Artykuły

Diagilew i jego wieczór

"Jestem primo szarlatanem, skądinąd pełnym rozmachu; secundo wielkim czarodziejem; tertio jestem bezczelny; quatro jestem człowiekiem o dużym zasobie logiki, a małych skrupułów; quinto istotą dotkniętą, jak się zdaje, absolutnym brakiem talentu. Zresztą wierzę, że znalazłem prawdziwe powołanie: - mecenat."

(Sergiusz Diagilew)

Był pierwszym wielkim popularyzatorem sztuki rosyjskiej na zachodzie Europy. Dzięki niemu, na początku naszego wieku, świat poznał najlepszych rosyjskich artystów: tancerzy, choreografów, scenografów, malarzy i kompozytorów. Kochał balet, dlatego wraz z grupą przyjaciół tancerzy wyjechał do Paryża, gdzie w 1909 r. zainaugurował pierwszy w historii sezon Baletów Rosyjskich, wystawiając na scenie Theatre du Chatelet "Sylfidy", własna wersję "Szopeniany". Odbywający później co roku sezon rosyjski pozwolił Diagilewowi spełnić marzenia o promowaniu sztuki i mecenacie oraz dał mu możliwość realizowania własnych pomysłów na przedstawienia, które wkrótce miały wzbudzić wokół niego kontrowersje, ale i przynieść zasłużoną sławę.

Współpraca Diagilswa i Niżyńskiego, młodego rosyjskiego choreografa i tancerza zaowocowała w 1912 r. wystawieniem "Popołudnia fauna" do muzyki Claudea Debussy'ego. Premiera przedstawienia wywołała skandal. Nowoczesny taniec nimf, śmiałe, pełne erotyzmu ruchy fauna oraz jego niezwykły, namalowany na ciele strój zyskały sobie zarówno zagorzałych zwolenników, jak i przeciwników. Kłótnia faunistów i antyfaunistów zakończyła się ostatecznie zwycięstwem tych pierwszych i przyniosła sławę Diagilewowi i Niżyńskiemu.

Kilka lat później zamiłowania Diagilewa zwróciły się w kierunku kultury iberyjskiej. Wynikiem tych zainteresowań była inscenizacja w 1919 r. "Trójkątnego kapelusza" do muzyki Manuela de Falli. Genialna partytura oraz niezwykle dekoracje i kostiumy Pabla Picassa sprawiły spodziewany efekt - "Trójkątny kapelusz" do dziś tańczony jest na wielu scenach świata i godnie reprezentuje hiszpański folklor w sztuce baletowej. Nowe arcydzieło zapisane na liście zasług Diagilewa dla światowej kultury.

1 lutego br. na deskach Teatru Wielkiego w Poznaniu odbyła się premiera przedstawienia pt: "Soirée Diagilew". Spektakl składa się z trzech części, baletów: "Sylfidy', "Popołudnie fauna" i "Trójkątny kapelusz". Założenia baletu opierają się na pomysłach artystycznych Diagilewa i jego współpracowników. Mamy więc "Szopenianę" tańczoną w scenografii ciemnego, romantycznego lasu, "Popołudnie fauna", w którym odbiorcę przytłacza ciężki taniec nimf i zaskakuje choreografia fauna oraz "Trójkątny kapelusz" z kolorowymi, jakby wyjętymi z bajki dekoracjami.

Niezwykle pomysłowe jest połączenie akurat tych trzech dzieł baletowych w jednym przedstawieniu. Zwolenników jednolitej fabuły i nastroju irytować mogą nagle przejścia bezpośrednio z klasyki do awangardy, z awangardy zaś do folkloru hiszpańskiego. "Soirée Diagilew" nie pozwala artystom na stworzenie wielkiej roli, jednakże trzeba pamiętać, że spektakl ten jest raczej swoistym pomnikiem pamięci Diagilewa, jako artysty i mecenasa, niż arcydziełem jednego kompozytora i jedne primabaleriny.

Na uwagę zasługują ensemble w pierwszej części, specyfika inscenizacji drugiej oraz pełen wdzięku i naturalności taniec Anny Huk, jako Młynarki z "Trójkątnego kapelusza". Dobre wrażenie sprawia jota i zespołowy finał przedstawienia.

Całość zasługuje na uznanie i większe zainteresowanie publiczności, niż na spektaklu w niedzielę 2 lutego (drugi i trzeci balkon świeciły pustkami). Myślę, że jest to raczej wina odstraszająco wysokich cen biletów na premierę (30 zł. za miejsce na parterze!), aniżeli braku zaciekawienia ze strony poznańskich miłośników baletu.

Niewątpliwie przygotowanie premiery wymagało dużego nakładu pracy ze strony artystów Teatru Wielkiego. Przekaz choreograficzny z przedstawień z początku naszego stulecia nie należał z pewnością do najłatwiejszych, a mimo to przyniósł oczekiwany efekt. Wszelkie drobiazgi scenograficzne i reżyserskie były dobrze dopracowane. Wszystkie trzy części spektaklu oddały to, czego pragnął Diagilew: pierwsza - melancholię i tajemniczość sztuki romantycznej, druga - mitologiczną egzotyczność, trzecia - splendor hiszpańskiego folkloru, i choć publiczność na przedstawieniu 2 lutego nie nagrodziła tancerzy i muzyków stojącymi owacjami, to bez wątpienia warto wybrać się na "Soirée Diagilew", gdy zostanie ono wznowione w marcu na deskach opery poznańskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji