja z satyrycznym zacięciem.

Nieprzypadkowo w roli Pozdnyszewa obsadzono Andrzeja Niemirskiego, aktora o wyraźnie komediowym emploi. Jego bohater łączy w sobie inteligencję, energiczność, szczerość, ale i skłonność do paranoi. W pewien sposób jest nawet trochę demoniczny. Gdy artykułuje swoje podejrzenia i przemyślenia, robi to w sposób wyraźnie zdystansowany. Niemirski bierze swoją rolę w wielki nawias. Podkreśla to, co w osobowości Pozdnyszewa najwyraźniejsze - rozdmuchane do granic możliwości ego. W pewien sposób aktor gra też samego Tołstoja - człowieka, który w pewnym okresie swojego życia zaniedbał najbliższych za cenę własnych teorii. Odtwórca głównej roli znajduje się na scenie przez cały czas trwania spektaklu. Udaje mu się sprawnie przyciągać uwagę widza, pomimo pewnych interpretacyjnych zgrzytów. Są one widoczne zwłaszcza w dłuższych monologach. Pozdnyszew momentami jest rysowany zbyt grubą kreską, a jego ciągłe przechodzenie od ściśniętego gardła do krzyku staje się monotonne.

Ale takie jest chyba założenie samego Mrówczyńskiego. Tekst "Sonaty" przekształca się w jego spektaklu w scenariusz farsy małżeńskiej. Z jednej strony jest to zabieg właściwy, albowiem gdyby wszystkie dialogi z utworu brać na poważnie, publiczność nie wysiedziałaby w teatrze piętnastu minut. Ale wymusza to tym samym pewne uproszczenia. Chociaż Pozdnyszew jest de facto człowiekiem pogrążonym w swoich obsesjach, lekceważącym oczekiwania żony, to druga strona też nie jest bez winy. Relacja małżonki z Truchaczewskim nie jest u Tołstoja przedstawiona jednoznacznie.

Mrówczyński, niestety, w pewien sposób spłyca treść "Sonaty". Kabaretowa forma dobrze się sprawdza w momentach, gdy dochodzi do interakcji między postaciami. Ale gdy próbuje się zagrać jakąś nutkę serio, tworzy się nagle silny kontrast. Ma to wpływ na kompozycję przedstawienia, które jest zwyczajnie nierówne. Pomimo tego, że pojawiają się w nim ciekawe symbole. Na scenie stoi stelaż przypominający fortepian, natomiast Truchaczewski gra na plastikowych skrzypcach. Taka też jest miłość w "Sonacie", będąca - niczym muzyka w definicji Pozdnyszewa - pustą formą, która tylko drażni duszę. Jest sztuczna, tak jak nieautentyczne jest zachowanie dandysa Truchaczewskiego i pretensje żony. Ma to jeszcze jeden skutek. Domniemani "kochankowie" istnieją jakby z boku, są jedynie głosami w głowie protagonisty. Dlatego nie możemy poznać ich sylwetek dokładniej. W książce widać jednak pewne dwuznaczności. Relacja damsko-męska rozwija się w niej jak w "Pogardzie" Moravii.

Spektakl Mrówczyńskiego staje się w końcu moralitetem, bowiem Pozdnyszew nagle cudownie się nawraca. Mrówczyńskiemu udała się na pewno jedna rzecz. Farsa często lepiej punktuje ludzkie ułomności, niż najwymyślniejszy dramat. Nawet jeśli wywołuje śmiech, to jest to rechot, który można opatrzyć słynnym cytatem: "z czego się śmiejecie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji